Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- U nas wszystkie są słoneczne. Król szwedzki tylko tu zajeżdża.. Wiezie cię windą, wiezie i pokazuje pokój z cudownym widokiem na sąsiedni strych, gdzie się suszą dwa fartuszki i gdzie trzepią dywany. - Voila! To jest bardzo ładny pokój. - A gdzie jest słońce? - Jak pan to rozumie? U nas zawsze jest słońce. - A czemu teraz niema? - Teraz? Ach, teraz... To w istocie dziwne, że teraz niema... - W takim razie, kiedy tu będzie słońce, niech mi pan da znać. Do widzenia panu... Gdyby się w jednej setnej części sprawdziło to, czego ci ten człowiek życzy w tej chwili, nie doszedłbyś do bramy. Wreszcie jednak gdzieś osiądziesz, gdzie można z pyłu otrzepać obuwie, gdzie jest kominek, w którym nigdy się nie pali, gdzie na kominku jest zegar, który nigdy nie chodzi, gdzie jest kaloryfer, który powinien być chórzystką, nie kaloryferem, bo wcale nie grzeje, za to jednak jest stary, upudrowany kurzem i ciągle śpiewa, gdzie jest telefon, ale taki dla głuchoniemych, co to gadasz w niego| jak dziad do obrazu, a on nic "na szafce stoi, nikogo się nie boi", gdzie jest "landszaft", którego żaden malarz nie podpisał, ale muchy za to bardzo często, gdzie jest wanna, która jednak sama powinna się wykąpać, gdzie jest szafa z lustrem, ale z takiem lustrem, że kiedy w nie spojrzysz, tracisz w tej chwili ochotę do życia, gdzie jest kałamarz, ale z mazią, i pióro, którem tylko wyroki śmierci możesz podpisywać, gdzie jest wreszcie dywan, z którego by trup wstał, gdyby go na nim złożono. Ale ja byłem szczęśliwy, albowiem miałem cudowne mieszkanie ze słońcem, wprawdzie nie wprost, tylko odbitem w takiej nieśmiertelnej szafie z lustrem tak, że sobie mogłem śpiewać co rano, jak Butterfly; "dziś mamy dzień pogodny!" i dopłacałem za to słoneczne widmo tylko franka dziennie. Za księżyc - za to nic mi już nie doliczono, albowiem mój gospodarz, pan Caneppa, który nawet za atrament zużyty na ten nieskończony list nic sobie nie policzył, jest gentelmanem, wprawdzie tylko na oliwie, ale gentelmanem. Jest to bowiem Wioch, Włoch obdziera tylko do trzeciej skóry. Taki to już porządek tego świata, na którym "sam czart prowadzi bal", a cielec złoty "z bogów drwi". Całe szczęście, że słońce mało sobie robi z tego i wstaje co dzień z morza niefałszowane, śliczne, dobre i łaskawe, witane z wielkim krzykiem przez czeredę mew, a czasem przez potwornego sępa, hydroplan, który się wzniósł po nad fale i z groźnym, złym szumem, ze szmerem straszliwego jakiegoś owadu, stalowe skrzydła położywszy na słonecznych blaskach, wprost w słońce leci, jak chiński smok, który pożarł słońce. Za chwilę zaś, upojony własną pychą, sam, z własnej woli, leci na wodne przepaście i siada na nich; na wielkich, szerokich łapach, które pazurami drą niezmącone wody i po falach goni słoneczne odblaski, niecierpliwym, potężnym ruchem wodę sobie zgarniając pod stalowe piersi. Ujrzawszy potwora, tuli się z trwogi do fali jaskółka rybaczej łodzi z białym żaglem, zaś wielki wieloryb okrętu, który brzuchatym kadłubem leniwie na wody się położył, cierpliwy, afrykański podróżnik, nadyma się" i fałszywie pyszni, widząc te. djabelskie po fali igraszki uskrzydlonego rekina, nowo-modne i straszne. Jednakże, zdumienie jego, źle ukryte, niema granic. I oczy ludzkie się dziwią, że je słońce rozweseli, które jak opary z wód dobywa, tak z biednej ludzkiej duszy wywodzi opar trosk i smętków, a wiatr je po morzu rozwiewa, lecz nie na długo, bo czyż nie wiesz, miły mój przyjacielu, że czasem trzyma się człowieka jakaś rzecz podła i marna i w żaden sposób jej nie zgubisz, choćbyś ją gubił umyślnie. Polska troska to jest właśnie takie stare żelaziwo. Zejdziesz z morskiego brzegu i wejdziesz w ciasne uliczki, a ona już stoi za węgłem, milcząca i cierpliwa i dziwnie uśmiechnięta ; wypłowiałym pióropuszem do stóp ci się skłoni i znów idzie za tobą len giermek obdarty, wierny jak nieszczęście i jak wychudzony pies. Nie utonie w morzu, bo takie topielec morze zaraz na brzeg wyrzuca, nie zginie w tłumie ludzkim, bo jest mądra. A gdy ją, zabłąkaną, konstabl -spyta: - O melancholjo, nimfo, skąd ty rodem? - Z Polski! - odpowie ci zawsze owa dziewica, która ma przejście wolne przez celną granicę