Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wtedy odda mu pierścionek i będą mogli się pożegnać. Boże, jak ona to zniesie? Tak bardzo kochała Nicka. Pojawił się w jej życiu i nieodwracalnie je zmienił, bo otworzył jej oczy i serce na otaczający ją świat. Pokazał jej różne możliwości. 337 JULIE GARWOOD Jak miała spędzić bez niego resztę życia? Laurant zapatrzyła się w lustro i wolno wyprostowała ramiona. Trudno, serce będzie miała złamane, ale przecież przeżyje. Zostanie sama, znowu. 35 JVościół był pełny. Chyba zaproszono wszystkich mieszkańców Holy Oaks, pomyślał Nick, który stał przy wejściu i przyglądał się tłumom wlewającym się do środka. Kilka rodzin próbowało dostać się na chór, ale żeliwna krata była zamknięta, a na niej wisiała tabliczka z napisem „Proszę nie wchodzić". Ktoś próbował pokonać zabezpieczenie i mimo wszystko iść na górę, musiał się jednak poddać i poszukać sobie miejsca na dole. Dwóch pomocników kierowało ruchem gości i namawiało ludzi, żeby ciaśniej usiedli w ławkach, robiąc w ten sposób miejsce dla innych. Nie ominęło to nawet pierwszej ławki, w której usadzono matkę panny młodej. Nick starał się nic przeszkadzać. Laurant stała ze ślubnym orszakiem w sieni pod chórem. Mimo otwartych drzwi panny młodej nie było widać. Kiedy Laurant się obróciła, pochwyciła jego spojrzenie, niepewnie się uśmiechnęła i znikła mu z pola widzenia. Jedno skrzydło głównych drzwi zostało zamknięte, żeby orszak mógł się ustawić w miejscu niewidocznym dla gości siedzących w kościele. Pan Brockman stał z dłonią na klamce i raz po raz zerkał, czekając, aż ojciec Tom wyjdzie z zakrystii i zajmie miejsce przed ołtarzem. Zaniepokojony tym, że może zapomnieć, co ma robić, albo potknąć się o suknię i przewrócić pannę młodą, zaczął nerwowo wzdychać. Za kilka minut miał oddać swoją jedyną córkę jej mężowi. Sięgnął do kieszeni kamizelki pożyczonego smokingu i wyjął z niej chusteczkę. W chwili gdy ocierał czoło, przypomniał sobie o siostrach Vanderman. - Wielki Boże! - szepnął głośno. Córka go usłyszała. Ujrzała przerażenie malujące się na jego twarzy. 339 J u UF. GARWOOD - Co się stało, tato? Czy ktoś zemdlał? - Zapomniałem o siostrach Vanderman - odpowiedział. - Tato, nie możesz teraz po nie jechać. Zaczyna się ślub. Ojciec rozejrzał się gorączkowo, szukając pomocy, spostrzegł Nicka i chwycił go za rękaw. - Czy może pan przywieźć Bessie Jean i Viole Vanderman? Bardzo proszę. Pewnie czekają na samochód przed domem, a jeśli nie będą na ślubie, nie zapomną mi tego do końca życia. Nick nie chciał zostawić Laurant, ale był w sieni jedynym człowiekiem, który nie miał żadnego zadania podczas ceremonii. Wiedział, że zjazd ze wzgórza i powrót zajmą mu tylko kilka minut, lecz mimo to bał się opuścić kościół. Laurant zauważyła jego wahanie. Wyszła z orszaku i zbliżyła się do niego. Przy każdym kroku szeleściła jej suknia. - Niczego nie stracisz - powiedziała dostatecznie głośno, żeby usłyszał ją ojciec Michelle. Potem pochyliła się do niego i szepnęła: - Przecież już po wszystkim, zapomniałeś? Już nie musisz się o mnie martwić. - No, dobrze - zgodził się z ociąganiem. - Pojadę za minutkę, jak podejdziesz do ołtarza. - Ale jeśli się pospieszysz... - Chcę zobaczyć, jak podchodzisz do ołtarza - odezwał się nieco ostrzej, niż zamierzał. Prawdę mówiąc, przed opuszczeniem kościoła chciał zyskać pewność, że Laurant jest pod opieką Noaha. Nie dał jej czasu na dalsze prowadzenie sporu, na co wyraźnie miała ochotę, wszedł bowiem do kościoła i wzdłuż ściany dotarł do południowego naroża, tak że znalazł się dokładnie naprzeciwko drzwi zakrystii. Czekał, aż wyjdą stamtąd Tommy z Noahem. Przez tłum przetoczył się szmer oczekiwania. Pojawił się Tommy i goście z głośnym szuraniem wstali. Był ubrany w świąteczny biało-złoty ornat i obchodząc ołtarz, uśmiechał się. Szedł ku miejscu u szczytu trzech stopni, dzielących nawę od prezbiterium. Stanąwszy tam, złożył ręce, zerknął na pianistę i skinął głową. W chwili gdy rozległa się muzyka, goście jak jeden mąż spojrzeli w stronę podwójnych drzwi, wyciągając szyje i przestępując z nogi na nogę, żeby jak najlepiej widzieć wejście panny młodej. Noah stanął w prezbiterium, trzymał się jednak z boku, w pobliżu drzwi zakrystii, a ramiona miał skrzyżowane na piersi. Dłonie chował w rękawach czarnej sutanny i wolno przesuwał wzrokiem po twarzach zebranych. 340 PRZYNĘTA Nick uniósł rękę i skinął na przyjaciela. Gdy Noah zszedł ze stopni w bocznej nawie i zaczął się do niego przeciskać, pierwsza druhna właśnie ruszyła ku Tommy'emu. Zanim Noah spotkał się z kolegą, szła już kolejna druhna. - Kazali mi przywieźć staruszki - powiedział szybko Nick. -Kiedy Laurant znajdzie się przy ołtarzu, wyjdę z kościoła. Nie będzie mnie tylko parę minut, ale póki nie wrócę, musisz osłaniać i ją, i Tommy'ego. - Nie ma sprawy - zapewnił go Noah. - Nie spuszczę ich z oka. Nickowi ulżyło. - Wiem, że uparłem się jak osioł, ale... - Przeczucie, to przeczucie. Dla mnie dużo więcej znaczy twój instynkt niż wszystkie dowody Wessona razem wzięte. - Tak jak powiedziałem, nie będzie mnie najwyżej dziesięć minut. Noah skinął głową w stronę drzwi kościoła. - O, jest Laurant. Rany, ale laska. - Jesteś w kościele, Noah. - Wiem, ale jak ona wygląda, ech. Nick prawie na nią nie spojrzał. Noah powoli wracał do ołtarza, zatrzymywany po drodze przez młode kobiety, które wychylały się z ławek, ściskały mu rękę i wypowiadały słowa powitania, a tymczasem Nick dobrze przyjrzał się tłumowi zgromadzonemu w świątyni. W pobliżu ołtarza stali Willie z Markiem. Żaden z nich się nie ogolił, ale przebrali się w koszule z krótkimi rękawami i włożyli krawaty. Również oni byli zapatrzeni w Laurant. Gdy doszła do Tommy'ego i przyłączyła się do pozostałych druhen, które zajęły miejsca u podnóża stopni przed ołtarzem, Nick wyszedł bocznymi drzwiami na dwór. Pobiegł do samochodu, klnąc głośno, po drodze zauważył bowiem, że inni kierowcy zablokowali mu wyjazd z parkingu. Wsiadł do wozu, zapalił silnik i przeciął starannie wypielęgnowany trawnik, usiłując nie uszkodzić rabatek z niecierpkami i krzakami róż. Dopóki nie znalazł się na ulicy, poruszał się w ślimaczym tempie. Dopiero potem wcisnął pedał gazu. Przez cały czas instynkt podpowiadał mu, by zawrócić do kościoła. Usiłował zwalczyć tę panikę logicznym rozumowaniem. Laurant i Tom- my'emu nic nie groziło, Noah ich pilnował. Na pewno nie po- 341 JULIE GARWOOD zwoliłby, żeby coś im się stało. Zresztą w kościele nic nie mogło się zdarzyć. Msza połączona z ceremonią ślubną potrwa około godziny, w zależności od tego, jak długie będzie kazanie Tom-my'ego. Nawet gdyby jazda po siostry Vanderman zajęła mu kwadrans, a nie dziesięć minut, wszystko będzie w najlepszym porządku. Nie byłby taki zdenerwowany, gdyby znał wyniki tych cholernych badań laboratoryjnych