Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

– Co tu może nie grać? – zastanowił się, wzdychając głęboko po zakończeniu lektury. Patrzyłna złożoną teczkę i nagle jakaś iskierkamignęła muwumyśle. Odniósł wrażenie, że podświadomie coś przeoczył. Coś bardzo istotnego, acz ukrytego jakby między wierszami. Jeszcze razwyłożył na blat zawartość teczki. Powoli, zdanie po zdaniu, czytał wszystko od nowa. Pogoda zrobiła się paskudna. Nad miasto nadciągnął dywan ponurych chmur, nie wróżących niczego dobrego. Stalowe kłęby, sprawiające wrażenie wiszącego nad ziemią wzburzonego morza, przewalały się po niebie gnane siłą wiatru. Z daleka dochodziły już ponure, niskie pomruki nadchodzącej burzy, a zapadającywkoło mrok rozjaśniałycorazczęściej, przecinające chmury – cienkie nitki błyskawic. Chłodny powiew przeszył Kasię na wskroś, aż nią zatelepało, a skórę ściął dreszcz. Nieprzyjemne wrażenie pogłębiałajeszczenietypowa dla tejporydnia ciemność, abardziej „po malarsku” –niska temperaturabarw. Dziewczyna przyspieszyła kroku, zadowolona, że umówiła się z Czarkiem u niego, a nie gdzieś na mieście. Stałaby teraz pewnie na jakimś przystanku i dygotała zzimna. Zatrzymała się na brzegu chodnikaprzepuszczając pędzącego „malucha” i... nie ruszyła zmiejsca. Poczuła bowiem na ramieniu silnychwyt czyjejś dłoni. – Ale pędzisz, – zadudnił jej nad głową ciepły baryton Adama – ledwo udało mi się ciebie dogonić. – Ścigasz mnie? – z uśmiechem odrzekła Kasia. – Zauważyłem cię przed chwilką i pomyślałem, że można by parę słów zamienić. – Można by, ale niekoniecznie tu i teraz, bo aura nie sprzyja – dziewczyna wymownie spojrzała na granatoweniebo zwiastujące nadchodzącą ulewę, –toraz,adwa: przepraszam cię bardzo; spieszę się. Wpadlibyście jutro wieczorkiem do „Sułtańskiej”, to pogadamy. Nie miała zielonegopojęcia, skąd przyszedł jej do głowytaki pomysł i takaknajpa,ale słowo się rzekło. Sympatycznybrodaczochoczoprzystał na propozycję i zerkając na ponure chmury, szybko się oddalił. Wbiegającdo starejkamienicy, gdzieCzarekwynajmował mieszkanie, Kasiapoczuła na ciele pierwsze, ciężkie krople deszczu. – Umówiłam się na jutro z Adamem – oznajmiła od drzwi, strzepując z włosów kropelki wody. – Dziwne powitanie – skwitował jej słowa gospodarz. – Zmieniaszpartnera. Rozumiem, masz mnie już dość – dodał złośliwie. – Wariat! – Kasia objęła Czarkaza szyję ipatrząc woczyrzekła słodko: –Jeszczenie mam cię dość, choć czasami... Paskudny zazdrośniku. Adam to jeden z naszej grupy – wyjaśniła uwalniając gozuścisku. – Nie wiem, co mi do głowywpadło, aleterazmyślę, żekto wie... Może on teżma jakieś swoje spostrzeżenia. Pójdzieszze mną – rozkazała, alewidząc nadalzdziwione spojrzenie pana swego serca, dodała: – On pewnie też nie będzie sam. Po chwili siedzieli już razem. ZmarzniętaKasia,przytulonado Czarka, czerpała ciepło zjego ciała, a dodatkowo grzała dłonie trzymając oburącz filiżankę zgorącą kawą. – Wracając do twego odkrycia – odezwał się chłopak, – to dobrze byłoby zebrać trochę informacji o tymcałym „klinicznym” towarzystwie i spróbować popytać ich o to znamię. – Z Jagną to wyszło dość naturalnie. Głupio o to... innych... Niewydaje ci się? – A ta potencjalna dziennikarka, jak jej? – Maja? No, ją to ewentualnie mogę zapytać. Zadzwonię od razu. Dobra? Kiedy przeszła do telefonu, stojącego tego dnia w przedpokoju, Czarek przyniósł z kuchni talerzyk z truskawkami i kartonik śmietany. Wyszedł jeszcze po miseczki i cukier. Rozmowa dziewcząt trwała jednak bardzokrótko, bo jak wrócił do pokoju Kasia, siedziała jużna swoim miejscu. – Ico? – zapytał. – Nie wiem. Obraziła się najwyraźniej, bo rzuciła słuchawką. – Ale co powiedziała? – Zapytałaczyśmywszyscypowariowali i czyniemoglibyśmyprzestać do niejwydzwaniać. Na koniec wrzasnęła, żebysię odczepić od jej piegów. No i odłożyła słuchawkę. Nierozumiem. – A ja chyba tak –Czarek spojrzał na zdziwioną reakcją Mai dziewczynę. – Musiałaotrzymać wcześniej podobnytelefon. – Od kogo? – Od Jagny. – Myślisz, że Jagna zorientowała się? – Chyba tak. Maszlistę tych ludzi?Kasia wyjęła z kieszeni spodni trochę sfatygowaną kartkę i położyła przed nim. – Spróbuję jakoś sprawdzić, co to za jedni – rzekł Czarek wkładając świstek do swego kapownika. – Przytul mnie mocno – dziewczyna spojrzała mu w oczy. Chłopak objął ją ramionami i wtedyzaoknem huknął potężnygrzmot. Odruchowo przygarnął ją silnie do siebie, jakby chciał ochronić swój najdroższy skarb przed uderzeniem mocy nieziemskiej. Propozycja, jaką otrzymała po powrocie do domu, należała do ofert „zdecydowanie do odrzucenia”. – Dlaczego jutro? –Kasia spojrzała na matkę wzburzona. – Pojutrze teżmogęznimpojechać. Jeden dzień go nie zbawi. – Nie unoś się, proszę – mama próbowała ją uspokoić. – Wiesz, że nie lubię, jak samzostajew domu, a tak się złożyło, że jutro i tata, i ja musimy jechać na delegację. – Rok szkolnykończysię za trzydni. Nie rozumiem, dlaczego akuratmójbraciszek ma mieć jużod jutra wakacje. Mamo, – Kasia spuściła ztonu – wieczoremjestem umówiona. Nie zdążę obrócić