Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Upłynęły długie minuty, zanim był w stanie mówić. - Simeon? Simeon! - zdołał w końcu wychrypieć. - O co chodzi, Chaundra? - Nie podoba mi się jego wygląd. Brzmienie głosu doktora było dla Simeona tak nie- pokojące, że włączył wizję. Doktor był widocznie zmęczony, co, biorąc pod uwagę ogrom pracy, którą wykonywał, było normalnym stanem, tym bardziej, że Chaundra miał skłonno- ści do przepracowywania się. Gdyby Simeon posiadał zdol- ności odczuwania zmęczenia, to w tej chwili rozebrano by go na części. Ciemny mężczyzna o drobnej budowie miał po- szarzałą twarz i czoło zroszone potem. Simeon uruchomił program diagnostyczny. Niedobrze. Skrajny stres zagrażający zdrowiu człowieka. Chaundra me był już młody, a w czasie swojej kariery wielokrotnie musiał znosić wrogość otoczenia. Nie wspominając już o bieżących problemach. - Ta wiadomość... - Chaundra zmusił się, by wskazać swój ekran. Drogi Tato - przeczytał Simeon. Dlaczego to, do licha, me uruchomiło programów mojego obserwatora? Na Boga, za to obedrę Joat ze skóry! Przepraszam, ale nie mogłem polecieć. Mam nadzieję, ze zrozumiesz i wybaczysz mi, lecz gdyby coś miało ci się stać, a mnie by tutaj nie było, nigdy bym sobie nie wybaczył. Muszę tu zostać, ponieważ mama nie może. Kocham cię. Seld. - Och! - Simeon zamilkł pełen współczucia dla Chaun- dry. - Ale przecież wsadziłeś go na... - Nie - przerwał mu Chaundra bezbarwnym głosem. - Czekał w kolejce. Był już prawie w śluzie. Potem otrzymałem sygnałową wiadomość, kodem oznaczającym, że sprawa jest bardzo pilna. Seld wiedział, że muszę zareagować. Rozumiał to. Uściskaliśmy się, powiedzieliśmy sobie do widzenia i zo- stawiłem go tam. - Słabo skinął ręką, niezdolny do więk- szego wysiłku. - Praktycznie był już na statku. Jak, do diabła, mogło się to zdarzyć? - Przykro mi, ale chyba wiem. I to aż za dobrze! - odrzekł Simeon. - Spróbuję się dowiedzieć, gdzie w tej chwili znajduje się ten niegodziwy łobuz. - Nie miał na myśli Selda, lecz nie wyjaśnił bliżej swego określenia. Po chwili przerwy odezwał się zakłopotany: - Nie mogę go znaleźć, więc gdziekolwiek jest, dobrze się ukrył. To powinno być pewnym pocieszeniem, Chaundra - oznajmił łagodnym, uspo- kajającym tonem. - Skoro ja nie mogę go znaleźć, to tym bardziej me uda się to oczekiwanym przez nas gościom. Niemniej będę nadal szukał. Możesz na mnie liczyć! Będę patrzył każdym okiem, jakie posiadam, pomyślał ponuro Simeon. Jak taki dobrze ułożony, dobrze wychowany Seld mógł dać się wciągnąć w zwariowany plan Joat? Jaką rolę ma w mm odegrać ten dzieciak? I to ja ponoszę winę za tę sytuację i ból serca Chaundry. Joat tak rwała się do nauki, że nie widział powodu, by ograniczać dostęp jej terminalu do schematów. A była wystarczająco zbuntowana, zanim stan wyjątkowy zmusił ją do ukrycia się. Nie miał pojęcia, do czego teraz była zdolna. Na mojej stacji buszuje uczony-idiota, pomyślał z goryczą. Dojrzalszy o dziesięć lat w dziedzinie postępowej inżynierii technicznej, lecz o moralności pięciolatka. Egoizm małych dzieci może być czarujący pod warunkiem, że nie są dość silne, by narobić większych szkód. Natomiast w przypadku osób prawie dorosłych, możliwości przekraczają wszelkie granice. - Ale Seld jest gdzieś tutaj! - krzyknął Chaundra. - Według zegara wiadomość została wprowadzona dziesięć go- dzin po odlocie jego statku! - Wiem, widzę. Nie martw się, Chaundra. Znajdę go. - Wiem, że go w końcu znajdziemy. Martwię się jednak, gdzie on się schował. To jest dla niego niebezpieczne! Rozu- miesz? Serce mi pęka ze strachu, że mój syn mógł umrzeć. Simeon przeprowadził kolejne, szybkie przeszukiwanie sta- cji, tym razem uwzględniając apartamenty opustoszałe w wy- niku ewakuacji. - Wciąż szukam. Jest wiele miejsc, w których mógł się ukryć i w których nawet ja me umiem go znaleźć - powie- dział, żeby uspokoić Chaundrę. - Jest dużym, silnym dzie- ciakiem, który potrafi sam sobie radzić. - Jak każdy z nas, dodał w duchu. Nie widział powodu do wyróżniania kogokol- wiek na stacji, lecz nie było sensu przypominać teraz o tym Chaundrze. - Nie - powiedział doktor przez zaciśnięte zęby. - On nie jest "dużym, silnym dzieciakiem" i nie umie sam sobie radzić. Nigdy nie będzie silny. Po zarazie, która zabrała jego matkę, pozostało uszkodzenie nerwu. - Uszkodzenie nerwu?- zapytał nieufnie Simeon. Regeneracja tkanki nerwowej była starą i dobrze znaną technologią. Bez niej istnienie ludzi z kapsuł byłoby nie- możliwe