Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Był to człowiek gwałtowny i wrażliwy. Jego przedwcześnie zmarły ojciec powierzył mu pieczę nad Montillac, o które jego bracia i siostry nie dbali, bo leżało za daleko od Bordeaux i przynosiło mizerny dochód. Osiadając tutaj, postanowił, że mu się powiedzie. Aby wykupić od braci ich część spadku, zadłużył się u swego przyjaciela Raymonda d'Argilat, bogatego właściciela ziemskiego spod Saint_Emilion. I w ten oto sposób, skoro już nie został pierwszym po Bogu na pokładzie handlowca, został jedynym panem na Montillac. 1 Sierpień dobiegał końca. L~ea, druga córka Pierre'a Delmas, która skończyła niedawno siedemnaście lat, z na wpół przymkniętymi oczami siedziała na ciepłym jeszcze kamieniu murku okalającego taras w Montillac. Zwrócona ku równinie, znad której dochodziła niekiedy morska woń sosen, dziewczyna machała opalonymi, gołymi nogami, obutymi w pasiate płótniaki. Podparta rękami o murek poddawała się szczęściu istnienia, czując pulsowanie ciała pod cienką sukienką z białego płótna. Westchnęła z błogością i przeciągnęła się, kołysząc się z wolna, zupełnie jak kotka Mona, kiedy się budzi w słońcu. L~ea, tak jak jej ojciec, kochała tę posiadłość i znała jej najmniejsze zakamarki. Jako dziecko chowała się za młodymi pędami winorośli, za rzędami beczek, bawiła się w berka z kuzynkami i kuzynami, z synami czy też z córkami sąsiadów. Nieodłącznym towarzyszem jej zabaw był syn zarządcy piwnic, starszy od niej, o trzy lata Mathias Fayard. Całkowicie jej oddany ulegał urokowi najlżejszego jej uśmiechu. L~ea miała kręcone, wiecznie potargane włosy, potłuczone kolana i ogromne oczy fiołkowej barwy, ocienione długimi, czarnymi rzęsami. Jej ulubioną zabawą było wystawianie Mathiasa na próbę. W dniu swoich czternastych urodzin poprosiła go: - Pokaż mi, jak się kocha. Oszalały ze szczęścia chwycił ją w ramiona, pokrywając urywanymi pocałunkami jej piękną twarz zanurzoną w sianie. Półprzymknięte, wielkie, fiołkowe oczy śledziły uważnie każdy gest chłopca. Kiedy rozpinał guziki jej cienkiej, białej bluzki, uniosła się, żeby mu pomóc. I zaraz, w przypływie spóźnionej wstydliwości, zakryła małe piersi. Równocześnie poczuła, jak obezwładnia ją nieznane pragnienie. Gdzieś daleko, wśród zabudowań gospodarczych usłyszeli głos Pierre'a Delmas. Mathias przerwał pieszczoty. - Nie przerywaj - wymamrotała L~ea, przyciskając do siebie głowę młodzieńca o kędzierzawych, kasztanowych włosach. - Twój ojciec... - No to co, a może się boisz? - Nie, ale gdyby zobaczył, wstyd by mi było. - Wstyd? Dlaczego? Czy robimy coś złego? - Sama wiesz. Twoi rodzice zawsze byli tacy dobrzy dla mnie i dla mojej rodziny. - Ale przecież ty mnie kochasz. Ogarnął ją spojrzeniem. Jakaż była teraz piękna: te jej złociste włosy, poprzetykane suchymi kwiatkami i źdźbłami trawy, lśniące oczy, rozchylone wargi, ukazujące białe, drapieżne zęby, jej młode piersi o sterczących sutkach. Mathias wyciągnął rękę i zaraz ją cofnął. Powiedział, jak gdyby do siebie: - Nie, to by było źle. Nie w ten sposób... - A potem dodał głosem bardziej stanowczym: - Tak, kocham cię i właśnie dlatego, że ciebie kocham, nie chcę ci... Jesteś panienką z pałacu, a ja... Odsunął się i zszedł na dół po drabinie. - Mathias... Nie odpowiedział i L~ea usłyszała, jak zamykają się za nim wierzeje stodoły. - Co za głupiec z niego... Pozapinała guziki bluzki i zasnęła. Spała aż do wieczora, kiedy to zbudziło ją drugie uderzenie gongu na kolację. Gdzieś w oddali, na wieży kościoła w Langon albo też w Saint_Macaire, wybiła piąta. Sułtan, pies podwórzowy, zaszczekał radośnie goniąc dwóch młodych ludzi, którzy ze śmiechem zbiegali w dół po murawie. Raoul Lef~evre przed bratem dopadł muru, na którym siedziała L~ea. Zdyszani oparli się o mur z obu stron dziewczyny, a ta popatrzyła na nich z dąsem. - Co tak wcześnie? Myślałam już, że wolicie tę głupią No~elle Villeneuve, która sama już nie wie, jak wam się przypodobać. - Ona wcale nie jest głupia! - wykrzyknął Raoul. Brat kopnął go w kostkę. - Zatrzymał nas jej ojciec. Villeneuve uważa, że wojny tylko patrzeć. - Wojna, wojna, o niczym innym nie mówią. Mam tego dosyć. Nie obchodzi mnie to - powiedziała L~ea opryskliwie, przekładając nogi na drugą stronę murka. Obaj takim samym teatralnym gestem rzucili się śpiesznie do jej stóp. - Wybacz nam, królowo naszych nocy, słońce naszych dni. Precz z wojną, co wzburza dziewczęta, a chłopców zabija! Twoja fatalna uroda jest ponad te nędzne drobiazgi. Kochamy cię miłością, której nic nie dorówna. Którego z nas wolisz, o królowo? Wybieraj. Jeana? Szczęśliwiec z niego, umieram z rozpaczy - deklamował Raoul, padając na ziemię z rozrzuconymi ramionami. Ze złośliwością w oczach L~ea obeszła dokoła leżącego, z pogardliwą miną przestąpiła przez niego, a następnie, zatrzymawszy się, trąciła go nogą i powiedziała tym samym melodramatycznym tonem: - Martwy jest jeszcze większy niż żywy. Ujęła pod rękę Jeana, który ze wszystkich sił starał się zachować powagę, i odeszła z nim. - Zostaw tutaj to śmierdzące ścierwo. - Chodź, mój przyjacielu, i zalecaj się do mnie. Młodzi ludzie odeszli na oczach udającego rozpacz Raoula. Raoul i Jean Lef~evre odznaczali się niepospolitą siłą. Starszy miał dwadzieścia jeden lat, młodszy dwadzieścia. Byli niezwykle do siebie przywiązani, prawie jak bliźniacy. Jeśli Raoul coś przeskrobał, Jean gotów był natychmiast wziąć winę na siebie; jeśli Jean otrzymał prezent, niezwłocznie darował go swojemu bratu. Chodzili do jednego z coll~ege'ów w Bordeaux i swoją obojętnością wobec wszelkiej wiedzy doprowadzali profesorów do rozpaczy. Wlekli się na szarym końcu, lecz udało im się uzyskać świadectwo maturalne. I to tylko dlatego, aby, jak zapewniali, zrobić przyjemność swojej matce, Am~elie. Przede wszystkim zaś, jak powiadali niektórzy, żeby uniknąć razów szpicrutą, gdyż porywcza kobieta nie wahała się przed ich rozdzielaniem pomiędzy swoje liczne i niesforne potomstwo. Owdowiała młodo, pozostając z sześciorgiem dzieci, z których najmłodsze miało dopiero dwa lata, przejęła wówczas w sposób zdecydowany zarządzanie odziedziczoną po mężu winnicą La Verdelais. Niezbyt lubiła L~eę, uważała, że jest nieznośna i źle wychowana
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Proces orientacji, biorc pod uwag przestrzeD, w jakiej praca si odbywa, rozlokowanie w niej przedmiotów i urzdzeD oraz samo dziaBanie wykonawstwo, dotyczy nastpujcych elementów (43): 124 a
- Po chwili mBody, kobiecy gBos przemówiB do niego dobr ruszczyzn, chyba z moskiewskim akcentem, cho Ryszard nie uwa|aB si za eksperta w dziedzinie wymowy i regionalizmów: Przepraszam, czy zechciaBby pan powtórzy swoje nazwisko? Ryszard zastosowaB si do pro[by
- Trudno było, w rzeczy samej, orzec, gdzie między Pałacem z wszystkimi jego piętrami i tarasami o kamiennych licach podziało się samo wzgórze...
- Kobieta w moim wieku patrzyła na mnie jak na smarkacza, miała swoje dorosłe i bardzo poważne flirty, ja nie bardzo orientowałem się w uczuciach, które mną rządziły, byłem...
- Trzecim wreszcie sposobem jest przyzna nie podstawowych uprawnień policyjnych i reglamentacyjnych władzom samo rządu terytorialnego (które z natury rzeczy są...
- Wyczytała swoje zwycięstwo w moich oczach, wciągnęła głęboko oddech i szepnęła słabo: – Nie, nie, Turmsie, najpierw musisz się wykąpać i włożyć nowe szaty oraz coś zjeść...
- Potem bardzo wymownie i z wielkim przejęciem się ostrzegał swoje owieczki, aby jako prostaczkowie, ubodzy niby owi ptakowie niebiescy, a zatem mili Bogu, nie słuchali...
- Wycofanie się wojsk polskich z Ukrainy, która dostała się tym razem Moskwie prawie darmo, oznaczało praktycznie rezygnację Polski ze spraw ukraińskich...
- Nie zrozumiawszy, gdy| zdawaBo mu si, |e dziewczyna powiedziaBa musiaBe[", a nie: musiaBa[", Narcyz zapytaB: Z pewno[ci sByszaBem, ale wymieD mi swoje imi
- Holly Grace nie spodobała się ta uwaga, nie mówił więc nic więcej, ale widział, że to samo chodzi jej po głowie...