Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pacuła spojrzałna swoje oficerki zabłocone podczaszbierania grzybów. Przysiągłbym, że zastanawia się,czy wypadawyczyścić je chusteczką do nosa, jeśli ją w ogóle ma. Jędrek Warecki przybrał obojętny wyraz twarzy, nibyże nie jest jeszcze zdecydowany,czypozostać w tym hotelu czy raczejposzukać innego. Myślałpewnie, żezrobił z siebie idiotę, przychodząc do eleganckiego hotelu z ludźmi 73. nie dość że nieodpowiednio ubranymi, to na dodatek zalatującymi nakilometr prowincją. Gdyby był sam lub z ludźmi obytymi w świecie,potrafiłby się zachować normalnie, to znaczy nie zwracać na siebieuwagi. Z nas wszystkich najbardziej przyciągał spojrzenia Lolo gołębiarz. Ubrany w jasne spodnie z plamami na tyłku, w słomkowym,postrzępionym kapeluszu, uważnie przyglądał siękażdemu przedmiotowiznajdującemu się w hallu. Po chwili, nie zdającsobie sprawy,że jestobserwowany, wykrzyknął nacały hali: - Kurde, kupię sobie taki hotel! Spojrzałem na Lolo, czy mu czasami z kieszeni nie wystaje proca,iroześmiałem się. W okrzykuLolo byłotak wielkie przekonanie, że kupi,że musi sobie kupić ten lub podobnyhotel, że najchętniej już dzisiajzostałby właścicielem hotelu, iż trudno było się nie śmiać, szczególniejeśli się wiedziało, że Lolo utrzymuje się z hodowli gołębi pocztowych. Pookrzyku Lolonastąpiła dziwnaprzemiana. Sekundę wcześniejdałbym sobie głowę uciąć,że nie przyjmą nas do hotelu, żez wyglądui zachowanianie nadajemysię do tego miejsca,gdyż możemy odstraszyć innych, poważnychgości. Pozostawało nam tylko honorowo wycofać się, nim wyprosi nas portier. Okrzyk Lolosprawił, że w jednejchwili ten elegancki hotel stai się miejscemdla nas właściwym, mimoże ani na jotę się nie zmieniliśmy. Odźwierny oddalił się,głowy siedzących przy stolikach w barku pochyliły się, na twarzach recepcjonistekpojawił się zapraszający uśmiech. Chciano nas tutaj. Pan Heniek i Warecki nie pojmowali, dlaczego nagle staliśmy się pożądanymi gośćmi. Pacula nie zastanawiał się nad tym, choć już zapomniał o brudnychoficerkach. A Lolo pragnął tylko jednego:zobaczyć, co jest dalej,wewnątrz hotelu. Dla mnie wszystko było jasne. Ci, którzy słyszeli okrzyk Lolo, uwierzyli, żestać go na kupno takiego hotelu, a jeśli nie, gdyż nie zdawałsobie sprawy z jego wartości, to miał wystarczająco dużo pieniędzy, żemógłby być właścicielem hotelu. Z uśmiechemna twarzypodjechałem do recepcji. 74 - Potrzebujemy pięć łóżek na jednąnoc - powiedziałem. Młoda recepcjonistka o dużych piersiach, które, gdy pochyliła siędo mnie nad ladą, małonie wysmyknęłysię spod marynarki,zaproponowała: - Dlapięciu osób najwygodniejsze byłyby dwa połączone apartamenty, akurat sąwolne. Bylibyściepanowie wtedy razem. Chyba żepanowie nie życzą sobietego. - Życzymy sobie potwierdziłem. Recepcjonistka,zacinając się, zaczęła przepraszającymtonem tłumaczyć, że hotel ma zwyczaj pobierać opłatę z góry. - Ile to będzie w dolarach? - zapytałem, domyślając się,że skłamała z tą opłatą z góry Wymieniła sumę o wiele wyższą, niż się spodziewałem. Lecz nieokazując zaskoczenia wyjąłem plik zielonych banknotów z kieszenikurtki myśliwskiej i odliczyłem potrzebną sumę. Na twarzach pracowników hotelu pojawił sięwyraz ulgi, że jednaknie pomylili sięw ocenie gości. Recepcjonistka, znowu odsłaniając piersi, ochoczo podała mi kluczi wskazując namężczyznę w spodniachz lampasami, powiedziała: - Ten pan zaprowadzi panów do apartamentów. Życzymy przyjemnegopobytu. Restauracja jest do dyspozycji panów przez całą dobę. Spodobało nam sięw hotelu. Mnie przede wszystkim duża łazienka i ustęp, doktórych mogłem swobodnie wjeżdżać wózkiemi gdzieznajdowały się odpowiednie poręcze dla takich jakja. Dwiegodzinysiedziałempod prysznicem. Wareckiemu spodobało się, że możnawódkę zamawiać przeztelefondo apartamentu i jeszcze wrzucać doszklanki z wódką kostki lodu, które znalazł w lodówce. Sprawiało muprzyjemność słuchanie, jak kostki lodu obijają się o siebie. Co chwilęnalewał nową porcję wódkii wrzucał do niej lód, więc szybko się upiłi pierwszy poszedł spać. Lolo cały wieczór włóczył się po hotelu. Copól godziny wracał do nas, opowiadając, jakitutajwspaniały basen,jak wspaniale wyposażona kuchnia, jakdobrze zorganizowana ochrona, jaka ogromna pralnia. Zaglądnął chyba we wszystkiezakamarki. hotelu. Tymczasem wśród pracowników hotelu rozeszła się wieść, żeteu oberwaniec w słomkowym kapeluszu, za którego nikt by groszemnie poręczył, jest w rzeczywistości dzianym facetem i chciałby kupićhotel Kontynenty. Musiała się rozejść taka pogłoska,gdyż późnymwieczoremprzyszedł do naszego apartamentu mężczyzna w ciemnymgarniturze i oznajmił grzecznie, żehotel nie jest do sprzedania. - Właściciele hoteluKontynenty nie chcą- dodał, spoglądającna Lolo gołębiarza - aby panowie tracilicenny czas na zajmowanie siętą sprawą