Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Po wyj[ciu tak jak uzgodnili[my, skierowaBa si na stacj, bo wiedziaBa, |e tam bd czekaB. W[ród okoBo tysica ludzi odnalazBa mnie natychmiast. Kolejarze zainteresowali si nami, byli wra|liwi na ludzk niedol, przynie[li buty i sukienk dla mamy. Czekali[my jeszcze na Zbyszka, nie byBo co je[, tylko kipiatok (gorca woda). PoszedBem odwiedzi Zbyszka, w szpitalu wizyty byBy zabronione - choroby zakazne, wic przez ogród na tyBach szpitala, wzdBu| kanaBu melioracyjnego dostaBem si do szpitala. Zbyszek daB nam kromk chleba i podzieliB si ze mn obiadem-pcaldem, t kromk podzieliBem si z mam. Tak odwiedzaBem Zbyszka przez lalka dni, za ka|dym razem dawaB nam co[ do jedzenia. Pewnego dnia zastaBem go pBaczcego, co si staBo, zapytaBem, a on powiedziaB:  wybacz, ale nie mam nic dla was do jedzenia, wszystko zjadBem, bo byBem gBodny". PocieszaBem go, |eby nie pBakaB, bo apetyt to dobry znak, |e przychodzi do zdrowia. Tego dnia nic nie jedli[my. Nastpnego dnia nie zastaBem Zbyszka w szpitalu, zabrali go, od lekarki z Odessy dowiedziaBem si, |e wysBaBa go do rosyjskiego sierociDca, bo nie miaB jeszcze 16 lat, powiedziaBa, |e w ten sposób Zbyszek ma szans na powrót do Polski. DaBa mi do zrozumienia, |e ja i mama w takim stanie zdrowia mamy maBe szanse na powrót do domu. NalegaBem, |eby powiedziaBa, gdzie jest Zbyszek, odmówiBa. ZaczBem histerycznie krzycze, domagajc si informacji o miejscu pobytu mojego brata. Lekarka nie reagowaBa, nikt z obsBugi szpitala nie staraB si mnie uciszy. Po wyj[ciu ze szpitala, |aBowaBem swego zachowania 172 wobec lekarki, przypuszczam, |e nie rozumiaBa, dlaczego chcieli[my by razem jako rodzina. Czekali[my na Zbyszka ju| drugi tydzieD. Udali[my si do polskiej placówki w Samarkandzie. Dostali[my zapomog pieni|n, mogli[my kupi w pobliskiej uzbeckiej  China House" 128 gorc herbat bez cukru dwa razy dziennie. Nie starczyBo niestety na kupienie lepioszków. Stracili[my nadziej na odszukanie Zbyszka. Uciekinierów szybko rozwo|ono do ró|nych koBchozów. W okolicy stacji grasowaBy ró|ne grupy zBodziei, byli to przewa|nie dezerterzy z wojska. W[ród nich byli te| mali chBopcy, przewa|nie w wieku 10-12 lat i mBodsi, kradli oni zwykle chleb od przechodniów