Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Bo to znaczy, ¿e nowa kochanka, któr¹ jutro poznasz, nie trafi na zepsutego ch³opaka. - Nowa kochanka?! - Tak - przytakn¹³ Gurkha. - Bêdziesz trzyma³ j¹ w objêciach, pieœci³, traktowa³ jak rani - jak królewnê. Bêdziesz nawet z ni¹ sypia³. Michael zaczyna³ rozumieæ sens tego wywodu. - Jak siê nazywa?- spyta³. - Heckler & Koch PSG1 - najlepszy karabin snajperski, z jakiego zdarzy³o mi siê strzelaæ. Nie jest najm³odsza: dzisiaj, zw³aszcza w Ameryce, maj¹ naprawdê fantastyczn¹ broñ. Ale nasza pani jest solidna i precyzyjna, nigdy mnie nie zawiod³a. I powiem ci coœ, Michael: jest o niebo piêkniejsza od twoich dwóch kochanek i od ka¿dej, jak¹ bêdziesz kiedykolwiek mia³. - Kiedy zacznê z niej strzelaæ? - niecierpliwi³ siê Michael. - Kiedy uda ci siê j¹ uwieœæ - odpar³ Rambahadur. Nachyli³ siê i przysun¹³ garnek z curry do Michaela. - WeŸ sobie jeszcze. Zdaje siê, ¿e polubi³eœ curry. Michael jêkn¹³ w duchu i siêgn¹³ po piwo. Nie uda³o mu siê jej uwieœæ, to ona go uwiod³a. Rankiem Rambahadur wyszed³ z sypialni nios¹c w rêku d³ugi, rêcznie wykonany futera³ z czarnej skóry. Po³o¿y³ go na stole w cieniu pergoli, pomajstrowa³ przy zamkach cyfrowych i uchyli³ wieko. Przypiêta paskami, spoczywa³a wygodnie w zag³êbieniu wymoszczonym miêkk¹ irch¹. W pozosta³ych zag³êbieniach le¿a³y: celownik dzienny, noktowizor, miernik si³y wiatru i cztery magazynki. Rambahadur odpi¹³ paski, da³ znak Michaelowi i odezwa³ siê zachêcaj¹co: - Poznaj swoj¹ kochankê. 48 Creasy'ego rozbola³y ju¿ oczy od ci¹g³ego wypatrywania. Opuœci³ lornetkê, odwróci³ siê do stoj¹cego obok Rambahadura i spyta³: - Jesteœ pewny, ¿e znajduje siê w odleg³oœci blisko czterystu metrów na po³udniowy wschód? - Tak - odpowiedzia³ Gurkha. - Widzisz go? - Tak, bo wiem, gdzie szukaæ. By³o póŸne popo³udnie. Siedzieli obaj ze skrzy¿owanymi nogami na dachu domu. Michael wyruszy³ z Rambahadurem na godzinê przed œwitem. Rambahadur, który powróci³ zaraz po wschodzie s³oñca, spêdzi³ resztê dnia na prowadzeniu obserwacji z dachu. Creasy zaœ przyby³ dopiero pó³ godziny temu z Malty, gdzie pojecha³ na spotkanie z George'em Zammitem. Podniós³ znowu lornetkê i bada³ uwa¿nie teren rozci¹gaj¹cy siê przed oczami: konstrukcje z ciasno u³o¿onych kamieni bez zaprawy, niskie ogrodzenia z ³upka, wapienne ska³y. Po dziesiêciu minutach opuœci³ lornetkê. - Doskonale siê spisa³eœ, przyjacielu - pochwali³ Rambahadura. - Kiedy odda strza³? - Piêæ sekund po ukazaniu siê celu - odpar³ Nepalczyk, tr¹caj¹c trzyman¹ na kolanach pust¹ butelkê po piwie. Creasy spojrza³ w prawo, gdzie dwaj farmerzy oddaleni od nich o jakieœ piêæset metrów orali ziemiê za pomoc¹ ma³ej glebogryzarki. - Karabin jest wyposa¿ony w t³umik? - upewni³ siê. - Tak - pad³a odpowiedŸ. - Chocia¿ jak wiesz, przy tej odleg³oœci utrudnia to celny strza³. - Myœlisz, ¿e da radê? - Tak s¹dzê. - Rambahadur odwróci³ siê do Creasy'ego. - On jest naprawdê dobry, przyjacielu. Bardzo dobry. - Uœmiechn¹³ siê, ¿eby z³agodziæ kolejn¹ uwagê: - Jest lepszy od ciebie, a ty strzelasz po mistrzowsku. - Jestem ci niezmiernie wdziêczny - mrukn¹³ Creasy, przeszukuj¹c ponownie teren lornetk¹. - Odp³acam jedynie za dobroæ, jakiej zazna³em - odrzek³ Rambahadur. - I na razie tylko w znikomym stopniu. Teraz postaram siê zmniejszyæ d³ug wdziêcznoœci. Ton g³osu Rambahadura sprawi³, ¿e Creasy odj¹³ lornetkê od oczu i spojrza³ na Nepalczyka. Ten podniós³ g³owê i wskazuj¹c podbródkiem przed siebie, rzek³: - Powiem ci coœ o tym m³odym cz³owieku. Mo¿e sam to ju¿ zauwa¿y³eœ, ale jeœli nie, powinieneœ siê tego dowiedzieæ. Creasy s³ucha³ w milczeniu. Gurkha mówi³ dalej cichym, jednostajnym g³osem: - Jest w nim pewna rysa. Dokona³eœ bardzo dobrego wyboru i odda³eœ go w rêce najlepszych nauczycieli, niemniej rysa pozosta³a. Creasy chcia³ coœ powiedzieæ, lecz Gurkha przerwa³ mu podniesion¹ d³oni¹. - Pos³uchaj mnie, Creasy. Prawd¹ jest, ¿e wyle¿a³ dzisiaj ca³y dzieñ dunga justo basne. Wierzê te¿, ¿e odda celny strza³. Na strzelnicy na Malcie przygl¹da³em siê, jak sobie radzi z pistoletem i pistoletem maszynowym. Nie widzia³em lepszego od niego, z wyj¹tkiem ciebie strzelaj¹cego z pistoletu maszynowego. - Uœmiechn¹³ siê lekko do wspomnieñ i poprawi³: - Z wyj¹tkiem ciebie i Guida. Ale powiem ci szczerze, przyjacielu, nie chcia³bym braæ go ze sob¹ do wykonania zadania, gdyby mia³o nas iœæ tylko dwóch. Creasy znowu próbowa³ coœ powiedzieæ, ale Gurkha i tym razem przerwa³ mu podniesieniem rêki. - Nic nie mów, przyjacielu. Pos³uchaj cz³owieka starszego od siebie. Pos³uchaj cz³owieka, który widzia³ nie mniej wojen ni¿ ty. Pos³uchaj cz³owieka, który kocha ciê mi³oœci¹, jak¹ tylko mê¿czyzna mo¿e darzyæ drugiego mê¿czyznê. Rysa kryje siê w jego umyœle. I ty sam j¹ stworzy³eœ, tak jak ca³e jego umys³owe i fizyczne jestestwo. - Pochyli³ siê i po³o¿y³ mu lekko d³oñ na ramieniu. - Tylko ty, przyjacielu, mo¿esz usun¹æ tê rysê. Spróbuj, a jeœli ci siê uda, to Michael stanie siê idea³em ¿o³nierza na miarê ludzkich mo¿liwoœci. Bêdzie kimœ, komu móg³bym zawierzyæ swoje ¿ycie. - Jaka to rysa? - spyta³ Creasy cicho. Rambahadur Rai odpar³ równie cichym g³osem: - To ty go stworzy³eœ. Powinien ciê uwielbiaæ, a zamiast tego nienawidzi ciê. - Powiedzia³ ci to? Gurkha pokrêci³ smêtnie g³ow¹. - Nic mi nie mówi³. - Siêgn¹³ po butelkê po piwie, przechyli³ siê w prawo i postawi³ butelkê na samym brzegu dachu. Minê³o piêæ sekund i butelka rozprys³a siê na kawa³ki. 49 Tego wieczoru Rambahadur upi³ siê. Michael zaprosi³ ich na kolacjê do restauracji w hotelu „Ta Cenc”. Gurkha jeszcze przed kolacj¹ zaaplikowa³ sobie w barze szeœæ d¿inów z tonikiem. Michael zamówi³ do stolika butelkê wytrawnego, w³oskiego bia³ego wina. Dzieñ wczeœniej zadzwoni³ do swojego znajomego, który pracowa³ w restauracji jako kelner. Po tym telefonie znajomy kelner uda³ siê do szefa kuchni z butelk¹ whisky Chivas Regal