Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Cały świat wie, żeś dla niego męża porzuciła — co ludzie powiedzą! — Ludzie! a! śmieję się z tego — zawołała przypatrując się szmaragdowi w bransolecie Seweryna — co mi tam! Żal mi Bernardka… ale sam sobie będzie winien… Piękna perspektywa czekać śmierci jego matki. Zmierzchło tak na rozmowie, w której dwie panie dziwną rolę grały. Ile razy Seweryna zwracała się ku Bernardowi i zdawała się go żałować, przyjaciółka była przeciwko niemu; ile razy Seweryna dowodziła, że porzucić go musi, Rumińska broniła. Obie razem wyczerpały wszystkie argumenta za i przeciw, stanąwszy nad tym, że od marszałkowicza dobrze by się było uwolnić, ale trzeba to uczynić rozumnie i powolnie. — Jesteś panią twojego domu — zakończyła Fantecka — ja u ciebie gościem, możesz przyjmować, kogo i kiedy zechcesz… ja nie wiem — nie suponuję*, dla kogo on tu przychodzi — może dla ciebie. — Ba, gdyby dla mnie bywał — rozśmiała się gospodyni — nie potrzebowałby długo się starać, dla szczęścia mojej Julki musiałabym się poświęcić i rękę bym mu podała bez wahania. Wśród tych rozpraw oznajmiono o przyjściu Bernarda złotowłosego, który jak zawsze przynosił z sobą melancholiję, smutek i wejrzenia pałające. Seweryna przyjęła go z bransoletą na ręku jak najczulej. Siedli razem na kozetce. Pani Fantecka wśród jego westchnień i płomienistych frazesów rzucała jak lodem pytaniami o interesa rozwodowe, o matkę, o adwokata, o konsystorz… Bernard mało co o tym wiedział, a to, co przynosił, nie było pomyślne… — Cierpmy, droga Seweryno, dla przyszłego szczęścia — szeptał — jam na wszystko gotów — ja zniosę dla ciebie wszystko. — I ja gotową jestem — odezwała się, patrząc na ręce swe i bransoletę, Fantecka — ale, Bernasiu mój, oblicz moje siły — pamiętaj, ile już wycierpiałam… oszczędzaj mnie. Im więcej się to przedłuża, tym narażona jestem na większe ze strony ludzi potwarze… pokazać się na świat nie mogę. Dla mnie u Rumińskiej wszyscy bywać przestali. Mieszkać tu długo niepodobna. Cóż więc, gdzie, do klasztoru chyba! A klasztor dla mnie, to grób… I zakryła oczy. — Moja Sewerynko — odezwał się wzruszony młodzieniec — nie rozdzieraj mi serca, proszę cię. Miej odwagę dopełnić ofiary, jedźmy razem, uciekajmy stąd… Ja pieniędzy na podróż dostanę. Rok, dwa przeżyjemy gdzieś ukryci w jakim zakątku we Włoszech… Raj sobie stworzym na ziemi. Ludzie i tak potwarze ciskają, wzgardźmy nimi. Fantecka spuściła głowę. Przed dniami kilką może by się była dała namówić na taki krok zuchwały — teraz… myślała o czym innym. W sercu swym nie czuła wcale tak nadzwyczajnej miłości dla Bernarda. On ją swoim szałem i gorączką na chwilę rozbudzał, ale pozostawszy sama, uśmiechała się z jego zapałów. Ta poezja, która się lała z jego listów, znajdowała ją zimną — nie rozumiała jej — nudziła się nią. — Mój drogi Bernasiu — odpowiedziała chłodno — ja cię nie mogę narażać na większy jeszcze gniew matki… a do Włoch potrzeba by sum i ja jestem rozrzutna… ja nie umiem oszczędzać, mnie się zachciewa dziwnych rzeczy… ty byś nie wydołał moim kaprysom. — Ty byś się dla mnie od nich wstrzymała… Fantecka westchnęła… Zaczynało ją niecierpliwić to posiedzenie z rozkochanym Bernardem, gdy Rumińska, która się tego domyśleć musiała, przerwała je wchodząc między nich. Nadszedł też wierny Grzybowicz. Zasypano go pytaniami zewsząd… Złe bardzo przynosił wiadomości. Ks. biskup oświadczył mu stanowczo, że rozwodu nie da, że nie rozumie i nie widzi doń żadnego powodu, że w ostatecznym razie pozwoli na seperację, a nimby ta nastąpiła, pani Fanteckiej za miejsce pobytu klasztor wskazuje. Seweryna krzyknęła i padła na kanapę łamiąc ręce. — Ja! do klasztoru! nigdy w świecie! ja! to nie może być— raczej do męża powrócę. Grzybowicz stał jak prawo, które reprezentował, poważny i surowy. — Pani dobrodziejko — odezwał się — ale to kwestia, czy Fantecki teraz przejednać się zechce i przyjmie… Bernard na próżno dawał znaki adwokatowi, aby milczał. Seweryna płakała z gniewu, niekiedy wzrokiem pełnym wyrzutów ciskała na nieszczęśliwego chłopca, który stał w rozpaczy… Gospodyni domu milcząc przypatrywała się tej scenie, której zapobiec ani wrażenia jej zmniejszyć nie mogła, po chwili jednak uspokoiła się pani Fantecka. Marszałkowicz chciał się zbliżyć do niej — milcząco go jakoś odtrąciła… On nie widział innej rady nad ucieczkę… i bezwzględne zerwanie z całym światem. Grzybowicz ruszał ramionami
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Małżeństwo nie będzie kwitło tylko dlatego, że dwoje ludzi się kocha, że pasują do siebie i że na początku tak dobrze im razem było...
- Jeśli jednak nie kocha pan nikogo, mam dla pana pewną propozycję...
- 103 - Kochanie, jest tyle rzeczy, które chciałbym robić z tobą...
- Richard cię kocha...
- Rzeczywistością było pragnienie, wysuszało mu język, podniebienie i gardło...
- W sierpniu 1941 r...
- Usłyszeli odgłos kroków i w chwili, gdy w zniszczonym domu rozległy się okrzyki Dordovańczyków, którzy szykowali się do ostatniego ataku, do kuchni dotarł Bezimienny z...
- - Nie musisz krzyczeć, mój chłopcze...
- - Już za późno...
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...