Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie był to dobry wiek. - Ale był nasz. Ty gadasz za mało, Borysie. Stojąc, Morozow dopił kieliszek. Potem postawił go tak ostrożnie, jakby to był dynamit, i obtarł starannie brodę. Był po cywilnemu, stał przed Ravikiem wielki i ciężki. - Nie myśl, że nie rozumiem, dlaczego zostajesz - powiedział wolno. - Rozumiem doskonale, czemu nie chcesz się już ruszać, ty fatalisto! / Ravic wcześnie wrócił do hotelu. W hallu na dole siedziała mała, zagubiona figurka, która na jego widok zerwała się nagle z kanapki, wyrzucając dziwnie obie ręce. Zauważył, że jedna nogawka zwisała próżna, wyglądał spod niej kawał brudnego, źle ociosanego drewna. 410 - Panie doktorze! Ravic przyjrzał się uważnie. W przyćmionym świetle lampy ujrzał twarz wyrostka, rozciągniętą w szerokim uśmiechu. - Janek! - zawołał zdziwiony. - Oczywiście, Janek! - Tak, ten sam. Czekam na pana przez cały wieczór. Dopiero dziś po południu udało mi się dostać pana adres. Próbowałem go od dawna wydobyć od tego starego pudła, starszej siostry z kliniki. Ale mi ciągle mówiła, że pana już nie ma w Paryżu. - Istotnie, wyjeżdżałem. - Dopiero dziś powiedziała mi, że pan tu mieszka, i przybiegłem. - Janek promieniał. - Czy coś z twoją nogą? - Nie! - Janek pogłaskał drewniane szczudło, jakby głaskał po grzbiecie wiernego psa. - Absolutnie nic. Wszystko pysznie. Ravic popatrzył na szczudło. - Widzę, że dostałeś to, czego chciałeś. A jak ci się powiodło z ubezpieczeniem? - Nieźle. Przyznali mi sztuczną nogę, a ja wziąłem ze sklepu pieniądze z potrąceniem piętnastu procent. Wszystko w porządku. - A wasza mleczarnia? - Właśnie dlatego tu jestem. Otworzyliśmy tę mleczarnię. Mała, ale wystarczy. Matka handluje, a ja rozmawiam z dostawcami i prowadzę książki. Mamy dobre źródła. Prosto ze wsi. Pokuśtykał z powrotem do wytartej kanapki i wziął mocno obwiązany pakunek w brunatnym papierze. - Proszę, panie doktorze. To dla pana. Przyniosłem panu. Nic specjalnego, ale wszystko z naszego sklepu: chleb, masło, ser, jajka. Jeśli się akurat nie ma chęci wyjść, to niezła kolacyjka, co? Popatrzył z ciekawością w oczy Ravica. - To w ogóle niezła kolacyjka - powiedział Ravic. Janek skinął z zadowoleniem głową. - Mam nadzieję, że ten ser będzie panu smakował. Brie i trochę Pont l'Ev§que. - Moje ulubione sery. 411 - Cudownie! - Janek gwałtownie uderzył się po drewnianej nodze. - Pont PEveque to pomysł matki. Ja myślałem, że pan będzie wolał brie. Brie to ser dla mężczyzny. - Na pewno oba są pyszne. Nie mogłeś wpaść na lepszy pomysł. - Ravic wziął paczkę. - Dziękuję, Janku. Nieczęsto się zdarza, żeby pacjent pamiętał o doktorze. Zwykle przychodzą, żeby im obniżyć rychunek. - To na pewno bogacze - pokiwał głową Janek. - My nie. My zawdzięczamy panu wszystko. Gdyby noga była tylko sztywna, nie otrzymałbym prawie nic. Ravic popatrzył na niego. „Czyżby on myślał, że uciąłem mu nogę przez życzliwość?" - Nic innego nie dało się zrobić, Janku. - No chyba. - Chłopiec mrugnął do niego. - To jasne. - Nasunął czapkę na czoło. - No, dobra jest, idę. Matka na mnie czeka. Długo to trwało. Muszę też iść obgadać nowy roąuefort. Do widzenia, panie doktorze. Mam nadzieję, że będzie panu smakowało. - Do widzenia, Janku. Dziękuję. I życzę powodzenia. - Na pewno nam się powiedzie! Drobna postać pokuśtykała ku wyjściu. Ravic rozwinął w pokoju paczkę i odszukał starą spirytusową maszynkę, której od lat nie używał. Znalazł gdzieś tabletki spirytusowe i małą patelnię. Wziął dwie tabletki, włożył do rezerwuarku i zapalił. Zamigotał maleńki płomyk. Ravic rzucił na patelnię kawałek masła, rozbił dwa jajka. Ukrajał kawałek świeżego, chrupiącego chleba, położył na stole papier zamiast serwety, otworzył pudełko brie, wyjął butelkę Vouvray i zaczął jeść. Dawno już tego nie robił. Jutro kupi więcej tabletek spirytusu. Maszynkę można zabrać do obozu. Była skła- dana. Jadł wolno. Spróbował też sera Pont l'Eveque. Janek miał rację, była to dobra kolacja. 32 z Egiptu - powiedział Seidenbaum, doktor filologii i filozofii, do Ravica i Morozowa - tylko bez Mojżesza. Żółty i chudy, stał w drzwiach „Internationalu". Na ulicy rodziny Wagnerów i Sternów oraz samotny Stolz ładowali rzeczy. Wynajęli wspólnie wóz meblowy. W słoneczne sierpniowe popołudnie część mebli stała na dworze. Złocona kanapa pokryta Aubussonem, kilka złoconych krzeseł do kompletu i nowy dywan Aubusson. Należało" to do rodziny Sternów. Stał też olbrzymi mahoniowy stół. Sel-ma Sternowa, kobieta o zwiędłej twarzy i aksamitnych oczach, czuwała nad nim jak kwoka nad kurczętami. - Ostrożnie! Blat! Żeby go nie podrapać. Blat! Uwaga, ostrożnie! Blat stołu był polerowany i wywoskowany. Była to jedna ze świętości rodzinnych, za które panie domu gotowe są oddać życie. Selma Sternowa krążyła wokoło stołu i dwóch tragarzy, którzy z całkowitą obojętnością wynieśli i postawili drogocenny przedmiot. Słońce odbijało się w blacie, Selma Sternowa pochyliia się nad nim ze ściereczką. Nerwowo tarła kanty. Polerowany blat jak ciemne lustro odbijał jej bladą twarz, jakby ze zwierciadła stuleci spoglądała na nią pytająco jej prababka. Tragarze nieśli mahoniowy kredens. Był on tak samo polerowany i wywoskowany. Jeden z hidzi obrócił się zbyt gwałtownie i róg kredensu zawadził o drzwi „Internationalu". Selma Sternowa nie krzyknęła. Stała jak obrócona w słup soli, z uniesioną ręką trzymającą ściereczkę, z półotwartymi ustami. Wyglądało to, jakby skamieniała w chwili, kiedy zamierzała wetknąć ściereczkę do ust. 413 Mąż jej, Józef Stern, mały, w okularach, z opadającą dolną wargą, zbliżył się do niej. - No, Selmele... Nie widziała go, zapatrzona tragicznie w pustkę. - Kredens... - No, Selmele. Mamy wizy... - To kredens matki. Od rodziców... - No, Selmele, mała rysa... To nic nie znaczy. Najważniejsze, że już mamy wizy... - Pozostanie na zawsze. Nie da się nigdy usunąć. - Madame - powiedział jeden z tragarzy, który wprawdzie nic nie rozumiał, ale wiedział, o co chodzi - niech pani sama pakuje swoje rzeczy. To nie moja wina, że drzwi są takie wąskie. - Sales boches - powiedział drugi. Józef Stern ożył. - My nie bosze! - powiedział. - My uchodźcy! - Sales refugies - powiedział mężczyzna