Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Wtedy niebo nagle pociemniało, ziemia zatrzęsła się pod nogami, coś w niej zaburczało i czknęło niby w brzuchu cierpiącego na niestrawność olbrzyma. - Uciekajmy! - krzyknęła Huana, zaprzestając poszukiwań. Przerzuciła przez ramię ciężki tobół z ocalałym dobytkiem i klepnęła syna po siedzeniu. Oseberg syn kowala spojrzał na matkę z oburzeniem, podniósł równie wielki tłumok i przekazał klepnięcie siostrze. Lisha i jej pięcioro dzieci poszły za nimi. Reszta oszołomionych, pozbawionych męskiego przywództwa kobiet dołączyła się do nich tak szybko, jak im na to pozwalały ciężkie toboły, które niosły. Nie była to cicha ucieczka. Bydło ryczało, dzieci szlochały, uwięzione w klatkach kury gdakały, a nieliczne osły i muły porykiwały. Na szczęście nikt ich nie szukał i nie ścigał. Wstrząs nie był bowiem dziełem ludzi, ale bogów. Ta niewielka, przemoczona do nitki grupa uciekinierów szukała przejścia pomiędzy drzewami i skałami, brnęła przez lepkie błoto, śliski mech i kolczaste krzaki po stromym zboczu i najszybciej jak mogła oddalała się od źródła groźnego zjawiska. Dzieci się przewracały i trzeba je było podnosić. Udręczone matki szczodrze rozdawały klapsy, zmuszając potomstwo do dalszej wędrówki. Niemowlęta kwiliły z głodu i strachu. Kiedy tak mozolnie pięto się w górę, rozbrzmiewały gniewne okrzyki i odgłosy kłótni. Ciężkie od błota suknie kobiet darły się o kolce. Yelen, żona cieśli, szczebiotała bez przerwy swoim słodkim głosikiem, od którego słuchającym robiło się niedobrze: - No, no. Ptaszki w gniazdach zawsze żyją w zgodzie! - Och, zamknij się! - warknęła z wściekłością karczmarka Gondrin. - Przeszliśmy za wiele - powiedziała z powagą i namaszczeniem Lisha do idącej obok Huany. Ich dzieci odważnie, w milczeniu wspinały się po zboczu. - Jesteśmy teraz śmiertelnie zmęczeni. Huana spiorunowała wzrokiem tę zhańbioną być może kuzynkę: jakim prawem udaje kapłankę? Któż ją mianował? Wyczerpane i przerażone, prawie nie zwróciły uwagi na to, że minęły już szczyt stromego wzgórza i zbocze zaczęło się obniżać. A gdy wreszcie znalazły względnie wolne od dzikich róż i jeżyn przejście, dopiero po jakimś czasie zorientowały się, o co chodzi. Leatrice córka kowala odezwała się pierwsza: - Ścieżka, mamo! Ścieżka! Zastanawiam się, dokąd prowadzi? - Ścieżka, ścieżka! - zawołała najbardziej zmęczona i najmniej rozważna z uciekinierek. - Ścieżka, ale dokąd? - zapytała ostro Huana. - Czy znamy tych, którzy ją wydeptali? A jeśli odpędzą nas od swoich drzwi jak żebraków? - Tak jak ty zawsze to robiłaś - szepnęła karczmarka tak głośno, żeby wszyscy ją usłyszeli. - Może ta ścieżka prowadzi do nieprzyjacielskiej twierdzy? - powiedziała z lękiem Yelen żona cieśli. - A może do bezpiecznego schronienia - odrzekła rezolutnie Leatrice. Potem wszyscy zaczęli mówić naraz i coraz to inny głos na chwilę przebijał ogólną wrzawę, aż Huana jęknęła: - Och, gdybyśmy choć na krótko mieli ze sobą mężczyznę, który by nas poprowadził! - To stwierdzenie zyskało jej głośną aprobatę wszystkich obecnych. - Ale nie mamy - warknęła Lisha - ustalmy więc jak dorosłe kobiety, co trzeba zrobić. Te, które chcą iść dalej, niech zgromadzą się obok mnie. Te zaś, które nie chcą, niech się zdecydują, jak zamierzają postąpić. Jeśli o mnie chodzi, idę dalej. Cokolwiek nas czeka, nie będzie tak straszne jak noc spędzona samotnie w lesie, chyba że - jak powiedziałaś - jest to nieprzyjacielski obóz. Ale możemy przecież wysłać kogoś, kto by to sprawdził. Egilu? - zwróciła się do swojego najstarszego syna. - Pewnie, mamo - odpowiedział pocieszająco młodzieniec. Miał prawie siedemnaście lat i już usiłował zapuścić wąsy. - A więc ustalone - odrzekła wesoło Lisha. - Robi się ciemno. Czy spróbujemy rozbić tu obóz, czy też pójdziemy dalej? - Jeżeli rozbijemy tutaj obóz, czy nie napadną na nas dzikie zwierzęta? - zapytała drżącym głosikiem jakaś dziewczynka. - Nie napadną, jeśli rozpalimy ognisko - odparł z przyjazną drwiną w głosie Egil. - A jeżeli to zrobimy, czy nie zauważą nas i nie napadną na nas dzicy mężczyźni? - spytała bardziej rozsądnie któraś ze starszych niewiast. Lisha zastanawiała się, a tymczasem jej towarzyszki znów zaczęły paplać. - Będziemy musieli czuwać na zmianę - powiedziała w końcu. - Czy ktoś ma coś długiego i ciężkiego albo ostrego? Widły? Nóż kuchenny? - Czy wystarczy starszych chłopców, którzy by trzymali straż? - zapytała z niepokojem Yelen próbując na oko określić ich liczbę. Gondrin wzięła do ręki gruby kij. - Jeżeli Lisha stanie pierwsza na warcie, będę jej towarzyszyć - oświadczyła. - Gdyby coś się zbliżało, uprzedzę was. - Zauważyła, iż Yelen spojrzała ze strachem na chłopców, i dodała szyderczo: - Och, dorośnij wreszcie, Yelen, i nie składaj jeszcze swojego brzemienia na ich barki. Czy ktoś stanie ze mną? Leatrice rozejrzała się dookoła i jej wzrok spoczął na łopacie, którą kopano grób dla jej ojca. - Jestem z wami - odparła odważnie. - Nie, nie ma mowy - Oseberg odepchnął ją na bok. - To moja sprawa. Teraz ja jestem głową rodziny. - Osebergu, idź z nimi - zdecydowała Huana. Kobiety i dzieci spały tej nocy niespokojnie na wilgotnej ziemi. Las wypełniały to dziwne odgłosy, to jeszcze od nich dziwniejsza głęboka cisza. Sprawujące wartę kobiety i chłopiec drżeli ze strachu i wyczerpania, łaknąc tak niewielkiej wygody jak rozłożony na zimnej ściółce płaszcz. Z trudem bronili się przed drzemką. Później Oseberga, Gondrin i Lishę zastąpił Egil, Leatrice i - w ostatniej chwili - Huana, która nie chciała, żeby jej dziewicza córka pozostała po zachodzie słońca sam na sam z dorastającym młodzieńcem. Zawiedziony chłopak ukradkiem obrzucił ją obrażonym wzrokiem. Huana przechwyciła to spojrzenie i uśmiechnęła się z satysfakcją, ponieważ obserwowała tych dwoje od dłuższego czasu. Uciekinierzy obudzili się w zimnym, mokrym lesie. Ognisko prawie zgasło. Kobiety poszukały w tobołkach jedzenia, znalazło się kilka jajek zniesionych przez zabrane ze wsi kury. Ich jedyna koza nie miała mleka. Egil syn piekarza oświadczył nie znoszącym sprzeciwu tonem, że on i pozostali chłopcy zastawią pułapki na drobną zwierzynę i w ten sposób nakarmią swe głodne rodziny. - Zaczekajcie tutaj - rozkazał
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Do tego mo|na doBczy wyznanie z niewysBanego listu do Aleksandra I: Puszkin wyznaje monarsze, |e oszczerstwo ToBstoj a-Amerykanina (ten ostatni pu[ciB plotk, |e Puszkin zostaB wychBostany na policji) zaprowadziBo go niemal na skraj samobójstwa
- Często o tym słyszałem, znała to każda służąca, często widziałem olśnienie w oczach opowiadających i zawsze uśmiechałem się do tego na wpół pobłażliwie, na wpół zazdrośnie...
- I szal autobiograficzny - portret artystki jako starej jędzy, autoportret Rani przedstawionej jako istota powstała z tego samego budulca co dom - z drewna, cegieł, blachy; jej...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Może się spełnią moje życzenia, Czytelnikom tego samego, Do Siego Roku — tymczasem żegnam, werbel, bębny, do widzenia! Pański Lord Paradox — do wiadomości: WP Rok...
- Marek, który już tego nie robił, zaproponował radzie gminnej, aby tę kwotę przeznaczyła na inny cel, oświadczając, że jeżeli ksiądz chce mieć dzwonnika, może go sobie...
- Przygotouiujc mybrane pie[ni do druku, Tretiak nie ujziB pod umag tego, |e peujn cz[ zamarto[ci Kolbergomskiej teki moByD-skiej stanomi zapisy z innych regionom Ukrainy, a tak|e z BiaBorusi
- Historia powszechna wydana przez PWN musi stać w pierwszym rzędzie, to jest podręczne kompendium, tym niemniej sam widok tego świetnego wydawnictwa też sprawia...