Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
To wszystko moja wina... "Już nigdy nie będzie siedziała w tym fotelu. Już nigdy nie będę mógł poprosić ją o radę i wyjaśnienia. Nigdy nie przeciwstawi się ojcu w mojej sprawie - była mi matką we wszystkim oprócz krwi, a ja ją zawiodłem, chociaż obiecałem pomóc." Zwiesił głowę i zamknął oczy, dławiąc się od szlochu. "Savil, Savil, tak mi przykro... choć to nie wystarczy. To ciebie nie wskrzesi." Spod jego zamkniętych powiek wymknęły się łzy i pociekły po policzkach, Z trudem je hamował, ledwie był w stanie oddychać. Jakaś ręka dotknęła jego ramienia. Powoli podniósł piekące oczy, patrzące przez mgłę łez. - Van? - powiedział cicho Tantras. - Wiem, że to nie jest właściwy moment, żeby robić cokolwiek, ale jesteś ostatnim magiem heroldów, a my nie umiemy sprawdzić wszystkich magicznych zabezpieczeń Savil, żeby dowiedzieć się, czy ich nie naruszono. Vanyel zamrugał powiekami, przywołując w pamięci wszystkie zgony z ostatnich paru lat. "Na bogów, nie jestem ostatnim magiem heroldów, którego mają tutaj, jestem ostatnim magiem heroldów w ogóle. Poza mną nie ma już ani jednego." Przetarł oczy wierzchem dłoni i wstał powoli. - Niech wszyscy wyjdą - powiedział cichym, spokojnym głosem; chłód i lodowaty gniew opanował jego serce. - Będę potrzebował miejsca do pracy. "Osłony nie zostały naruszone." Van stał pośrodku pokoju, lustrując magicznym wzrokiem każdy jego centymetr. Teraz, kiedy Savil nie żyła, osłony zanikały, ale były jeszcze dość mocne, aby można z nich coś wyczytać. Savil zabezpieczyła się ze wszystkich czterech stron, od góry i dołu, snując osłonę na osłonie. Wszystkie jarzyły się teraz jasnym błękitem, co oznaczało, że żadne włókno i żadne połączenie nie zostało przerwane, a jedyny wyłom znajdował się w miejscu, gdzie sam Vanyel wyważył drzwi. "Osłony nie zostały naruszone. Blokady i zaklęcia zabezpieczające są nietknięte. Cokolwiek to było, dostało się tutaj, zanim zamknęła osłony." "Ale właściwie, co to mogło być?" Pozostał jeszcze ślad zielonkawej posoki; to więcej niż trzeba, aby zidentyfikować stworzenie, gdyby tylko okazało się czymś, z czym Vanyel już się kiedyś zetknął. Ale tak nie było. Nie przypominało niczego, co Vanyel znał - był to magiczny znak rozpoznawczy, które to coś pozostawiło, przełamując zaklęcie udające przebranie, co było dla Vanyela czymś całkowicie nowym. "To coś jest wcale inteligentne - stwierdził. - Musi być. I nie przyszło z Otchłani, inaczej poznałbym to po jego znaku rozpoznawczym. Pozostaje więc tylko taka możliwość: albo jest przez kogoś wykreowane, albo pochodzi z Pelagirs. Albo i to, i to..." Powinien zatem spróbować w pojedynkę tego, co wraz z Savil i biegłymi z Tayledras niedawno zrobili wspólnymi siłami - postarać się zajrzeć w najbliższą przeszłość. Nie podejmowałby się czegoś takiego, gdyby nie widział, jak robi to ekspert; ale gdyby moment w czasie, który chciał ujrzeć, nie był tak odległy, Vanyel nie miałby żadnej możliwości przeprowadzenia tego w pojedynkę. Im dłużej będzie czekał, tym niklejsze pozostaną ślady. Najwięcej szans na ustalenie czegokolwiek będzie miał rzucając zaklęcie teraz, natychmiast. "Ty draniu, kimkolwiek, czymkolwiek jesteś, nie wymkniesz mi się! Dopadnę cię, nawet gdyby miało mi to zająć resztę życia..." Usiadł na zimnej, nagiej podłodze obok miejsca, na którym znaleziono Savil i pośpiesznie włączył się w przepływ energii w ognisku daleko pod Przystanią. Jego potrzeba, wściekłość i smutek wciągnęły go w ognisko głębiej aniżeli odważył się zanurzyć kiedykolwiek wcześniej. Pochwycił żywą moc "rękami", obracając ją w nich niczym miękkie, na wpół stopione żelazo. Na kowadle swej woli ukuł z niej zaklęcie, które skierował na siebie poprzez ognisko oka magii. Wtedy je uwolnił. Kiedy otworzył oczy, pokój wyglądał tak, jak go zostawił, gdy po raz ostatni widział Savil przy życiu. Siedział obok jej wielkiego fotela. Sądząc po bladym świetle wpadającym przez okno, był wczesny wieczór. Zdawało się, że Savil nie ma w pokoju. "To musi być zaraz po tym, jak spotkałem Stefena" - pomyślał, zgnębiony poczuciem winy, i gorycz zalewała mu rany zadane utratą. Osłony nie były zaciągnięte i w pokoju nie było nic, co nie miałoby tu swojego miejsca. Vanyel zatrzymał ten moment i zlustrował pomieszczenie, zaglądając nawet pod i za meble. I nic. Wszystko było w zupełności tak, jak należy. Zacisnął zęby i wznowił upływ czasu, czekając aż zmrok zgęstnieje i przejdzie w głęboką noc. Jakiś służący przyszedł, aby zapalić lampy i wstawić w lichtarze świeże świece. Inny wniósł sporą porcję drewna i dołożył do ognia. Nie działo się nic niezwykłego... "Chwileczkę!" Ponownie zatrzymał strumień czasu i magicznym wzrokiem skrupulatnie zlustrował świece. Świece są w porządku... lecz kiedy obrócił swe magiczne spojrzenie na drewno, cały stos zajarzył się złowieszczym zielonym światłem, a kiedy Vanyel wniknął weń jeszcze głębiej, drewno pokazało ten sam znak rozpoznawczy co posoka. Ale tego nie było dość, jeszcze nie
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Do tego mo|na doBczy wyznanie z niewysBanego listu do Aleksandra I: Puszkin wyznaje monarsze, |e oszczerstwo ToBstoj a-Amerykanina (ten ostatni pu[ciB plotk, |e Puszkin zostaB wychBostany na policji) zaprowadziBo go niemal na skraj samobójstwa
- Często o tym słyszałem, znała to każda służąca, często widziałem olśnienie w oczach opowiadających i zawsze uśmiechałem się do tego na wpół pobłażliwie, na wpół zazdrośnie...
- I szal autobiograficzny - portret artystki jako starej jędzy, autoportret Rani przedstawionej jako istota powstała z tego samego budulca co dom - z drewna, cegieł, blachy; jej...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Może się spełnią moje życzenia, Czytelnikom tego samego, Do Siego Roku — tymczasem żegnam, werbel, bębny, do widzenia! Pański Lord Paradox — do wiadomości: WP Rok...
- Marek, który już tego nie robił, zaproponował radzie gminnej, aby tę kwotę przeznaczyła na inny cel, oświadczając, że jeżeli ksiądz chce mieć dzwonnika, może go sobie...
- Przygotouiujc mybrane pie[ni do druku, Tretiak nie ujziB pod umag tego, |e peujn cz[ zamarto[ci Kolbergomskiej teki moByD-skiej stanomi zapisy z innych regionom Ukrainy, a tak|e z BiaBorusi
- Historia powszechna wydana przez PWN musi stać w pierwszym rzędzie, to jest podręczne kompendium, tym niemniej sam widok tego świetnego wydawnictwa też sprawia...