Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Sirydyon który wypadkiem chodzi³, us³yszawszy ¿e go wo³ano, a myœl¹c ¿e to mo¿e sztuka nieprzyjació³, co dowiedziawszy siê o miejscu, chc¹ go tylko wywabiæ, zwróci³ siê do przyby³ego i spyta³. — A kogo to ¿¹dacie moje dziecko? Tem dzieckiem by³ niegdyœ marsza³ek dworu i totumfacki podczaszyca, JPan Frejer, do którego zrana zabieg³ cavaliere, daj¹c polecenie, ¿eby siê do swego pana dosta³. Frejer z pocz¹tku niechêtnie siê bra³ do tego, bo usun¹wszy siê przy rozbiciu z rachunkami bardzo œlicznie spisanemi, nie mia³ potrzeby ratowaæ Ordyñ-skiego, nie pos¹dzaj¹c ¿eby jeszcze co w kieszeni jego do wy³owienia i obrachunku znajdowaæ siê mog³o. S³ysz¹c o stanie interessów podczaszyca, bêd¹c œwiadkiem jak dom i sprzêty zabierano, myœla³, ¿e podczaszycowi caput bêdzie, jak mówi³; jako bardzo porz¹dny cz³owiek, nie chcia³ siê do niepo-rz¹dnych chudopacholskich spraw miêszaæ. Cavaliere go dopiero przywiód³ do pomiarkowania. — Co ty sobie myœlisz? Zawo³a³ do niego po niemiecku — czy ty nie wiesz ¿e panowie s¹ jak koty, które choæbyœ zrzuci³ z najwiêkszej wie¿y, zawsze padn¹ na nogi i nic im siê nie stanie? Pójdziesz do niego i oddasz mu kartkê mojê, dodaj¹c ustnie ¿e sprawa z Rybiñskim skoñczona, ¿e niema siê czego obawiaæ wyjœæ na œwiat — powtóre, dasz mu list z Florencji donosz¹cy o œmierci jego matki, a potrzecie dodasz ¿e jest pilniejszy nad wszystko interess.... dla którego powinien spieszyæ.... Frejer dobrze siê namyœliwszy, wzi¹³ kartkê i list i wybra³ siê do kapucynów, a gdy O. Spirydyon zagadn¹³, chcia³ zaraz kartelusz podaæ, ale pismo z kieszeni znik³o jak kamfora. — Kogo to ¿¹dacie? — Podczaszyca Ordyñskiego, rzek³ niemiec z powa¿nym jak suknia jego uk³onem. — Ale, rzek³ O. Spirydyon po ³acinie, przypatru- j¹c siê ciekawie niemcowi — ja tu o ¿adnym w tej chwili nie wiem. — Podczaszyc Ordyñski Micha³! Pocz¹³ nalegaæ wci¹¿ k³aniaj¹c siê Frejer. — Czego od niego chcesz? — Mam poselstwo, wa¿ne, wielkie — smutne! £amanym jêzykiem pocz¹³ ³ataj¹c siê Frejer, któremu ³aciny niestarczy³o. — Có¿ takiego? Niemiec potrz¹s³ g³ow¹. — Jak¿e siê WPan nazywasz, spyta³ ojciec — to siê pójdê dowiem. Niemiec po raz trzeci siê uk³oni³, a ¿e Polska œlachecka, uczy³a œlachectwa wszystkich, a kto w niej parê lat pobyt, ju¿ herbownych nabiera³ pretensyi, Frejer syn tkacza gdzieœ w Saksonii, odpar³: — Nazywam siê — Justus Barlholomaeus von Freyer! Z tem poszed³ zakonnik do celi i otworzywszy drzwi, zasta³ podczaszyca spartego na stole, a tak zadumanego ¿e wnijscia jego nie s³ysza³. — Laudetur.... — A! Dobry wieczór jegomoœci! — Powiedz mi kto to jest, Justus Bartholomaeus von Frejer? Podczaszyc, który pod tem nazwaniem z trudno- œci¹ pozna³ swego dawnego pe³nomocnika, nie rych³o wykrzykn¹³: — A! Frejer! To mój niegdyœ totumfacki! Ale zk¹d¿e go znacie mój ojcze? — Jak myœlicie, czy to uczciwy cz³owiek? Spyta³ O. Spirydyon — nie zdradzi³by was? — Ale nie! To cz³ek dobry, fllegmatyk, niemiec, i okrutnie regularny w regestrach, o pieni¹dze trudno z nim by³o zawsze, ale co w rachunkach nikomu siê nie da przepisaæ! Rozœmia³ siê kapucyn. — No, to mo¿e chcesz siê z nim widzieæ, czeka u fórty! Podczaszyc ruszy³ chc¹c wybiedz, lak mu zapachnia³o stare ¿ycie, którego Frejer by³ przypomnieniem, ale go ksi¹dz powstrzyma³. — Czekaj, bezpieczniej ci go tu wprowadziæ! I rzuciwszy na podczaszyca pe³nem litoœci wejrzeniem wyszed³, a po chwilce wsun¹³ siê Frejer, k³aniaj¹c bezustannie. Ordyñski o ma³o go w pierwszym zapale nie uœciska³ — tak by³ g³odny wra¿eñ, plotek œwiata.... — Jak¿eœ mnie tu wyszuka³? — Pos³a³ mnie cavaliere Fotofero — mia³em nawet listek, ale niemiec zacz¹³ szukaæ po kieszeniach — Co to jest? Dziwna rzecz! Ja nigdy nic nie gubiê! Dziwna rzecz! I brwi podnosi³ i ramionami rusza³ i rewizy¹ sukni rozpoczyna³ jak najsumienni¹jsz¹, ale listu znaleŸæ nie móg³. — Nie pojmujê jakem potrafi³ zgubiæ. — No ale wiesz przecie, zniecierpliwiony t¹ zgub¹ i flegm¹, jak¹ niemiec ledwie skoñczywszy poszukiwanie, znów je na nowo przedsiêbra³ — ale¿ wiesz z czem ciê pos³ano? — Cavaliere Fotofero mówi³ mi... ale jak¿e ja mog³em zgubiæ kartkê! Powtarza³ Frejer, który poczyna³ wywracaæ kieszenie aby je poznaczyæ ¿e by³y rewidowane. — Zgubi³eœ, toœ zgubi³, mniejsza, tupn¹³ nog¹ Micha³ — ale mi mów z czem ciê pos³ano. — To nic, ale jak mog³em zgubiæ list! Zawo³a³ niepokonany niemiec — to niepojêta. Nareszcie gdy wszystkie kieszenie, kieszonki, chustki, kapelusz, najsumienniej przejrzane zosta³y, niemiec westchn¹³. — To niepojêta! Rzek³