Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Roman wzruszył ramionami. Poszperał po kieszeniach, znalazł jakieś pety, podał jeden Ralfowi, drugi zapalił sam. - Czy myślisz, że Tygrys tchórzy? Ralf chwilę milczał. Romana zaniepokoiło to jego ponure milczenie, podniósł głowę. Cygańska twarz Ralfa była odwrócona, Roman widział tylko jego ostry ciemny profil. Powtórzył głośniej: - Czy myślisz, że Tygrys tchórzy? Ralf odpowiedział wolno: - Powtarzam sobie przez cały czas, że jesteś moim starym kumplem. Bo za takie pytania daję po prostu w mordę. Raport nr 20 Niedziela, 20 sierpnia, godz. 19.12 Powstanie trwa. W dniu wczorajszym, a więc dokładnie w dniu naszego rozstrzygającego natarcia, na Żoliborz przybyła duża część oddziałów z Puszczy Kampinoskiej. Według meldunków są one nieźle uzbrojone w broń maszynową. Podobnie Mokotów został wzmocniony bandami, które przedarły się tam z Lasów Chojnowskich i Kabackich przez Wilanów (ich natarcie na pałac załamało się). Znaczna część band została wprawdzie rozbita w drodze do stolicy, niemniej jednak spora liczba przedarła się. "R-4" donosi, że pomysł użycia 12 węgierskiej dywizji pancernej do oczyszczenia Puszczy Kampinoskiej jest co najmniej niewłaściwy. Wartość bojowa tej dywizji jest słaba a uzbrojenie minimalne. Dochodzą meldunki, że uzbrojenie tej dywizji znajduje się w rękach Polaków, sprzedane im lub ofiarowane. Podobnie ma się rzecz z 5 węgierską dywizją piechoty, która miała oczyścić Lasy Kabackie. Meldunki wspominają o rzekomych rozmowach, jakie toczą ze sobą przedstawiciele band i Węgrów. Sytuacja w dalszym ciągu bardzo poważna. Nasi ludzie są wykrwawieni i zmęczeni. Bandy natomiast otrzymują posiłki; istnieje ciągle realne niebezpieczeństwo zaatakowania naszych tyłów przez oddziały znajdujące się na zewnątrz Warszawy. "Ef 42" Na rozkaz, aby ruszyć - czekali ogromnie długo. Przed sobą mieli tory Dworca Gdańskiego, dalej - Stare Miasto. Rozbicie niemieckiej zapory w rejonie Dworca Gdańskiego to połączenie Żoliborza ze Śródmieściem. Wyruszyli około północy. Szli w stronę, gdzie ogień zdawał się tak wielki, że aż tu prawie czuło się jego ciepło. Szli ciasno obok siebie w stronę torów. Myśleli: "Byle te tory, dalej już jakoś pójdzie". Od torów właśnie powitał ich artyleryjski ogień. Pociski siekły gęsto i nieprzerwanie, tworząc ruchliwą, pełną błysków i huku zaporę. Roman biegł z wyciągniętym przed siebie karabinem, coś wołał, chyba to, że muszą przejść, że ta piekielna zapora nie jest wieczna, że nie wolno tchórzyć, że z tamtej strony też nacierają. Tyle, że miejsca obok niego robiło się coraz więcej, biegnące szeregi były coraz to mniej liczne, waliły się na ziemię niemal jeden po drugim. I kiedy Tygrys dał rozkaz odwrotu, Roman wybuchnął po raz drugi: - Bo pan się boi pójścia na Starówkę! Pan się po prostu tego boi! Oddział był zdziesiątkowany. Tygrys powiedział: - Obliczam straty na około siedemdziesiąt procent. Roman siedział naprzeciw niego i patrzył z nienawiścią. - Słyszałem, że panu w ogóle ta cała koncepcja nie odpowiada. - Istotnie, wcale się z tym nie kryję. Uważam, że powinniśmy atakować tyły. Tu nic nie zrobimy, tak jak nie zrobiliśmy dzisiejszej nocy. Zginą tylko ludzie. - Słyszałem, że mamy powtórzyć natarcie? - Mamy. I będzie tak samo, Niemcy nie dadzą się zaskoczyć. I jutro, jeśli przeżyjemy, znów usiądziemy naprzeciw siebie, i ty będziesz miał do mnie pretensje jak zawsze wtedy, kiedy coś nie gra... Wtedy szuka się winnych. Jeśli bardzo ci na tym zależy, winnym mogę być ja. Jeśli to powstanie upadnie, także ktoś będzie temu winien, a w każdym razie będzie się kogoś takiego szukać! Tego dnia porucznik Agat uznał, że niczego dobrego już nie doczeka, wylegując się na tapczanie, i że najwyższy czas przestać się bawić w chorego. Miał zamiar zrobić porządek przede wszystkim ze ślicznym Anatolkiem, który co prawda od dwóch dni gdzieś przepadł, ale z lakonicznych wzmianek Kawki wynikało, że można się go lada chwila spodziewać. Po wtóre miał zamiar zrobić porządek z jej podopiecznymi, z których już trzech było uzbrojonych, przy czym Blady i Wydra zdobyli broń zupełnie przypadkowo, bez większego wkładu z własnej strony. Niemcy, jadący samochodem ciężarowym, robili wrażenie, jakby prędzej duchów mogli się spodziewać, a nie uzbrojonych ludzi - na widok powstańców byli tak przerażeni, że podnieśli ręce do góry i poddali się a dwaj świadkowie tego wydarzenia, Blady i Wydra, zakręcili się koło rozbrojenia dwóch z nich tak błyskawicznie, że - kiedy powstańcy się zorientowali - oni byli już z bronią u Kawki. No i wreszcie należało zrobić porządek z samą Kawką. Weszła właśnie jak przebieraniec, w za wielkim na nią kombinezonie