Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Są rozsądniejsi i bardziej wyrozumiali! Są bardzo rozsądni i wyrozumiali - zgodził się drwiąco Ramon. - Pozwalają wam pracować, pozwalają, byście im oddawały zarobione przez siebie pieniądze, pozwalają wam rodzić ich dzieci, znaleźć kogoś do opiekowania się nimi, sprzątać ich domy i - dokończył ironicznie - oprócz tego wszystkiego jeszcze gotować. Katie na chwilę aż zatkało, a potem padła na wznak i wybuchnęła śmiechem. - Masz absolutną słuszność! Ramon położył się obok niej, ręce splótł pod głową i ga-pił się na jasnobłękitne niebo, upstrzone obłokami przypo-minającymi kłaczki waty. - Ślicznie się śmiejesz, Katie. Katie ugryzła jabłko i powiedziała wesoło: - Mówisz tak tylko dlatego, bo myślisz, że zmieniłam zdanie. Ale się mylisz. Jeśli kobieta chce pracować zawodo-wo, powinna mieć taką możliwość. Poza tym większość ko-biet pragnie mieć ładniejsze domy i stroje, niż mogą im za-pewnie mężowie ze swej pensji. - Więc zdobywają piękny dom i stroje kosztem dumy swoich mężów, idą do pracy, by pokazać, że to, co oni mogą zapewnić, im nie wystarcza. - Amerykańscy mężowie nie są tacy dumni jak hiszpańscy. - Amerykańscy mężowie zrezygnowali ze swych obowiązków. Nie mają z czego być dumni. - Bzdura! - stwierdziła Katie. - Wolałbyś, żeby dziewczy- na, którą kochasz i którą poślubiłeś, mieszkała na przykład w takim Harlemie, ponieważ ty jeździsz jakąś zdezelowaną ciężarówką i tylko na to cię stać, chociaż wiesz, że gdyby . poszła do pracy i robiła coś, co lubi, obojgu wam powodziłoby się o wiele lepiej? - Oczekiwałbym, że będzie zadowolona z tego, co jej mogę zapewnić. Katie wzdrygnęła się na myśl o jakiejś miłej Hiszpa-neczce, zmuszonej do mieszkania w slumsach, ponieważ duma Ramona nie pozwalałaby jej pracować. -I nie podobałoby mi się, gdyby tak jak ty wstydziła się sposobu, w jaki zarabiam na życie - dodał tym swoim flegmatycznym tonem. Katie dosłyszała lekką przyganę w jego głosie, ale się nie poddawała. - Czy nigdy nie chciałeś robić czegoś innego, niż jeździć ciężarówką? Nie odpowiedział natychmiast i Katie zaczęła podejrzewać, że uznał ją za hardą, zarozumiałą Amerykankę. - Owszem. Zajmuję się również uprawą ziemi. Katie podparła się na łokciach. - Pracujesz na farmie? W Missouri? - W Portoryko - poprawił ją. Katie nie wiedziała, czy sprawiło jej to ulgę, czy też poczuła rozczarowanie, że Ramon nie zostanie w St. Louis. Miał zamknięte oczy, Katie przesunęła wzrok z jego gęstych, lekko kręconych, czarnych włosów na śniadą twarz. Jego rysy jak odlane z brązu nosiły znamię szlachetności, w prostym nosie i ostro zarysowanych szczękach dostrzegła zdecydowanie i arogancję, wysunięty podbródek znamionował upór. Jednak niewielki dołeczek w brodzie i długie, gęste rzęsy rzucające cień na policzki tonowały ogólny efekt. Usta miał stanowcze, ale zmysłowo wykrojone; Katie machinalnie pomyślała, jakie to uczucie być przez nie całowaną. Powiedział jej wczoraj, że ma trzydzieści cztery lata, ale Katie stwierdziła, że teraz, kiedy odprężył się podczas drzemki, wyglądał młodziej. Jej wzrok ogarnął całą, zgrabna i muskularną postać mężczyzny, wyciągniętego na kocu. Czerwona, trykotowa koszulka okrywała jego szerokie ramiona i pierś, poniżej krótkich rękawów widać było potężne bicepsy. Levisy podkreślały wąskie biodra, płaski brzuch i umięśnione uda. Nawet kiedy spał, emanowała z niego męskość, ale już przestało ją to odpychać. Po tym, jak stwierdziła, że z rysów twarzy przypominał trochę Davida, wyrzuciła z myśli wszelkie podobieństwa pomiędzy obu mężczyznami. Nie uniósł powiek, ale jego usta rozchyliły się w półuśmiechu. - Mam nadzieję, że to, na co patrzysz, zyskało twoją aprobatę. Katie natychmiast przeniosła wzrok na pobliskie dęby. - Owszem. Park wygląda dziś ślicznie, drzewa są jak... - Nie patrzyła pani na drzewa, senorita. Katie postanowiła nie reagować. Było jej miło, że nazwał ją senorita; zabrzmiało to w jej uszach obco i dziwnie, podkreślając istniejące między nimi różnice i neutralizując efekt, jaki wywarła na niej jego wyzywająca atrakcyjność. Cóż jej przyszło do głowy, wyobrażać sobie, jak Ramon ją całuje. Jakakolwiek bliższa znajomość mogła jedynie zakończyć się katastrofą. Nie mieli ze sobą absolutnie nic spólnego; pochodzili z dwóch całkowicie różnych światów, ich pozycje społeczne dzieliła przepaść. Na przykład jutro miała wziąć udział w przyjęciu połączonym z pieczeniem potraw na grillu w eleganckim domu jej rodziców na tere- nie Forest Oaks Country Club. Ramon nie pasowałby do lu-dzi, którzy się tam pojawią. Źle by się czuł, gdyby zabrała go ze sobą. To nie dla niego towarzystwo. A z chwilą, gdyby rodzice się dowiedzieli, że jest robotnikiem rolnym, który wiosną jeździ ciężarówką, najprawdopodobniej daliby mu jasno do zrozumienia, że nie pasuje do ich domu ani do ich córki. Nie spotka się już więcej z Ramonem, nieodwołalnie po-stanowiła Katie. Nigdy nie powstanie między nimi coś waż-nego czy trwałego, a jej budzący się pociąg fizyczny do nie-go był wystarczająco ważnym powodem, by natychmiast zerwać tę znajomość. Dlaczego odsunęłaś się ode mnie, Katie? Mierzył ją uważnie przenikliwym wzrokiem. Katie udawała, że jest całkowicie pochłonięta wygładzaniem koca i układaniem się na nim. - Nie wiem, o co ci chodzi - powiedziała, celowo zamy-kając oczy, by się od niego odgrodzić. - Chciałabyś usłyszeć, co widzę, kiedy patrzę na ciebie? Jego głos był niski i zmysłowy