Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Na razie... - zarzuciła mu ręce na szyję i ponownie się uniosła. - Na czym to stanęliśmy? - Wydaje mi się, że dokładnie na tym. - W porządku. Popatrz! Za twoimi plecami jest ładna, wygodna kanapa. Ile czasu potrzebujesz, żeby rozebrać mnie do naga? - Sprawdźmy. Opadł na plecy, w ostatniej chwili pociągając ją za sobą. Wybuchnęła śmiechem. Wciąż obejmowała go nogami w pasię i próbowała wyciągnąć mu koszulę ze spodni. Gdy jej się to udało, wbiła mu paznokcie w plecy. - Oczekuję, że dziś wieczorem zaczną bić wielkie dzwony, ponieważ jestem dziewicą zaręczynową. - Czeka mnie ciężka praca, nim dostanę się do tych wielkich dzwonów. Rozpiął jej bluzkę i całował rozpięcie od góry aż do dżinsów. - Ale po drodze chciałbym poruszyć wszystkie małe. - Podziwiam ambitnych mężczyzn. Czuła język Nate'a na swoim ciele, czuła jego zęby, kiedy zsuwał z niej dżinsy. Zgodziła się wyjść za tego mężczyznę za mąż. Aż trudno to sobie wyobrazić. Za Ignatiousa Burkę'a o dużych, smutnych oczach i mocnych rękach. Za mężczyznę pełnego cierpliwości, pragnień i odwagi. Pełnego honoru. Przeczesała palcami jego włosy. Nie zasłużyła na niego, ale dzięki temu wszystko, co się działo, wydawało się jeszcze cudowniejsze. Potem zaczął skubać zębami wewnętrzną część jej ud. Zadrżała i przestała myśleć. Obsypywał ją pocałunkami od dołu do góry, od góry do dołu, z przodu i z tyłu, mając świadomość, że teraz Meg należy już do niego. Obiecał ją kochać, chronić i wspierać. Miłość do niej przypominała wewnętrzne słońce. Znów odnalazł jej wargi, wpił się w nie, wyczuł jej żar i namiętność. Nagle jak zza gęstej mgły dotarło do niego szczekanie psów, przerażająca kakofonia przebiła się przez podniecenie. Kiedy uniósł głowę, żeby lepiej wsłuchać się w ten dźwięk, Meg już wstawała. - Coś się dzieje z moimi psami. Nim Nate podniósł się z kanapy, Meg wybiegła z pokoju. - Meg! Zaczekaj. Do jasnej cholery, zaczekaj! Usłyszał dźwięk, który dobiegł z zewnątrz i którego z pewnością nie wydał pies. Nim ją złapał, miała już w ręce strzelbę i otwierała drzwi. Gwałtownym ruchem zamknął je Meg przed nosem. - Co ty, do diabła, robisz? - Ratuję swoje psy. Lada chwila coś im się stanie. Odsuń się! Wiem, co robię. Zbyt przerażona, żeby silić się na uprzejmość, dźgnęła go kolbą w brzuch. Była wściekła, a jednocześnie zaskoczona, że, zamiast zgiąć się wpół, próbował odsunąć ją do tyłu. - Daj mi tę broń. - Masz swoją. To moje psy. Przez opętańcze szczekanie przebił się potężny ryk. - On zabije moje psy! - Nie! Nate nie wiedział, o kim Meg mówi, ale sądząc po dźwięku, było to zwierzę znacznie większe od psów. Nate włączył światła na zewnątrz, potem wziął kaburę z bronią, którą wcześniej położył na ladzie, i wyjął z niej rewolwer. - Zostań tutaj. Po fakcie zastanawiał się, dlaczego liczył na to, że Meg go ' posłucha, że posłucha głosu rozsądku i zostanie w bezpiecznym miejscu. W rzeczywistości, kiedy otworzył drzwi i przyjął odpowiednią pozycję z rewolwerem gotowym do strzału, Meg zanurkowała mu pod ramieniem, wyskoczyła na zewnątrz i gwałtownie odwróciła się w stronę, z której dochodziły odgłosy szalonej walki. Nate jednocześnie poczuł strach i niesamowity szacunek. Niedźwiedź był ogromny, wyglądał jak czarny kolos na tle resztek śniegu. Ostre i śmiertelnie niebezpieczne kły błysnęły w świetle, kiedy zwierzę otworzyło paszczę i ryknęło groźnie na psy. Skakały na niego i odskakiwały, warczały, szczekały. Nate dostrzegł na ziemi krew, poczuł ostry zapach: odór dzikiego zwierzęcia. - Rock! Buli! Do nogi! Za późno - pomyślał Nate, kiedy Meg wołała psy. Posunęły się za daleko, żeby posłuchać nawet jej. Już wybrały między walką a chęcią ucieczki, odezwała się w nich żądza krwi. Niedźwiedź opadł na cztery łapy, wygiął grzbiet, a dźwięk, który wydał, w niczym nie przypominał warczenia, jakie można usłyszeć w produkcjach Hollywoodu. Był to brutalny i przerażający ryk. Zwierzę zamachnęło się łapą, odsłoniło pazury i pacnęło psa, który z przeraźliwym skowytem przefrunął kawałek w powietrzu i wpadł w śnieg. Potem niedźwiedź uniósł się na tylne nogi. Był wyższy od człowieka i potężny jak dąb
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Normalnie to ja całe boże dnie chodzę sobie, jeżdżę, jak się da, tu jestem parę dni, potem gdzie indziej się przenoszę, potem znowu gdzie indziej i ja w tym wiecznym ruchu spotykam...
- Uderzenie komety w Ziemię wywołuje różne skutki uboczne, między innymi może w wielkim stopniu naruszyć równowagę klimatyczną; naruszenie równowagi wywołuje...
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Opowiadano sobie z niemałą grozą, jakoby gdzieś na dalekim Wschodzie spadł temi czasy z nieba olbrzymi potwór mający trzy wiorsty długości a pół wiorsty szerokości...
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- Trudno to pojąć: cóż może być bardziej przydatnego w życiu od chwytnych kończyn, także w walce, także na polowaniu? A tymczasem coraz mniejsze łapki przednie tyranozaura...
- Jeżeli zaś górę weźmie rząd „frontu ludowego", nie może ulegać wątpliwości, iż w Hiszpanii dokonany będzie przewrót komunistyczny i że powstanie Hiszpańska Republika Rad,...
- Nagle sobie uświadomiłem, że wszelkie informacje, które otrzymałem od istot – wiedzę pochodzącą z samego przeżycia, w tym z poprzedniego NDE – mogłem w końcu otrzymać...
- Może się spełnią moje życzenia, Czytelnikom tego samego, Do Siego Roku — tymczasem żegnam, werbel, bębny, do widzenia! Pański Lord Paradox — do wiadomości: WP Rok...