Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Ale o szóstej, kiedy mama powiedziała, żebym biegła na podwórko, pobiegłam. Dzieci już nie było. Usiadłam sobie taka smutna w piaskownicy. Z tego smutku zaczęłam przesypywać piasek. Najpierw usypałam małą górkę, potem większą. I pomyślałam, że dobrze by było zbudować wielki, wielki zamek, największy ze wszystkich. Nie chciałam iść do domu po łopatkę, więc wyszukałam w śmietniku starą dachówkę, puszkę blaszaną i patyk. Tą puszką usypałam wielką górę, a dachówką przyklepałam boki. A potem patykiem zrobiłam drzwi i okna, i przejście podziemne. Zbudowałam trzy wielkie wieże i obłożyłam ściany 29 kamykami. I ustawiłam płot z patyczków, i zrobiłam ogród z trawek i gałązek. Popatrzyłam na mój zamek. Wcale mi się nie wydawał skończony. Dobudowałam mu jeszcze długi mur i domek dla ogrodnika i zaczęłam kopać fosę. Kopałam i budowałam, i sypałam ten piach, aż nagle w telewizji skończyła się pszczółka Maja i dzieci wyszły na podwórko. Przyszedł ten mały Pawełek z parteru i przyszła Basia w czerwonym skafandrze. Przyszedł Andrzej w okularach, co zawsze chodzi z rowerem, i jeszcze przybiegł Kuba z piłką i rakietką. I powiedział: - Ojeju, patrzcie, ale fajny zamek zrobiła Ania! Ania to ja. Było mi przyjemnie i wesoło. Wszystkie dzieci oglądały mój zamek i mówiły, że piękny i wspaniały. Potem Basia pobiegła do domu po wiaderko z wodą i spryskaliśmy ściany zamku, bo już trochę zaczynały wysychać. Nawet Andrzej odstawił swój rower i powiedział, że trzeba nalać wody do fosy, to zamek nie wyschnie tak szybko. Może nawet wytrzyma kilka dni. Tylko trzeba by wyłożyć fosę kamykami, żeby woda nie wsiąkała. Zabraliśmy się do roboty. Nazbieraliśmy kamyków i wyłożyliśmy fosę. Pawełek przyniósł w wiaderku wody, a Andrzej przekopał kanały i woda spływała do jeziorka. 30 Było ślicznie! Wszyscy tak ładnie się bawiliśmy i nikt nie kłócił się z nikim. Słońce jeszcze świeciło, piasek był czysty i złoty, a woda błyszczała. Jak już wszystko zrobiliśmy, to usiedliśmy sobie na brzegu piaskownicy. Patrzyliśmy na nasz piękny zamek i jedliśmy dropsy miętowe. Były dobre, takie dobre, że aż się dziwiłam, bo ja miętowych nie lubię. Aż tu nagle przychodzi Darek, ten wielki, z piątego piętra. Od razu wiedzieliśmy, że on wszystko popsuje. Bałam się, że na pewno zaraz zburzy nasz zamek. Ale nie. Stanął koło piaskownicy i nic nie mówił, tylko jadł chleb ze smalcem. Jego cień zasłonił nasz zamek i woda już nie błyszczała. Wszyscy siedzieliśmy cicho i nic nie mówiliśmy, bo Darka lepiej nie zaczepiać. Może się znudzi i pójdzie. Ale nie. Stał i jadł, aż Kuba pierwszy nie wytrzymał i mówi: - Cześć, Darek! Darek na niego popatrzył i nic nie powiedział. To Kuba, wystraszony, mówi znowu: - Ale ładny zamek, co? A Darek połknął swój chleb ze smalcem i mówi: - Do kitu. Bawią się kupą błota, smarkacze. Odwrócił się i kiedy tak odchodził, to jeszcze kopnął wieżę. Od razu zawalił się cały środek zamku. Wszystkie dzieci aż krzyknęły, a on się zaśmiał i poszedł. 31 Ja płakałam najbardziej, bo Basia jest dzielniejsza, a chłopcy nie płakali wcale, z wyjątkiem Pawełka. Andrzej powiedział, że ten drań jeszcze popamięta. Chwycił kawałek dachówki i zaczął naprawiać zamek. Zaraz też wszyscy zabrali się do pracy i klepali piasek, kopali i sypali, i bardzo szybko naprawiliśmy wszystko, co Darek popsuł. Ledwie naprawiliśmy, on już był z powrotem. W ręce miał nowy kawał chleba ze smalcem. - No, co - mówi - wy, krety, znów się w piasku grzebiecie, zostawcie to lepiej, bo i tak wam zepsuję. Wynocha stąd - mówi - idźcie do domu, ja tu sobie posiedzę i wypalę papieroska. Na to Andrzej walnął dachówką, aż pękła na pół, i krzyczy: - A my nie pójdziemy! My tu jeszcze chcemy się bawić! Piaskownica jest dla dzieci! To ty sobie idź! Darek popatrzył na Andrzeja tak dziwnie, a potem powoli odłożył swój chleb na ławkę. Zaczęłam się nagle trząść ze strachu. Bardzo się boję, jak ktoś ma takie złe oczy. Zawsze uciekam. Ale teraz nie uciekłam. Bałam się o Andrzeja. Przysunęłam się bliżej i wzięłam go za rękę. Darek jest wielki, mocny i chodzi do technikum. A Andrzej do drugiej klasy. Bardzo się bałam o Andrzeja, więc się jeszcze przysunęłam i jeszcze mocniej ścisnęłam go za rękę. 32 Darek popatrzył nagle na mnie tymi oczami i się zezłościł. - A ty co, mała? Zjeżdżaj no, bo i ty dostaniesz! - I zamachnął się ręką, ale nie uderzył, tylko powiedział: -Wynocha. Ale już. Ostatni raz mówię. No i nie wiem, jak to było, ale nagle wszystkie dzieci stanęły obok nas i wzięły się za ręce. Staliśmy tak obok siebie i trzymaliśmy się za ręce, i nikt nic nie mówił. Tylko patrzyliśmy na tego Darka i zasłanialiśmy przed nim nasz zamek. Darek zdziwiony patrzy na nas i nic nie mówi, a my stoimy. - Co jest? - pyta wreszcie. A my nic. Ani słowa. Tylko wszyscy na niego patrzymy. - No, co się tak patrzycie! - wrzasnął Darek, a na to ja się odezwałam, sama nie wiem dlaczego: - Nie rycz tak, bo ci majtki zlecą! Jak to powiedziałam, to się przestraszyłam
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Normalnie to ja całe boże dnie chodzę sobie, jeżdżę, jak się da, tu jestem parę dni, potem gdzie indziej się przenoszę, potem znowu gdzie indziej i ja w tym wiecznym ruchu spotykam...
- Jestem krawaciarką i mimo ciężkiej pracy nie mogę zarobić więcej niż pięć szylingów na tydzień, a mam na utrzymaniu biednego chorego męża, który od przeszło dziesięciu lat nie...
- 5 Czarnamci, alem wdzięczna, o córki Jeruzalemskie! Jestem jako namioty Kedarskie, jako opony Salomonowe...
- To chyba się domyślasz, w jakiej jatu jestem sytuacji, w jakiej tusytuacji jest Rafał i ta jego dziewczyna...
- Wszyscy mówi, |e jestem za maBy, |eby o tym mówi, ale ja to naprawd bardzo dobrze rozumiem
- Czemu jednak pan Avery nie ujawnił się wczoraj wieczorem? Po co czekał aż do dzisiejszego ranka? Za tym kryje się coś więcej, niż nam powiedział; jestem tego pewna...
- - Nie wierzę! - W co nie wierzysz? - Że Tygrys mógł tak mówić! - Ja się na tym nie znam, jestem od strzelania, ale mnie to się także wydaje rozsądne...
- Gdy mówi, dopomaga sobie wyciąganiem szyi oraz podnoszeniem i opuszczaniem brwi: A bo ja także jestem z Wulfenhausen...
- Poleciłem więc więźniowi, by mówił dalej, a on zaczął tymi słowy: – Nie jestem Dobrym Człowiekiem, mój panie...
- Być może osiągniesz to później, jak wielu innych, jestem jednakże przekonany, że odnajdziesz właściwą dla siebie drogę...