Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jurek i Heniek stali przed drzwiami kuchni, trzymając ręce w kieszeniach, a Tomek w pobliżu stołu skręcał jakiś listek na palcu. Leśniczego uderzyło milczenie chłopców. - 121 - - Co tak spuściliście nosy na kwintę? Panny odjechały? Jeszcze jedna została. - I ja już pójdę - powiedziała Basia, stając na progu z pustym koszykiem w ręku. - Nie zostaniesz na kolacji? Zostań, Basiu-prosił leśniczy. - Dziękuję, nie mogę, proszę pana. Tam w domu na pewno już mamusia wygląda. Zalecę jeszcze za dnia. Potem przez las niemiło iść samej. - A coś ty myślała, że my cię samą puścimy? Dziewczyno, toż tu masz trzech dżentelmenów. Wybieraj, który cię ma odprowadzić. - Niech z Basią idzie Jurek i Tomek, a Henio mi trochę pomoże - zadecydowała ciocia Ola. - Nie krzyw się, będziemy piec na kolację'placki kartoflane z młodych kartofli. Lubisz przecież. - Oj, lubię! Oj, jak mi się jeść chce! - przypomniał sobie Heniek. Droga na gajówkę szła przesieką jak strzelił. Basia próbowała chłopców namówić, aby się wrócili. Ona się nie boi, przecież to tylko dwa kilometry, przeleci, ani się spostrzeże. Szli jednak, nie zwracając uwagi na jej słowa. Jurek bąknął coś raz i drugi, potem milczał uparcie. Rozmawiała więc z Tomkiem, a właściwie opowiadała o swoim domu, bo dopytywał z zainteresowaniem o rodzeństwo, o robotę i szkołę. Przyjemnie się z nim gawędziło. Nie zauważyli, że szli we dwójkę, a Jurek pozostał parę kroków za nimi. Basia kobiecym instynktem wyczuwała przyczynę niehu-moru Jurka. Rada by mu była coś powiedzieć na pociechę, lubili się i przyjaźnili od dziecka, ale co? Lepiej chyba nie ruszać bolącego miejsca. A Jurka bolało do żywego. Nie mógł zapomnieć i nie zapomni prędko wołania Wandy: „Z Tomkiem, tatusiu! Koniecznie z Tomkiem!" Tak jej na Tomku zależy! A co ten Tomek? Słabeusz. Położyć go można jedną ręką! I w ogóle odwagą pewno nie grzeszy. Jurek nie ma konkretnego dowodu, ale gotów by przysiąc. Zauważył: to spojrzenie pełne obawy, to ruch, to wzdrygnięcie, ociąganie się - nieomylne znaki. To- mek jest podszyty tchórzem. A cóż to za mężczyzna, jeżeli w nim bije zajęcze serce! I teraz, przed chwilą, kiedy mama kazała Heńkowi zostać w domu, Jurek dostrzegł w oczach Tomka błysk żalu. To on wolałby piec w kuchni placki, a nie wracać szarówką przez las. - Warszawski szczypiorek! Szczypiorek! - miele Jurek w zębach pogardliwe przezwisko. Zaraz pierwszego dnia poczuł do tego stryjecznego brata coś w rodzaju niechęci, coś mu się w nim wydawało za miękkie jak na prawdziwego chłopca, aż nienaturalne. Warszawiak! Z konia bał się spaść, ale z dziewczynami o kieckach rajcować jedyny! Ach, żeby go Wanda widziała, kiedy pierwszy raz dosiadł Busia! Koń mądry - aż się obejrzał. Ojciec widział, że Jurek zaraz wybuchnie śmiechem, aż mu pięścią pogroził, powstrzymał. A szkoda - z tchórza się trzeba śmiać. Niech sobie nie wyobraża, że nikt o jego tchórzostwie nie wie!... I teraz gadają z Basią, jakby się znali od Bóg wie kiedy, a tu raptem od dziś, jej też pewnie się podoba taki warszawiak, co wie, w którą stronę kropki, a w którą kratki uszyć. A niech to jasny gwint!!! Zaślepiony złością, Jurek nie zauważył wystającego korzenia i uderzył się w duży palec bardzo boleśnie. O mało nie upadł. Ci na przedzie nawet nie zauważyli, że został. Dobrze! Niech lecą sami, niech się dopiero przed gajówką spostrzegą. Niech Baśka zobaczy, jak Tomek gęsiej skóry dostanie na myśl samotnego powrotu. A niech ten szczeniak nauczy się czegoś więcej niż pokazywać, gdzie falbanki, a gdzie kieszonki. Jurek wchodzi w las, żeby go nie było widać, na wszelki wypadek, żeby za nim nie wołali. Wraca na leśniczówkę, ale nie otwiera furtki, przysiada na kamieniu koło niej. Tu zaczeka na Tomka. Wie, że ojciec nie pochwaliłby jego występku. „Tomek" i Basia rzeczywiście spostrzegli nieobecność Jurka dopiero przed gajówką. I nie „Tomek", ale Basia zaniepokoiła się. - Pewnie się na mnie obraził, że tylko z tobą rozmawiałam. Ale po co odstał? - W którym miejscu już go nie było? - zapytała Tosia. - 123 - - Mnie się zdaje, że jeszcze niedawno szedł i poświstywał. /iesz, on na pewno schował się tu niedaleko, żeby się ze mną ie żegnać, taki zły. Jeżeli chcesz, to wrócę z tobą kawałek, aż o znajdziemy. - Nie, Basiu. Leć do domu. Nawet tu słychać, jak mały łącze. Ja Jurka zaraz znajdę. Dobranoc. Tosia zawróciła i szła ścieżką z nieprzyjemnym uczuciem, le nie strachu, przecież nie miała czasu jeszcze go odczuć, 3odziewając się, że za lada drzewem znajdzie czekającego na ią Jurka. Czuła się winna i to właśnie było takie niemiłe. Bo właściwe, co ona zawiniła