Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Tych, którzy czuli się rozczarowani, można było policzyć na palcach jednej ręki. Życie zmieniło się w zarządzanie biurokratycznymi detalami. Czy zawsze tak się dzieje, kiedy się starzejemy? Bardziej martwimy się o ludzi i ich wzajemne związki niźli o dramat ich życia, gwałty i paskudne czyny, jakich się dopuszczają? Oto my. Czarna Kompania. Wszystkie popełnione niegdyś niegodziwe czyny nie warte są nawet kupki śmieci. Ale, do cholery! Lepiej płaćcie, kiedy nadchodzi dzień zapłaty. W przeciwnym razie, jeśli będzie trzeba, wyleziemy z samego grobu, by wyrównać rachunki. Pewnego popołudnia wyraziłem na głos taką mniej więcej myśl. Tobo skomentował: - Jesteś szalony, starcze. - Jak kapelusznik. - Potem przyszło mi coś do głowy. - Jeśli już o tym mowa. Wiesz może, co się stało ze starym kapeluszem Jednookiego? Wkrótce ta odrażająca pchla farma będzie mi potrzebna. Rozpaczliwe potrzebna. Jednooki zresztą próbował mi to powiedzieć, ale nie słuchałem dostatecznie uważnie. Słuchałem i zrozumiałem, że cudowna włócznia Jednookiego może być użyta w sposób, który mały czarodziej określił dokładnie, kiedy jeszcze dopisywało mu zdrowie. Ale ten kapelusz był czymś tak zwyczajnym, codziennym i paskudnym, że jakoś nie zagrzał miejsca w mojej głowie. - Może jest w moim wozie ze śmieciami - odparł Tobo. - Jeśli nie, to będzie wśród rzeczy matki. - Zamrugał oczami. O Sahrze wciąż nic nie było wiadomo. - Kiedy opuszczaliśmy Hsien, wzięliśmy wszystkie rzeczy i jego, i babci Goty. - Muszę go znaleźć. Jak najszybciej. Tobo na pewno ciekawiło, dlaczego tak mi na tym zależy, ale nie zapytał. Co za grzeczny chłopak. Jednak powiedział: - Gdybym był tobą, powoli zaczynałbym pakować rzeczy, gotował się do wymarszu. - Śmieci, papier, pióra, atrament, notatki i co tam jeszcze, piętrzyły się w stosy grożące pogrzebaniem wokół aktualnego Kronikarza. - Śpioszka pewnie wolałaby zostać tutaj i przeznaczyć część skarbu na dalszy werbunek, szkolenie i odbudowanie siły armii, ale przekonałem ją, że to się nie uda. Nikt na nią nie będzie czekać. Obecnie dysponujemy większą mocą magiczną niźli kiedykolwiek w dziejach Kompanii. - To samo mówiłem. - Więcej niż raz, wygłaszając tyrady na temat polegania w zbyt wielkim stopniu na potęgach i umiejętnościach nie należących do tradycyjnego arsenału Kompanii. - Tak, mówiłeś. Ale nie powiedziałeś, że w każdej chwili może tego zabraknąć. - Oczywiście, że mówiłem. - Bo po prostu tego chcesz. I tak się też stanie. Ponieważ nie są to ludzie z rodzaju gotowych zadowolić się tym, co każemy im robić. A więc powinniśmy ich wykorzystać, póki istnieje sposobność. - To znaczy? - Musimy ruszyć na Taglios, póki dysponujemy mocą zadania poważnych szkód. Czy ten dzieciak przypadkiem nie stawał się trochę nazbyt pewny siebie? Mądrzejszy od Kapitan? Niewykluczone zresztą, że teraz, gdy zabrakło jego matki, miał zamiar kłócić się ze Śpioszką. Lepiej nie spuszczać z oka naszego chłopczyka. Już dawno powinien wyrosnąć z takiej dziecinady. Powiedziałem: - Niewykluczone, że jednak masz rację. 100. Taglios: Pałac Raport Ghopala Singha nie był szczególnie uspakajający. - Graffiti są wszędzie, jednak ani razu nie złapaliśmy nikogo na gorącym uczynku. Obecna sytuacja jest znacznie gorsza niż przed pięciu laty. Ludzie są zasadniczo po naszej stronie, można by sądzić, że ktoś dostarczy choćby najdrobniejszej wskazówki. A wszystko, co słyszymy, to bełkot na temat duchów, demonów i stworów, które można zobaczyć tylko wtedy, kiedy się na nie patrzy kątem oka. Mogaba wsparł podbródek na splecionych palcach dłoni. - Sprawa polega na tym, Ghopal, że ja sam, na własne oczy widziałem i demony, i duchy. Niedługo po tym, jak wstąpiłem do Kompanii. Jeden z jej czarodziejów miał oswojonego demona. Później okazało się, że służył naszemu wrogowi, ale to bez znaczenia. Był to demon. A podczas oblężenia Dejagore duchy często przychodziły i odchodziły. Wszyscy je widzieliśmy, chociaż rzadko kiedy ktokolwiek o nich wspominał. - Większość ludzi obwinia o to Nyueng Bao. Aridatha Singh zauważył: - Kwestia istnienia duchów i demonów nijak ma się do bieżącej sytuacji. Niezależnie od tego, czy to jakieś widma, czy też sprytni agitatorzy rozpowszechniają te hasła, są one jak najbardziej realne. A wystarczająca liczba osób jest w stanie je przeczytać, by całość populacji miasta dowiedziała się, co było na murze. - Co byś z tym zrobił? - zapytał Mogaba. - Obserwowałbym wandali, ale oprócz tego nie podejmował żadnych działań. Jeśli ludzie uwierzą, że jesteśmy niewrażliwi na krytykę, sami również nie będą jej brali poważnie. - Sam chciałem to zaproponować - powiedział Ghopal. - Ponieważ ludzie na ulicy nie lepiej od nas wiedzą, kto to maluje. Co sprawia, że robią się równie nerwowi jak my. Mogaba skrzywił się. - Wobec tego zgoda. Z jednym zastrzeżeniem. Niektóre z tych haseł nie pasują do tradycyjnych wzorców. "Thi Kim nadchodzi". Wciąż nie mamy pojęcia, co to oznacza. - Maszerująca Śmierć nadchodzi - odparł Ghopal. - Można by sądzić, że chodzi o towarzysza Córki Nocy. - Sądzisz więc, że to robota Kłamców? - Tak przypuszczam. - Ale "Thi Kim" pochodzi z Nyueng Bao. Nigdy dotąd nie słyszałem o Kłamcach Nyueng Bao. Ghopal odchrząknął. Na to nie znalazł kontrargumentu. Aridatha spróbował obrócić wszystko w żart. - Będziemy wiedzieli, kiedy przyjdzie. Ludzie zaczną umierać. - Ha, i jeszcze raz z litości: ha - odparł Mogaba. - Tymczasem musimy podjąć decyzję, co zrobić z naszymi gośćmi. Niełatwo będzie nad nimi zapanować. Zwłaszcza jeśli chodzi o czarodzieja. Goblina. Który każe się do siebie zwracać imieniem Khadidas. Pomógł zastraszyć tłum, kiedy dziewczyna udawała Protektorkę. Ale nasza sprawa jest mu obca. Pożre nas w chwili, gdy uzna, że przestaliśmy służyć jego sprawie. Którą jest jak najszybszy koniec świata. Żaden z Singhów nie odpowiedział. Obaj rozumieli, że w słowach Wielkiego Generała kryje się więcej, niż można wnioskować z samej ich treści. Zresztą fakt, że spotkanie poświęcone będzie szczególnie delikatnej kwestii, był jasny już w momencie, gdy okazało się, że nikogo innego nie zaproszono. - Uważam, że powinniśmy się go pozbyć. Natychmiast. Zanim na dobre się zadomowi i nabierze pewności siebie. - A co z Córką Nocy? - zapytał Aridatha. - Sama przez się nie stanowi poważniejszego zagrożenia. - Co oznaczało, że Córkę Nocy można oszczędzić. Jeśli tego właśnie Aridatha chciał. - Chociaż wedle mego osądu, zbyt nasiąkła swoim sposobem życia, by możliwe było jej nawrócenie. Bladość skóry Aridathy jednoznacznie zdradzała przepełniającą go konfuzję. - Nie o to mi chodziło. Ghopal pośpieszył mu na pomoc. Jak zwykle nie połapał się w nie wypowiedzianych treściach