Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Odwrócił się od okna, włączył radio i poczłapał do kuchni zemleć kawę. Uśmiechnął się, kiedy spiker poinformował, że Chiefs wygrali przedsezonowy mecz towarzyski, i to ponad trzydziestoma punktami. Przed przyjazdem do Kansas City Macandrew niezbyt interesował się futbolem, ale teraz nie opuszczał żadnego meczu Chiefsów na stadionie Arrowhead. W ten sposób odpoczywał. Obserwacja dwóch drużyn toczących Ił zaciekły bój, w którym wygrywali szybsi i silniejsi, miała dla niego wartość terapeutyczną. Mógł na jakiś czas zapomnieć o pracy, nieustannie wymagającej nadzwyczajnej precyzji. Był neurochirurgiem, trudno o bardziej stresujące zajęcie. Każdego dnia milimetry dzieliły go od klęski. Wjego fachu nie wolno było popełniać błędów. Panowało powszechne przekonanie, że słabszy dzień może przytrafić się każdemu, tylko nie chirurgom i może jeszcze pilotom. Tak, pilotom też. Kiedy nalewał kawę, w radiu podali, że j est piętnaście po siódmej. Zerknął na zegarek. Miał mnóstwo czasu; operacja była zaplanowana na dziesiątą, a do kliniki szło się pół godziny. W odróżnieniu od większości kolegów, którzy zadomowili się na schludnych przedmieściach, świadomie zdecydował, że zostaje w mieście. Może to i niemodne, ale uznał, że bez żony i dwójki dzieci nie spełnia wymogów, by żyć zgodnie z marzeniami przeciętnego Amerykanina. Inna sprawa, że nie przepadał za przedmieściami: mieszkać tam to tak, jakby być podłączonym do aparatury podtrzymującej życie - niby wygodnie, ale życie ledwo się tli. Wynajął więc piętro starego domu w stylu kolonialnym na Cherry. Dom pamiętał lepsze czasy i powoli zaczynał się rozsypywać, ale stał niecałe trzy kilometry od kliniki, a właściciele - państwo Jackson - nie byli uciążliwi. Większość czasu spędzali na odwiedzaniu rozsianych po całym kraju wnucząt. Teraz byli w Michigan u najmłodszej córki, mieli wrócić w środę. Otworzył aktówkę i wyjął przezroczystą plastikową teczkę z notatkami o pacjentce, którą miał operować tego ranka. Usiadł przy oknie i przejrzał je, sącząc kawę. Jane Francini miała trzydzieści cztery lata - była dwa lata młodsza od niego - i skarżyła się na silny ból za oczami. Jej lekarz podejrzewał migrenę, ale kiedy kilkutygodniowa kuracja nie przyniosła efektu, skierował ją do szpitala. Przeprowadzone badania wykazały guz w szyszynce. Macandrew miał go dziś usunąć. W normalnych okolicznościach byłby to dość prosty zabieg, ale Jane Francini niecałe trzy lata wcześniej przeszła operację serca. Pojawiły się w związku z tym pewne wątpliwości, czyjej stan zdrowia pozwala na przeprowadzenie poważnego zabiegu, ale miały czysto teoretyczny charakter. Operacja była konieczna. Guz musiał zostać usunięty. Mąż Jane, Tony Francini, bogaty biznesmen, który sprzedawał maszyny rolnicze na całym Środkowym Zachodzie, nalegał, by zabieg przeprowadzono w jednej z renomowanych klinik na Zachodnim Wybrzeżu, ale Saul Klinsman, ordynator oddziału neurochirurgii, przekonał go, że tu, w Kansas City, też sobie poradzą. Francini w końcu uległ, wcześniej jednak, gdy 12 dowiedział się, że to Macandrew ma przeprowadzić operację, poddał go drobiazgowemu przesłuchaniu. Na wieść o tym, że Macandrew studiował medycynę na Uniwersytecie Columbia, a później pracował w kilku cenionych szpitalach i klinikach, Francini uspokoił się i z właściwą sobie bezpośredniością spytał: „To co pan tu, do cholery, robi?" Mimo że Macandrew nie podzielał irracjonalnych uprzedzeń swoich starszych kolegów po fachu, Francini działał mu na nerwy. Mąż Jane był typowym przykładem człowieka, który uważa sukces finansowy za wystarczającą rekompensatę kompletnego braku manier i uroku osobistego. Macandrew doskonale wiedział, że Środkowy Zachód nie cieszy się poważaniem reszty Ameryki; panowało przekonanie, że skoro miejscowi słyną z wierności staroświeckim zasadom, to ich nauka i sztuka muszą być równie zacofane. I nie do końca się mylono, choć alcurat klinika w Kansas City była jedną z lepszych w kraju. Pierwotny plan Macandrew był taki: przepracować trzy lata na Wschodnim Wybrzeżu, a potem wyruszyć do Kalifornii w poszukiwaniu dużych pieniędzy i słodkiego, miłego życia. Bez żadnych sentymentów. Zadziwił samego siebie, gdy odpowiedział na ofertę pracy z Kansas City, tłumacząc Kelly, swojej ówczesnej dziewczynie, że pozwoli mu to lepiej poznać stan amerykańskiej medycyny. Prawdziwy powód był jednak nieco inny i ściśle wiązał się z pochodzeniem Macandrew. Jego prapradziadek, szkocki emigrant, osiedlił się na Środkowym Zachodzie w miejscowości o nazwie Weston, w stanie Missouri. Macandrew nie wiedział dlaczego, ale czuł, że musi podążyć jego śladem i zacieśnić więź z tym regionem. Kelly jasno dała mu do zrozumienia, że Kansas to nie miejsce dla niej, a wyjazd zaszkodziłby jej planowanej karierze w położnictwie. Przez jakiś czas dzwonili do siebie i pisali listy, ale ostatnio kontakty między nimi właściwie się urwały. Kelly dostała pracę w klinice Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Nowym Jorku i ich drogi rozeszły się na dobre. Macandrew zobaczył na grafiku dyżurów, że anestezjologiem asystującym mu przy zabiegu będzie Mikę Kellerman. Mikę był obcesowy, ale dobry. Asystował już przy wielu operacjach przeprowadzonych przez Macandrew i zawsze bez trudu utrzymywał pacjenta w stabilnym stanie. Niczego więcej nie można było od niego wymagać. Macandrew skończył przeglądać notatki dotyczące Jane Francini i nie znalazł w nich nic nowego, zresztą nawet na to nie liczył, chciał tylko upewnić się, że nic mu nie umknęło
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Zatrzymali się w „Roller On”, jedynym chyba barze w Vegas, który sprawiał wrażenie, że nic trzeba będzie tu zostawić całych czterech tysięcy dwustu szesnastu dolarów i...
- Albo zostawimy ksemedrynę, albo poczekamy, aż załoga schudnie...
- Jaina doszła do wniosku, że teraz, kiedy sprzeczka jej rodziców przestała dotyczyć spraw poważnych i przerodziła się w żartobliwe przekomarzania, może zostawić ich...
- Następnie machnął ogonem i wyszedł spokojnie do głównej kabiny, dając jej najoczywistszy dowód, że całkowicie ufa mężczyźnie, z którym ją zostawił...
- Teraz na nic podobnego się jednak nie za-PowiaH 64 65 Rapp znalazł odpowiednie miejsce w pobliżu Munster-platz, miejskiego targu, i tam zostawili taksówkę...
- Stary człowiek niósł nas w dół Srebrnej Rzeki, potem przez jezioro i zostawił tu, gdzie właśnie jesteśmy...
- Ale innym razem, o humor słońca zapytana, cale inaczej odpowiada: »Tęskne dziś słońce – mówi – takie tęskne i smętne, że choć pod ziemię wleźć!« I twarz jej własna cerą...
- Ale ponieważ Zina była na razie ani czarna, ani biała, tylko śpiąca, postanowiono zaczekać do rana, aby w świetle dziennym specjalnie wybrana komisja ustaliła, jakiego koloru...
- Przemieszczając się z miejsca na miejsce, dotarliśmy do małego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem, uznawszy, że musi nas gdzieś w końcu doprowadzić...
- Więc przyszliście pieszo z braku pieniędzy? NIEZNAJOMY Taak! MATKA (uśmiecha się) I pewnie nic nie jedliście? NIEZNAJOMY Taak! MATKA Bardzo pan jeszcze...