Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jej imię za to miało żyć wiecznie. Eli był wtedy Aniołem Stróżem człowieka, któremu przypadło w zapisie podpalenie stosu. - Mój podopieczny nosił imię Giordano Bruno i przeznaczone mu było skonać za Prawdę w straszliwej męce. Cierpiałem wraz z nim, lecz wiedziałem, że tak być musi. Tego chciała Światłość, by Prawda mocniej poraziła świat - wspominał Uriel, a w jego głosie jeszcze teraz czuło się ból. Anioły kochały swoich ludzi; Uriel kochał Giordana Brana i pragnął dla niego szczęścia, a nie okrutnej śmierci. Opowiadał dalej: - Eli nie pogodził się z tym, że chroniony przez niego człowiek ma podpalić stos. Był spokojnym, łagodnym Aniołem, nienawidzącym gwałtów i cierpień, jakie ludzie sobie zadawali. Nie radząc się nikogo, zdecydował więc, że zmieni zapis Giordana Bruna i wstrzyma rękę z pochodnią. Byłem tam, na tym wielkim placu. Wszyscy oczekiwali właśnie ognia. Ognia stosu. Opłakiwałem z góry moją ludzką Istotę i robiłem wszystko, by dodać jej odwagi. Gdy jednak odstąpiłem już od Giordana, aby mógł umrzeć, ujrzałem, że dłoń człowieka z pochodnią zadrżała i cofnęła się. Za jego plecami dostrzegłem Anioła. To był Eli. - I co zrobiłeś? - wypytywały gorączkowo młode Anioły. - To, co musiałem. Przybrałem postać skrzydlatej Istoty i ukazałem się człowiekowi z pochodnią, nakazując mu podpalić stos. - I ten nieszczęsny człowiek podpalił stos z Prawdą - powiedział zmartwiony Ave. Równocześnie pomyślał: “Nie chciałbym, aby ludzka Istota będąca pod moją ochroną musiała kiedykolwiek popełnić tak okropny czyn. Rozumiem, co czuł Eli…” - Co stało się z Elim? - dociekały Anioły. - Światłość zabrała mu pieczę nad ludźmi. Po tym, co uczynił, nie mogła mu już ufać! Pozostawiono mu opiekę nad niektórymi zwierzętami. Eli opiekuje się wilkami i dlatego stały się nieco łagodniejsze. Nigdy też nie polują na ludzi, atakują ich tylko w samoobronie. To dzięki Elemu jedna z wilczyc wykarmiła ludzkie niemowlęta znane jako Romulus i Remus. Inny z wilków zaprzyjaźnił się z człowiekiem o imieniu Franciszek. Więc Eli poniekąd oszukał Światłość, gdyż nie cierpi za swój czyn. Sprawia, że niekiedy ludzie i zwierzęta mogą żyć w przyjaźni. Tymczasem Ave był świadom tego, że właśnie popełniał czyn niewybaczalny i zuchwały: pouczył oto ludzką Istotę o charakterze anielskiej Mocy i dał wskazówkę, jak ma ją wykorzystać. I udało się. A teraz, gdy z jej pomocą wzrosła Moc jego jedynego pióra, Ave odzyskał część dawnych talentów: mógł znów wejrzeć w ludzkie zapisy. Zatem wejrzał… W zapisie ojca jego małej Istoty - człowieka o imieniu Jan, który wygnał go spod swego domu - były tylko dwie drogi. Mógł on spędzić życie wyłącznie w sztucznym świecie wytworów ludzkiej myśli, gdzie odkryłby wiele ważnych dla tego świata zjawisk, a pamięć o nim przetrwałaby dwa pokolenia. Byłoby to jednak życie niepełne, choć człowiek o imieniu Jan nic o tym nie wiedział. Drugi los zawarty w zapisie mówił, że Jan może odzyskać utraconą zdolność porozumiewania się z Matką Naturą. Nie odkryłby niczego ważnego w świecie wirtualnym, lecz w zamian za to jego życie byłoby długie i pełne, traktowane przez niego jako bezcenny dar. Człowiek o imieniu Jan, zamiast odkrywać tajemnice nauki, odkrywałby prawdziwego Boga poprzez badanie tajemnic Natury. Anioł Stróż Jana wybrał dla niego los pierwszy. Co zrobi, gdy zauważy wprowadzoną zmianę? Albowiem ta zmiana już się dokonała… - Czujesz się ważniejszy niż Światłość i niweczysz pracę innych Aniołów. Aniołowie zostali strąceni za mniejsze przewiny - zaskrzypiał Vea głosem sęka w drewnianym progu rudery i zaraz zamilkł. Oto bowiem ścieżką w ich stronę zbliża się mała ludzka Istota. Nie idzie już ospale jak ostatnim razem. Mała Istota biegnie. I Ave wie, o co go chce zapytać. Ewa odkryła, że może znowu biec. Niezbyt szybko i niezbyt długo, ale ma już więcej sił. Przystawała co chwilę, by odpocząć, lecz biegła, czując się lekka i zwinna. Pióro drapało ją po brzuchu. Jeszcze wczoraj mieściło się swobodnie pomiędzy rękawem i pierwszym guzikiem bluzy. Teraz znacznie się wydłużyło. Urosło. Stało się bardziej pierzaste. - Coś zrobiłam! - zawołała na widok Bezdomnego, siedzącego na progu rudery, a on tylko pokiwał głową. - Chcę wiedzieć! - krzyknęła ponownie z niecierpliwością. - Lepiej, byś nie wiedziała. Nie jesteś Aniołem - zaprotestował słabo Bezdomny. Dziewczynka odetchnęła głęboko i przysiadła na piętach. - Czuję się o wiele lepiej. Byłam znowu nad stawem. Tata mnie zawiózł. Już nie leżę w łóżku, bo od chwili gdy to COŚ zrobiłam, jestem silniejsza - powiedziała. “Jak zwykle myśli tylko o sobie, choć gdyby się zastanowiła, wiedziałaby, komu odmieniła życie”, pomyślał Ave. “Powinna powiedzieć: «Byłam nad stawem. Zaprowadziłam tam mojego tatę. I on jest teraz inny, choć nie wie, dlaczego