Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Nie, kochanie. Tatuś służy Francji w inny sposób. - A poza tym jest za stary - dodała rzeczowo Marie-Ange. Liane zaskoczyła ta uwaga. Nigdy nie myślała o Armandzie jak o starym człowieku i zdumiało ją, że córka zdaje sobie sprawę z wieku ojca. Na co dzień był tak młodzieńczy i dynamiczny, iż dla Liane jego wiek nie miał najmniejszego znaczenia. Elisabeth natychmiast pospieszyła w sukurs ojcu. - Tatuś wcale nie jest stary. - Ależ jest - obstawała przy swoim Marie-Ange i zanim Liane zdołała je powstrzymać, dziewczynki biły się ze sobą zawzięcie. W końcu omal nie przyłożyła obu po klapsie. Wszystkie trzy miały nerwy napięte do granic możliwości. Po lunchu Liane zostawiła córki z guwernantką, nakazawszy, aby się pobawiły w swoim pokoju. Nie chciała, żeby przebywały w ogrodzie. Kto wie, co się teraz może wydarzyć? Skoro Francja oficjalnie przystąpiła do wojny, mógł nastąpić nalot albo atak gazowy, Liane zatem pragnęła je mieć cały czas pod dachem. Bardzo chciała porozmawiać z Armandem, lecz nie miała odwagi mu przeszkadzać. - Tatusiu, czy to znaczy, że będziemy musieli wracać do Nowego Jorku? - John patrzył na ojca szeroko otwartymi oczyma, gdy Nick przekazał mu szokujące nowiny. Myśl, że wybuchła wojna, zrazu wydała się Johnny'emu szalenie ekscytująca, ale ponieważ ojciec mówił o tym tak poważnie i posępnie, pierwotne wrażenie prysło. - Nie chcę jeszcze wracać do domu. - I nagle wystraszony dodał: - Czy będę mógł zabrać do domu pieska? - Oczywiście, że tak - odparł Nick, choć wcale nie myślał o psie. Myślał o matce Johnny'ego. Hillary wyjechała z Cannes przed dwoma dniami i jeszcze się nie pojawiła. Po chwili zostawił syna i zszedł na dół do swojego gabinetu. Pospieszył z biura do domu, jak tylko usłyszał wiadomości, pragnąc podtrzymać Johnny'ego na duchu, teraz jednak zaczął się zastanawiać, czy nie powinien tam wrócić. Zadzwonił w końcu do biura i przekazał pracownikom polecenie, aby w razie potrzeby kontaktowali się z nim w domu. Chciał być z synem, dopóki nie uzyska nowych informacji na temat rozwoju wydarzeń. Wieści wszakże nie nadchodziły. Od chwili wypowiedzenia wojny w Paryżu panował osobliwy spokój. Trwał wprawdzie exodus mieszkańców na prowincję, ale nie widać było znamion paniki. Późnym popołudniem 3 września Nick usłyszał dzwonek u wejścia, gwar podekscytowanych głosów, a po chwili drzwi biblioteki otwarły się z rozmachem i stanęła w nich Hillary, mocno opalona, z rozpuszczonymi włosami, Hillary, której twarz sprawiała wrażenie markieterii z onyksu i kości słoniowej. Nonszalancko wymachiwała trzymanym w dłoni kapeluszem słomkowym, który idealnie współgrał z beżową bawełnianą sukienką. - Rany boskie, Hil... - Zareagował jak ojciec, który odzyskując zaginione dziecko, nie wie, czy przytulić je do serca, czy też porządnie sprać. - Cześć, Nick. Jej twarz wydawała się nadzwyczajnie spokojna, nie zanosiło się więc na to, że powitanie przebiegnie w gorącej atmosferze. Nick natychmiast zauważył na jej ramieniu szeroką brylantową bransoletę, pozostającą w oczywistej dysharmonii ze wszystkim, co tego dnia miała na sobie. Ani słowem jednak, ani spojrzeniem nie zdradził, że dostrzega ów przedmiot, najwyraźniej kosztowny podarunek od nowego kochanka. Głos Hillary zabrzmiał tak beztrosko, aż Nick popatrzył na żonę nie wiedząc, czy przypadkiem nie śni. - Czy zdajesz sobie sprawę, iż Francja i Anglia wypowiedziały dzisiaj Niemcom wojnę? . - Owszem, obiło mi się o uszy. - Kiedy sadowiła się na kanapie i zakładała nogę na nogę, wyglądała na osobę niewiarygodnie opanowaną. - Gdzieś ty się, do diabła, podziewała? - Byłam w Cannes. - Pytam o te dwa ostatnie dni. Dzwoniłem i powiedziano mi, że już się wyprowadziłaś. - Jechałam z przyjaciółmi. - Z Philipem Markhamem? - zapytał i przez głowę mu przemknęło, że chyba oszalał. Francja przystąpiła do wojny, a on wypytuje żonę o kochanka. - Czyżbyśmy mieli zacząć to wszystko do początku? Sądziłam, że te dni już dawno minęły. - Nie w tym rzecz. Rany boskie, to nie pora, żeby szwendać się po Francji. - Kazałeś mi wrócić, więc wróciłam. W jej'oczach jarzyła się otwarta wrogość. Hillary ani słowem nie zapytała o syna. Patrząc na żonę, Nick zaczął sobie uświadamiać, że jej nienawidzi. - Wróciłaś dokładnie dziesięć dni po moim telefonie. A kazałem ci przyjeżdżać natychmiast. - Miałam plany, z których nie mogłam zrezygnować. - Masz syna, a w tej chwili toczy się wojna. - No więc wróciłam. I co teraz? Westchnął głęboko. Rozmyślał o tym cały dzień i wiedział już, jaką należy podjąć decyzję. - Wysyłam was oboje do kraju, jeśli tylko będzie to możliwe. - Sądzę, że pomysł jest niegłupi - uśmiechnęła się po raz pierwszy, odkąd weszła do pokoju. Rozważała tę kwestię z Philipem, zanim wysiadł z samochodu przed hotelem George V. Powiedział, że bez względu na to, czy Nickowi się to spodoba, czy nie, zabiera ją do Nowego Jorku. Nick jednak rozwiązał za nich ten problem. - Kiedy wyjeżdżamy? - Zlecę komuś w biurze ustalenie terminu. Teraz nie będzie to łatwe