Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Chief otwarł usta, żeby warknąć na Nicka. — Jules Levoisin na „La Mouette" zyskał nad nami pewnie pięćset mil przewagi dzięki temu, że ty odstawiasz primadonnę. — Nick mówił spokojnie, a Vin Baker stał z otwartymi ustami, z których nie wydobywał się jednak żaden dźwięk. — Zbudowałem ten statek, żeby płynął szybko i dzielnie w takim właśnie wyścigu, a teraz ty próbujesz zrobić wszystko, żeby pieniądze przeszły nam koło nosa. Nick odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów wiodących na pokład nawigacyjny. Usiadł w swoim fotelu na mostku i ostrożnie dotknął palcem wielkiego, czerwonego guza na czole. Czuł taki ból jakby miał głów? obwiązaną liną i węzeł zaciśnięty z ogromną siłą. Myślał o zejściu do kabiny i zażyciu środka przeciwbólowego, ale nie chciał opuszczać mostka, zanim zadzwoni telefon. Zapalił następne cygaro. Smakowało jak smołowana lina. Wrzucił je do popielniczki i w tym momencie rozległ się pojedynczy dzwonek. — Mostek, tu maszyna. — Słucham, chief. — Mamy osiemdziesiąt procent. Nick nie odpowiedział. Wyczuł pod nogami zmianę wibracji i zwiększoną siłę naporu kadłuba na wody oceanu. — Nikt mi nie powiedział, że „La Mouette" idzie z drugiej strony. Nie ma mowy, żeby ten pieprzony żabojad dotarł na miejsce przed nami — oświadczył buńczucznie Vin Baker, po czym zapadła cisza. Ale coś jeszcze musiało być powiedziane, więc dodał: — Założę się — zaproponował — możesz postawić funta przeciw kangurzej kupie, że nie wiesz, jak się. w Australii mówi na papugę i nigdy w życiu nie próbowałeś rumu bundaberg. Nick stwierdził, że się uśmiecha, pomimo bólu rozsadzającego głowę. — Pi-jen-knie — wyskandował, naśladując najstaranniej tę osobliwa, trójsylabową manierę australijską i starając się bardzo, aby chief po drugij stronie nie usłyszał śmiechu w jego głosie. — Przepraszam, że pana budzę, ale są nowe wiadomości z „Goldfi Adventurera" — usprawiedliwiał się David Allen. — Już idę — wymamrotał Nick i spuścił nogi z koi. Spał jak zabit) potrzebował tylko paru sekund, by całkowicie otrząsnąć się ze snu. To umiejętność starego oficera wachtowego. Wszedł do łazienki i ze czterdzieści sekund poświęcił na mycie twarzy i czesanie zmierzwionych włosów. Wyczuwał pod palcami ostry zarost na brodzie i policzkach, z ubolewaniem stwierdził, że nie ma czasu na golenie. Tym razem odstąpił więc od zasady, iż trzeba wyglądać przyzwoicie w świecie, w którym jak cię widzą, tak cię piszą. Wchodząc na mostek nawigacyjny natychmiast zauważył, że wzrosła prędkość wiatru. Oceniał ją na sześć w skali Beauforta. Uderzenia spadające na „Warlocka" były teraz dużo silniejsze. Ciepły mostek o stonowanym oświetleniu wydawał się zaciszną kapsułą, wokół której szalały wściekłe żywioły. Trog tkwił przyklejony do swojej aparatury; szary, pomarszczony, nie znający potrzeby snu. Tylko na ułamek sekundy zwrócił głowę ku Nictowi, podając mu depeszę, którą Decca zdołała już zdekodować. Kapitan m/s „Golden Adventurer" do centrali Christy. Silniki główne nadal nie pracują. Prąd spycha nas w kierunku wschodnim z prędkością, ośmiu węzłów. Wiatr północno-za-chodni. Sita wiatru wzrosła do sześciu. Statek krytycznie zagrożony przez lód. Jakiej pomocy mogę oczekiwać? A więc zaszła gwałtowna zmiana w położeniu liniowca. W końcowym pytaniu pobrzmiewała już panika. Nick zrozumiał jej przyczynę, gdy określił na mapie nowe położenie statku. — Prąd i wiatr pchają „Adventurera" w tym samym kierunku — zamruczał David, studiując mapę. — Wyrzucą go niebawem na ląd. — Wskazał palcem poszarpaną krawędź Ziemi Coatsów. — W tej chwili jest osiemdziesiąt mil od brzegu. Dryfując w takim tempie, dotrze tam już po dziesięciu godzinach. — Jeżeli wcześniej nie zderzy się z górą lodową — dodał Nick. — Tak, to też jedna z miłych ewentualności — zgodził się David odchodząc od mapy. — Kiedy my tam dopłyniemy? — Potrzebujemy czterdziestu godzin, panie kapitanie — David zawahał Sl? i odrzucił z czoła białozłoty pukiel gęstych włosów. — Jeżeli utrzymamy l? Prędkość również po wejściu w strefę lodu. Nick powrócił do swego fotela. Chętnie pochodziłby tam i z powrotem P° rnostku, aby choć trochę dać upust nagromadzonej energii. Poruszanie się przy tym rozszalałym morzu było jednak nie tylko trudne, ale również °§rornnie niebezpieczne. Usiadł więc i wpatrywał się w wyjącą, czarną noc. 32 J Myślał o strasznym położeniu kapitana liniowca. Jego statek, załoga i pasażerowie — wszystko było w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ile osób może stracić życie? Nick przypomniał sobie parę liczb. Załoga „Golden Adventurera" wraz z oficerami liczyła dwieście trzydzieści pięć osób. Do tego trzysta siedemdziesiąt pięć miejsc pasażerskich. W sumie jest więc zagrożonych może i więcej niż sześćset istnień ludzkich. W wypadku zatonięcia statku wycieczkowego „Warlock" mógłby mieć kłopoty z zabraniem na pokład takiej rzeszy rozbitków. — Cóż, kapitanie — odezwał się David Allen, jakby czytając w myślach Nicka. — Oni wybrali się na poszukiwanie przygód. Nie wydali pieniędzy na darmo. — Większość z nich jest pewnie w starszym wieku — zauważył Nick kiwając głową. — Koja na takiej wycieczce kosztuje fortunę. Najczęściej dopiero w późnym wieku ma się takie zasoby. Jeżeli statek się rozbije, będą ofiary. — Proszę wybaczyć moją uwagę — David zawahał się i zarumienił po raz pierwszy od wyjścia z portu — ale gdyby kapitan wycieczkowca wiedział, że spieszymy mu na pomoc, mogłoby go to powstrzymać od podjęcia jakichś nierozważnych, desperackich decyzji. Nick milczał. Pierwszy, oczywiście, miał rację. To było okrutne; pozostawiać ich w rozpaczy, w przekonaniu, że są zupełnie sami wśród tych strasznych lodów. Kapitan „Adventurera" mógł wpaść w panikę, co na pewno nie nastąpiłoby, gdyby wiedział, jak blisko jest pomoc. — Temperatura powietrza wynosi tam minus pięć stopni, co przy wietrze dochodzącym do trzydziestu mil na godzinę oznacza niebezpieczeństwo śmierci na skutek wyziębienia organizmu. Jeżeli w takich warunkach zejdą do łodzi ratunkowych... — telefon Troga przerwał Davidowi. — Jest odpowiedź właściciela do „Adventurera"