Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Dobrze. Wrócę za minutę. Wyszedł z pokoju. Zajęło mu to nieco więcej niż minutę; ale kiedy wrócił, miał pięć żółtych kopert, w jakich zwykle wysyłano korespondencję przewożoną przez statki kosmiczne. Znaczek pocztowy Ziemskiego Portu Kosmicznego był kwadratowy i czarny od spodu. Cletus wziął koperty i położył je razem na stoliku obok łóżka, wierzchnią stroną do spodu. Arvid przyglądał się Cletusowi. - Czy znalazł pan w almanachu to, czego pan szukał, pułkowniku? - zapytał. - Tak - odparł Cletus. Widząc, że Arvid nadal patrzy na niego ze zdziwieniem, dodał: - Dzisiaj jest nów księżyca. - Ach - westchnął Arvid. - Tak. A teraz, kiedy przyjdzie generał, Arv - rzekł Cletus - zostań na korytarzu i trzymaj oczy otwarte. Nie chcę, aby ten doktor wyśliznął mi się z rąk tylko dlatego, że rozmawia ze mną generał, i zostawił mnie tak do następnego dnia. O której jestem umówiony z tym oficerem ze Służby Bezpieczeństwa? - O jedenastej - odpowiedział Arvid. - A jest już wpół do dziesiątej - stwierdził Cletus, spoglądając na zegarek. - Arv, idź do łazienki, z jej okna powinieneś mieć widok na bramę wjazdową do szpitala. Jeśli generał przyjedzie samochodem, winieneś zobaczyć, jak wysiada. Czy mógłbyś teraz wyjrzeć? Arvid posłusznie zniknął w małej kabinie kąpielowej przylegającej do szpitalnego pokoju Cletusa. - Nikogo nie widać - dobiegł stamtąd jego głos. - Obserwuj dalej - powiedział Cletus. Oparł się wygodnie plecami o uniesioną część łóżka, na pół przymykając oczy. Spodziewał się generała, istotnie. Bat miał być ostatnim z długiej listy odwiedzających go, wśród których znaleźli się Mondar, Eachan Khan, Melissa, Wefer Linet, a nawet Ed Jarnki. Młody podoficer przyszedł do Cletusa, aby mu pokazać nowe naszywki sierżanta na rękawie i podziękować za wszystko. - W swoim raporcie porucznik Athyer próbował przypisać sobie całą zasługę - powiedział Jarnki. - Dowiedzieliśmy się o tym od kompanijnego kancelisty. Ale reszta oddziału i ja wszędzie opowiadamy prawdziwą historię. Być może, w Klubie Oficerskim nie wiedzą, jak było naprawdę, ale wiedzą o tym w koszarach. - Dziękuję - powiedział Cletus. - Psiakrew... - zaczął Jarnki i przerwał, najwidoczniej nie znajdując słów, które wyraziłyby jego uczucia. Zmienił temat. - Czy nie mógłbym się panu na coś przydać, pułkowniku? Nie chodziłem do szkoły dla urzędników, ale może wziąłby mnie pan na kierowcę czy coś w tym rodzaju? Cletus uśmiechnął się. - Chętnie wziąłbym cię do siebie, Ed - powiedział - ale nie sądzę, aby się na to zgodzono. Poza tym jesteś żołnierzem liniowym. - Domyślam się więc, że nie - stwierdził Jarnki rozczarowany. Poszedł sobie, ale najpierw wyciągnął od Cletusa obietnicę, że przyjmie go do siebie, jeśli będzie to tylko możliwe. Jarnki mylił się jednak sądząc, że raport Athyera zostanie wśród oficerów dobrze przyjęty. Najwyraźniej koledzy wiedzieli, jakim dowódcą jest porucznik, podobnie jak oczywiste było to, iż Bat nie przypadkiem wybrał takiego właśnie oficera, by sprawdzić przewidywania Cletusa co do partyzanckiej akcji. Jak to Arvid zrelacjonował Cletusowi, po owym nocnym przyjęciu u Mondara rozeszły się pogłoski, że Bat Traynor nie był na nim tylko dlatego, gdyż nie chciał spotkać się z Cletusem. Informacja ta jako taka znaczyła jedynie, że Cletus jest osobą, której powinni unikać koledzy oficerowie. Teraz jednak, kiedy nad Blue udało mu się bez poparzenia palców wyciągnąć kasztany z ognia, wszyscy, prócz najbliższych popleczników Bata, wyraźnie żywili do Cletusa skrywaną sympatię. Eachan Khan oschle dał mu to do zrozumienia. Wefer Linet, będąc bezpieczny w dowództwie marynarki, uprzejmie o tym napomknął. Bat nie mógł nie zdawać sobie sprawy z tej reakcji wśród oficerów i żołnierzy, którymi dowodził. Co więcej, formalnie rzecz biorąc, był sumiennym dowódcą. Jeśli było tutaj coś dziwnego, to fakt, iż do tej pory nie złożył jeszcze Cletusowi wizyty w szpitalu. Cletus rozluźnił się, odsuwając napięcie, które mu groziło, był bowiem przykuty do łóżka, a tyle jeszcze rzeczy zostało do zrobienia. Co ma być, niech będzie... Odgłos otwieranych drzwi skłonił go do otworzenia oczu. Podniósł głowę, spojrzał w prawo i zobaczył Bata Traynora wchodzącego do pokoju. Nie otrzymał żadnego ostrzeżenia od Arvida, który nadal znajdował się w łazience. Cletus żywił nadzieję, że młody porucznik będzie miał tyle przytomności umysłu, aby pozostać tam, gdzie jest, kiedy wszystkie szansę na dyskretne opuszczenie pokoju przepadły
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Pudel Karo, którym Pilatus najgłębiej pogardzał, położył się spokojnie na progu obory, czego z pewnością nie uczyniłby, gdyby Liza była wewnątrz, albowiem nie lubił zbliżać...
- A każdy nasz czyn zmierza właśnie do tego, by to przyszłe życie było spokojne, spokojniejsze nawet niż dawniej, jeśli to w ogóle możliwe...
- No ale taka znowu sprawa Kowalczyków, to ja znam ją dokładnie, bo wtedy pracowałem w Opolu i mogę powiedzieć ze spokojnym sumieniem, że był to czysty terroryzm...
- Następnie machnął ogonem i wyszedł spokojnie do głównej kabiny, dając jej najoczywistszy dowód, że całkowicie ufa mężczyźnie, z którym ją zostawił...
- Niewygodna podróż w furgonetce do rozwożenia prasy trwała trzy godziny, ale ONeill cieszył się na myśl o świeżym powietrzu i wiejskim spokoju...
- Z przestrogi tej wysnuł Piero dwa prawa, które rządzą jego najzna- komitszymi kompozycjami: zasadę współgrającego tła i prawo spokoju...
- — Staszku — rzekł spokojnie — na rany Chrystusowe, weź ty mi ich za plecy i grzecznie a pięknie wypchnij co najrychlej! — A to co znaczy? — spytał Tyszko...
- Po chwili mBody, kobiecy gBos przemówiB do niego dobr ruszczyzn, chyba z moskiewskim akcentem, cho Ryszard nie uwa|aB si za eksperta w dziedzinie wymowy i regionalizmów: Przepraszam, czy zechciaBby pan powtórzy swoje nazwisko? Ryszard zastosowaB si do pro[by
- Kto nie potrafi zachować spokoju w wirze energii materialnej, temu brak kwalifikacji, by stać się acaryą...
- U progu niespokojnego XXI wieku rodzi się pytanie, czy ten koszmar może się kiedyś powtórzyć? Polacy muszą poznać przeszłość, aby rozumieć teraźniejszość i nie obawiać...