Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. Camille swym milczeniem daje mi dowód wielkiej miłości, udowodnij mi swe przywiązanie, będąc ostrożna. Całuję Cię, `rp Laurent `rp P.S. Rozmyśliłem się i nie załączam do tego listu dziennika. Wolę go uchronić przed spaleniem. Musisz zniszczyć wszystko, co masz ode mnie". L~ea zwinęła list w rulonik i przypaliła go od ognia w kominku. Patrzyła, jak płomień ogarnia papier, i upuściła tę mikroskopijną pochodnię dopiero wtedy, gdy poczuła, że parzy jej palce. Była zbyt przejęta trwogą, by się nad czymkolwkiek zastanawiać. Jedno, co przyniosłoby jej ulgę, to znaleźć się w ramionach Fran~cois. 11 Otto Kramer nie zdał sobie sprawy, że L~ea i Albertine ani przez chwilę nie były razem w saloniku, w którym panny de Montpleynet z właściwą sobie uprzejmością przyjmowały narzeczonego siostrzenicy. Fran~coise, uszczęśliwiona, że nareszcie spotkała się z kochankiem, także nic nie zauważyła, dzięki również obecności i wypowiedziom - to zabawnym, to prowokującym - Fran~cois Taverniera, który znowu miał okazję zachowywać się jak człowiek światowy i kosmopolita. Rozprawiał po niemiecku o wojnie, która tak się przeciąga, o restrykcjach, o czarnym rynku, który pozwala jeszcze jakoś egzystować, o "Voyageurs de l'$imp~eriale", ostatniej powieści Aragona, o L~ei, w której się kocha (bez wzajemności niestety!), a zwłaszcza o Pierrocie drzemiącym w ramionach matki, którego określił jako najpiękniejsze niemowlę pod słońcem. - Das ist genau meine Meinung (Ja również tak uważam.) - przytaknął ojciec dziecka. Fran~coise zaś opowiadała z zachwytem o wspaniałym, pięknie umeblowanym mieszkaniu, które udało się im znaleźć nie opodal Lasku Bulońskiego, o niańce dla dziecka, kucharce i lokaju, których wzięli na służbę. Zniecierpliwiona tą czczą gadaniną L~ea perfidnie zapytała z niewinną miną: - A ślub? Kiedy odbędzie się ślub? Przerywając wyliczanie swoich osiągnięć domowych Fran~coise zaczerwieniła się i odpowiedziała surowo: - Jak tylko Otto dostanie zezwolenie od f~uhrera, a to niebawem nastąpi, bo ojciec jego już wyraził zgodę. - Cieszę się za ciebie, kochanie. I za pana także, Ottonie. Ale sądziłam, że małżeństwa między Niemcami i Francuzkami są zakazane? Wszyscy spostrzegli zakłopotaną minę kapitana Kramera. - Nie, nie zawsze... - Świetnie! W takim razie niedługo będziemy mieli wesele. - L~ea zwróciła się teraz do niemieckiego oficera: - Mam nadzieję, że dzięki pańskim stosunkom przyjaciele pańscy z Bordeaux wypuszczą Camille d'$argilat? - Fran~coise już mi o tym mówiła. Poleciłem zadzwonić do szefa gestapo, dziś wieczorem będę miał od niego telefon. - Jak to? Pani d'$argilat została aresztowana, a panie nic mi o tym nie powiedziały?! - zawołał z głupia frant Fran~cois Tavernier. - Drogi przyjacielu, tak rzadko widujemy się ostatnio. - Dawno się to stało? - Dowiedziałyśmy się o aresztowaniu Camille dziesiątego stycznia. - Co jej zarzucają? - Chcą wiedzieć, gdzie jest jej mąż. W tej chwili weszła Albertine z czajnikiem i powiedziała wesoło: - Przynoszę wam trochę gorącej herbaty, tamta pewnie już ostygła. Był to umówiony sygnał. L~ea miała zastąpić ciocię przy łóżku Sary. - Panie Fran~cois, niech pan pozwoli ze mną, chciałabym coś panu pokazać - powiedziała wychodząc z salonu. W swoim pokoju, przy łóżku śpiącej Sary powiedziała Fran~cois Tavernierowi, że stryj Luc wszczął starania o uwolnienie Camille. Widząc zakłopotaną minę Fran~cois, zapytała szeptem: - To coś poważnego? - Bardzo. Twoim zdaniem pani d'$argilat wie, gdzie znajduje się jej mąż? - Oczywiście, że nie wie. Powiedziałaby mi. - Byłoby to dziwne. L~ea zaniemówiła na chwilę. - Jak śmiesz! Uważasz, że jestem zdolna zadenuncjować Laurenta? - powiedziała wzburzona. - Jaka porywczość! Nie, oczywiście, że nie. Ale nigdy nie wiadomo, jak zachowa się człowiek poddany torturom. - Wolałabym umrzeć niż powiedzieć coś, co by mogło zaszkodzić Laurentowi. Ze złośliwą ironią Fran~cois ciągnął: - Nie wątpię w twoją odwagę, ale znam metody tych panów. Łatwiej jest pogodzić się z myślą o śmierci niż znosić niektóre tortury. Tkwi w nas wszystkich trochę słabości, która może doprowadzić do zadenuncjowania najdroższej nawet istoty. Oprawca powinien odkryć ten słaby punkt, u niektórych jest to lęk przed gwałtem, u innych przed kastracją, wyłupieniem oczu, rozpruwaniem brzucha, przed brakiem snu, wężami, owadami, groźbami rzucanymi pod adresem dziecka. Mówię oczywiście tylko o autentycznych bohaterach, zdolnych do znoszenia najróżnorodniejszych tortur... - Nie wierzę ci. Jestem pewna, że są ludzie, których nie można zmusić do mówienia. - To się zdarza, ale niezmiernie rzadko. Najdzielniejsi wolą się zabić, jak twój ziomek z Bordeaux, profesor Auriac, ten, co odebrał sobie życie po pierwszym przesłuchaniu prowadzonym przez komisarza Poinsota, z którym miałaś już do czynienia. - Sary nie zmusili. - Co ty możesz wiedzieć? L~ea znowu umilkła. Długo patrzyła na Sarę, potem na Fran~cois. I z oczyma pełnymi łez rzuciła mu w twarz: - Jak śmiesz mówić tak o kobiecie, na której zdaniu bardzo ci przecież zależy? Jesteś niegodziwy! - Nie, jestem realistą. - Fran~cois ma rację - dotarł do L~ei cichy głos z łóżka. Jednym susem L~ea i Fran~cois znaleźli się przy Sarze. - On ma rację - powtórzyła młoda kobieta. - Gdybym musiała jeszcze jeden dzień znosić pieszczoty tych nikczemników, zaczęłabym sypać. Widzisz, L~eo, myślę, że do cierpienia można się przyzwyczaić, ale upokorzenie, że się jest przywiązaną, rozdzieraną rękami i członkami zbroczonymi krwią innych ofiar, że ma się usta zbrukane członkiem umazanym ekskrementami... Słyszeć zapowiedź, że zostaniesz wydana na pastwę innemu potworowi, jeśli nadal będziesz milczała... to jest nieludzkie... Gdyby Rapha~el nie zdołał wydobyć mnie z łap Masuy'ego i jego zbirów, opowiedziałabym mu wszystko, co tylko by chcieli... - Niech pani już o tym nie mówi, Saro