Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pójdę po tę drugą trójkę, skoro tylko będę mógł podejść. W porządku? - szepnął Hanowi do ucha. - Tak, Amerykanin - padła odpowiedź. Michael skinął głową. - Daj mi około piętnastu sekund, a potem zaczynaj. Han patrzył przez chwilę zaintrygowany, potem przytaknął głową i uśmiechnął się. Michael Rourke zostawił oba pistolety Beretta w kaburach, odgłos odpinania kabur zdradziłby ich. Wyciągnie pistolety w czasie biegu. Popatrzył na Hana, Chińczyk podniósł automat w prawej ręce, w lewej miał pistolet. Michael nie zamierzał użyć automatów, które niósł za sobą. Poszedł w lewo, przedzierając się przez gąszcz sosnowych gałęzi, zachowując jak największą ostrożność. Biegnąc liczył: - Tysiąc jeden, tysiąc dwa, tysiąc trzy... Spomiędzy drzew dobiegł do niego odgłos strzałów. Gałęzie sosen przygięte pod ciężarem śniegu łamały się. - Tysiąc dziewięć, tysiąc dziesięć. - Wyrwał z kabur oba pistolety Beretta. - Tysiąc czternaście, tysiąc piętnaście. - Pobiegł na prawo w kierunku strzałów. Ogień nasilał się. Han strzelał z automatu i pistoletu, odwracając uwagę wrogów od Amerykanina. Michael przedarł się przez gęstwinę drzew na małą polankę, gdzie trzech Mongołów opierało się o drzewa. Podwójną salwą strzelał z obu pistoletów. Ciała trzech ludzi osunęły się na ziemię. Jeden z nich dał jeszcze ognia, Michael strzelił do niego ponownie. Pobiegł dalej, chowając pistolety. Jednemu z Mongołów, może jeszcze żywemu, kopnięciem wybił z ręki pistolet i wyciągnął z kabury czterocalowy model 629, ujmując go w obie ręce. Trzech Mongołów za zabitymi końmi wystawiło się na strzał. Pierwszego zastrzelił podwójną salwą, ciało Mongoła skręciło się i poleciało do przodu przez konia. Drugi odwrócił się, otworzył ogień. Młody Rourke strzelił mu w pierś. Trzeci Mongoł zaczął uciekać. Michael odciągnął kurek magnum. Strzelaniny z broni ręcznej uczył się bardzo starannie przez całe lata. Wycelował z wyczuciem i nacisnął delikatnie spust, 629 podskoczył w jego ręku po raz trzeci i ciało trzeciego Mongoła poleciało do przodu w śnieg. Amerykanin poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Rzucił się w lewo i wyciągnął przez siebie magnum. Kolejny Mongoł wynurzał się zza drzew. Michael wystrzelił raz, drugi. Automat Mongoła wypalił w ziemię i zaciął się. Mężczyzna upadł. Rourke podniósł się na kolano, trzymając w prawej ręce 629 z ostatnim nabojem, w lewej jedną z Berett. Spoza drzew posypała się seria, a potem pojedynczy strzał pistoletowy. Michael zerwał się do biegu w tym kierunku. - Nie strzelaj! - krzyknął, wychodząc zza drzew. - Kiedy powiedziałeś, że jest ich dziesięciu, ja byłem pewien, że jest ich tylko dziewięciu, ale oczywiście przez grzeczność nie poprawiłem twojego przeoczenia. Okazuje się jednak, że to ja zrobiłem błąd. - Wskazał głową w kierunku drzew. - Dziesiąty. Trzy konie zabitych mężczyzn przywiązane były na przeciwległym skraju kępy drzew. - Zabierzemy tamte konie i pojedziemy szukać moich przyjaciół - powiedział Michael, ładując rewolwer. - Jesteś doskonały, Han, wiesz o tym, no nie? - Wsunął do kabury 629 i ruszył w kierunku koni. W zasięgu wzroku nie było siodeł, przypuszczał, że są blisko zwierząt. Maria Leuden obserwowała najniższego z pięciu mężczyzn. Ten był najbardziej pijany ze wszystkich. Ciągle jeszcze trzymał się na nogach, tańcząc dookoła ognia i śmiejąc się. Jego wzrok wciąż wędrował ku niej. Poznała, co znaczy strach. Jeden z mężczyzn, kompletnie zamroczony, padł na ziemię. Inni przestali tańczyć i patrzyli na niego przez chwilę, a potem powrócili do przerwanego tańca. Wszyscy oprócz najniższego, który ją obserwował. Podniósł worek, z którego pili. Worek wyglądał na prawie pusty, na co wskazywał sposób, w jaki mężczyzna się z nim obchodził. Pociągnął długi łyk z bukłaka, wytarł usta o rękaw i wręczył worek jednemu z tańczących. Jeden z tańczących podszedł do niego, walnął go w plecy i krzyknął coś, czego Niemka nie była w stanie zrozumieć. Niski odsunął go od siebie. Pozostali wzruszyli ramionami, pociągnęli solidnie z bukłaka i znów tańczyli. Maria próbowała odwrócić oczy, nie mogła. Kiedy spojrzała do tyłu na niskiego mężczyznę, ten ciągle patrzył na nią, a jego oczy zaświeciły dziwnie w blasku ogniska. Śmiał się. Doktor Leuden, związana, naga, bez nadziei na pomoc, krzyczała. ROZDZIAŁ XVII John nie miał jeszcze zamiaru spać. Siedział w bujanym fotelu, jednym z kilku, które znajdowały się na werandzie sypialni w pobliżu siedziby pani prezydent. Za paskiem dżinsów miał zatkniętego Detonika, jednego z dwóch, jakie posiadał. Na balustradzie werandy, blisko męża, siedziała Sarah. Ciemne, rozpuszczone włosy kobiety zakrywały całe plecy. John pomyślał, że sposób, w jaki owinęła się szalem, nie pozwoliłby patrzącym na nią rozpoznać, że Sarah jest w ciąży. - Wracasz... - powiedziała. Nie było to pytanie. - Jutro po spotkaniu z Münchenem. Mówi, że moje odrętwienie nie potrwa długo. Wracam. - John, co będzie potem, jak dostaniesz Karamazowa? Rourke uśmiechnął się. - Może życie uspokoi się trochę. Myślę, że będziemy go mogli używać we dwoje, przepraszam, we troje. - Popatrzył jej w oczy, a potem mrugnął szelmowsko w stronę jej łona. - Będziemy jeszcze raz wychowywać dzieci, tym razem bardziej normalnie. Będzie mnóstwo pracy. Ameryka czeka na odbudowę. - I ty jesteś właśnie człowiekiem, który ma tego dokonać, prawda? - Możemy rozpocząć ponowne zaludnianie na dużą skalę, wcześniej niż przed upływem wieku. Zwłaszcza jeżeli część Niemców i niektórzy Islandczycy, a może i inni, których odnajdziemy, zdecydują się emigrować z Argentyny i stąd. A w końcu istnieją jeszcze dzikie plemiona, Japonia... Ostatecznie i dla mieszkańców Europy rozpocznie się nowa era, jeśli im pomożemy. Nie wiem, czy cywilizacja jest celem wspaniałym pod każdym względem, ale będzie przynajmniej lepsza od tego, co mamy teraz. I możliwe, że potrafimy unikać błędów, które wszyscy popełnialiśmy w ostatnich czasach. - Czy nas to też dotyczy? - zapytała Sarah. - Myślę o unikaniu błędów. - Chodź tutaj, ten bujany fotel utrzyma nas troje. - Sarah roześmiała się wstając, podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Rourke odłożył pistolet na podłogę werandy, za biegunem fotela