Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Początkowo zabijaliśmy je, ale ten, kto je robi, po prostu przysłał ich więcej. - Powinniście wyśledzić, skąd się biorą, i zobaczyć, kto za tym stoi. - Nie „wy", panie Tallchief, tylko „my". Jest pan zamieszany w tę historię zupełnie tak samo jak każdy z nas. I wie pan równie dużo, czy raczej równie mało, jak wszyscy. Po odebraniu instrukcji przekonamy się, czy ci, 32 którzy nas tu sprowadzili, życzą sobie, żebyśmy zajęli się badaniem miejscowych form życia. Zobaczymy. A na razie co pan powie na filiżankę kawy? - Jak długo tu jesteście? - zapytał Ben, kiedy usiedli w plastykowym mikrobarze i popijali kawę z szarych, plastykowych kubków. - Pierwszy przyleciał Wadę Frazer, nasz psycholog. To było około dwóch miesięcy temu. Cała reszta dobijała po trochu. Mam nadzieję, że Morley wkrótce przyleci. Umieramy z niecierpliwości, żeby się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. - Jest pani pewna, że Wadę Frazer tego nie wie? - Proszę? - Betty Jo Berm zamrugała raptownie. - Był tutaj pierwszy i czekał na pozostałych, to znaczy na nas. Może przeprowadza jakiś eksperyment psychologiczny, nic nikomu o tym nie mówiąc. - Nie tego się boimy - odparła Betty Jo Berm. - Największa obawa jest związana z tym, że nasza obecność tutaj może nie mieć żadnego sensu, a my nie będziemy w stanie się stąd wydostać. Każdy z nas przyleciał nosa-czem, a nosacz owszem, może wylądować, ale już nie wystartuje. Bez pomocy z zewnątrz nigdy nie damy rady stąd odlecieć. Może to po prostu jakieś więzienie... Już nad tym myśleliśmy. Może każde z nas popełniło jakieś przestępstwo, albo przynajmniej ktoś uważa, że tak było? - Spojrzała na niego uważnie szarymi, przenikliwymi oczami. - Czy pan coś zrobił, panie Tallchief? - Cóż, wie pani, jak to jest... - Chodzi mi o to, czy jest pan przestępcą albo kimś w tym rodzaju. - Nic o tym nie wiem. - Wygląda pan dość zwyczajnie. - Dziękuję. - Chciałam powiedzieć, że nie wygląda pan na przestępcę. - Wstała i podeszła do szafki stojącej po drugiej stronie niewielkiego pomieszczenia. - Może kropelkę seagranfs VO? - zapytała. - Chętnie - odparł, zadowolony z pomysłu. Kiedy siedzieli, pijąc kawę z odrobiną importowanej 33 kanadyjskiej whisky, do budynku wszedł doktor Milton Babble, spostrzegł ich i usiadł przy barze. - To planeta drugiej kategorii - oznajmił Benowi bez żadnych wstępów. Na jego bladej, przypominającej szuflę twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. - Nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości. Dziękuję. - Przyjął kubek z kawą od Betty Jo; pociągnął z niego i skrzywił się jeszcze bardziej. - Co to jest? - zapytał, a potem dostrzegł butelkę seagram's VO. - Do diabła, szkoda kawy - powiedział gniewnie, odstawiając gwałtownie kubek. - Mnie to smakuje - odezwała się Betty Jo Berm. - Wiecie, to zabawna sprawa z tym zebraniem nas wszystkich w jednym miejscu — powiedział doktor Babble. - Nie uwierzy pan, Tallchief, ale siedzę tu już cały miesiąc, a jeszcze nie udało mi się spotkać kogoś, z kim mógłbym naprawdę porozmawiać. Każdy jest tu zajęty wyłącznie samym sobą i ma innych głęboko w nosie. Oczywiście z wyjątkiem ciebie, B. J. - Nie gniewam się, bo to prawda - odparła Betty Jo. - Nie obchodzisz mnie ani ty, Babble, ani nikt z pozostałych. Chcę być tylko sama, i nic więcej. - Odwróciła się z powrotem do Bena. - Zawsze, gdy ktoś wyląduje, przejawiamy wielkie zainteresowanie, jak było teraz z panem, ale potem, kiedy już zobaczymy człowieka i przez chwilę go posłuchamy... - Zaciągnęła się i w milczeniu wydmuchnęła dym. - Proszę się nie gniewać, panie Tallchief, ale z panem będzie tak samo, jestem tego pewna. Jeszcze przez chwilę będzie pan chciał z nami rozmawiać, a potem schowa się pan w... - Zawahała się, łapiąc powietrze palcami prawej ręki, jakby usiłowała schwytać jakieś słowo mające trójwymiarową, dotykalną postać. — Weźmy na przykład Belsnora. Nie potrafi myśleć o niczym innym, tylko o chłodni. Dręczy go obsesja, że ona przestanie działać, a z jego przerażenia można by wnioskować, że to będzie oznaczało koniec nas wszystkich. Uważa, że chłodnia chroni nas przed... - Machnęła papierosem. - Wygotowaniem. - Ale jest całkowicie nieszkodliwy — uzupełnił doktor Babble. - Och, my wszyscy jesteśmy całkowicie nieszkodliwi. 34 i Wie pan, co ja robię, panie Tallchief? Łykam pastylki. • Pokażę panu. - Otwarła torebkę i wyjęła z niej fiolkę l z tabletkami. — Proszę im się przyjrzeć — powiedziała, l podając ją Benowi. - Te niebieskie to stelazyna, której używam jako środka przeciwwymiotnego. Rozumie pan: u ż y w a m, ale jej główne działanie polega na czymś innym. Stelazyna to przede wszystkim środek uspokajający, jeżeli zażywa się ją w dawkach nie przekraczających dwudziestu miligramów dziennie. W większych zaczyna działać antyhalucynogennie. Ale mnie nie o to chodzi. Prawdziwy problem ze stelazyna polega na tym, że rozszerza naczynia krwionośne. Czasem, kiedy połknę kilka pastylek, nie mogę wstać z łóżka. Zdaje się, że to się nazywa hipostaza. I- W związku z tym zażywa lek zwężający naczynia -mruknął Babble. - To te białe tabletki - powiedziała Betty Jo, wska-~ żując Benowi tę część fiolki, w której zgromadziły się białe pastylki. - Metamfetanina. Natomiast te zielone to... - Pewnego dnia te wszystkie pastylki zaczną pękać i powylęgają się z nich różne dziwaczne ptaki - przerwał jej Babble. - Bardzo dziwna uwaga - zauważyła Betty Jo. _ - Chciałem po prostu powiedzieć, że przypominają (kolorowe ptasie jaja. - Wiem o tym. Mimo wszystko to bardzo dziwna uwaga. - Odkręciwszy zakrętkę, wysypała na dłoń kilka tabletek. - Ta czerwona to oczywiście pentabarbital, na sen. Żółta to norpramina, która równoważy depresyjne działanie mellarilu. Z kolei ta kwadratowa, pomarańczowa, to zupełna nowość. Składa się z pięciu działających z różnym opóźnieniem warstw i wpływa stymulu-Ijąco na centralny układ nerwowy. Ta obok... - Ona bierze jednocześnie środki działające pobudzająco i depresyjnie na centralny układ nerwowy - wyjaśnił Babble. - Czy nie niwelują nawzajem swojego działania? -zapytał Ben. - Można tak powiedzieć - odparł lekarz. - Ale naprawdę wcale tak nie jest - oświadczyła Bet- 35 ty Jo. - Subiektywnie odczuwam sporą różnicę. Wiem, że mi pomagają. - Czyta o nich wszystko, co może znaleźć - ciągnął Babble. - Przywiozła ze sobą Podręczny spis leków, gdzie jest dokładnie opisane działanie, przeciwwskazania, dawkowanie, działanie uboczne i tak dalej. Wie o nich tyle co ja, a właściwie nawet tyle co producenci