Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nic prostszego, jak zacząć negocjować ze mną, kapitan Harrington... a zresztą: coś pani pokażę, by udowodnić, że powinna pani traktować mnie poważnie. O, na przykład... Uniósł nadajnik tak, by go było widać, i nacisnął jeden z oznaczonych cyframi przycisków. - Właśnie! - oznajmił z satysfakcją i uśmiechnął się szeroko. Honor usłyszała za plecami westchnienie i odwróciła głowę - Jennifer Hughes wpatrywała się przerażona w ekran monitora. Honor dała znak Cousinsowi obserwującemu ją cały czas i ten wyłączył dźwięk sekundę wcześniej niż Jennifer jęknęła. - Jezu! Właśnie na powierzchni eksplodował ładunek nuklearny, ma'am! Pięćset kiloton... w samym środku miasta! Honor pobladła, nad tą reakcją nie była w stanie zapanować, ale poza tym jej twarz pozostała bez zmian. - Szacunkowa ocena liczby ofiar? - spytała twardo. - Nie... nie mogę powiedzieć, ma'am - Jennifer była wyraźnie wstrząśnięta. - Na pewno dziesięć do piętnastu tysięcy, sądząc po wielkości miasta. - Rozumiem - Honor odetchnęła głęboko, odwróciła się do kamery i dała znak Cousinsowi. - Powiedziałem, że mogę detonować każdy ładunek osobno? - spytał Warnecke bez śladu uśmiechu. - Nie? Ot, skleroza! A pani sądziła, że to sytuacja typu "wszystko albo nic". Cóż, mój błąd. Oczywiście nie wie pani, ile jest ładunków, więc nie wie pani też, ile takich mieścin mogę zdmuchnąć z powierzchni podczas negocjacji, zanim odpalę ten największy. - Pomysłowe - przyznała Honor. - A jakież to negocjacje chodzą panu po głowie? - Warunki są raczej proste: moi przyjaciele i ja wsiądziemy na pokład statku remontowego i odlecimy, a pani pozostanie na orbicie, dopóki nie dotrzemy do granicy nadprzestrzeni. Potem może pani wysadzić desant i posprzątać śmieci, które zostawię na powierzchni. - A skąd mam mieć pewność, że przed wejściem w nadprzestrzeń nie wyśle pan sygnału detonującego pozostałe ładunki? - Niby dlaczego miałbym to zrobić? - spytał niewinnie. - Choć z drugiej strony jest to niezły pomysł... powiedzmy kara za pokrzyżowanie moich planów... byłaby to nie najgorsza zemsta, nie sądzi pani? - Nie sądzę i nie zamierzam dać panu ku temu okazji - oznajmiła rzeczowo. - Jeżeli... powtarzam: jeżeli pozwolę panu odlecieć, to pod warunkiem, że nie będzie pan miał żadnej szansy odpalić tych ładunków. - A gdy tylko uzyska pani pewność, że nie mogę tego zrobić, zniszczy pani statek i mnie. Spodziewałem się po pani czegoś rozsądniejszego. Muszę mieć do dyspozycji mój miecz Damoklesa, zanim nie znajdę się poza pani zasięgiem, bo tylko to gwarantuje mi przeżycie! - Moment - Honor potarła skronie. - Ze swego punktu widzenia każde z nas ma rację. Co prawda nie mam ochoty puścić pana wolno, ale... nie musimy w tej chwili robić niczego, co nie dałoby się cofnąć. Pan nie odleci bez mojej zgody, a ja nie wysadzę Marines bez pańskiej wiedzy, więc mamy sytuację patową. Muszę się zastanowić, jak z tego wybrnąć, być może wymyślę rozwiązanie, które okaże się do przyjęcia dla obu stron. - Tak szybko pani ustępuje? - Warnecke przyjrzał się jej podejrzliwie. - Coś mi się tu nie zgadza. Nie próbuje pani czasem być za sprytna? - Nie powiedziałam, że pana puszczę - przypomniała mu Honor. - Powiedziałam jedynie, że nie ma powodu do nieprzemyślanych działań. Chwilowo żadne z nas nie może zrobić tego, co by chciało, więc zostawmy sprawę, tak jak jest, a ja zastanowię się nad możliwym rozwiązaniem. Co pan na to, Warnecke? - Ależ naturalnie, pani kapitan. Zawsze należy ustępować damie, w granicach rozsądku naturalnie. Nigdzie się nie wybieram, więc proszę się kontaktować, kiedy pani będzie miała ochotę. Życzę miłego dnia. Obraz zniknął, a czerwona lampka nad kamerą zgasła, sygnalizując koniec połączenia. Dopiero w tym momencie Honor pozwoliła, by jej twarz wykrzywił grymas wściekłości. ROZDZIAŁ XXXI Atmosfera panująca w sali odpraw była gęsta. Obecni byli wszyscy starsi oficerowie Wayfarera oraz Caslet i Jourdain. -...i nie dość, że ich zabił, to jeszcze się, ścierwo, uśmiechał! - zakończyła Jennifer Hughes. - Tego... przepraszam, ma'am. - Rozumiem cię, Jenny. - Honor przymknęła oczy i rozmasowała nasadę nosa. Doskonale rozumiała, że Hughes puściły nerwy - nieczęsto ma się do czynienia z wariatem, który jest równocześnie masowym mordercą. A Warnecke był jednym i drugim i kilkaset tysięcy ofiar mniej czy więcej nie robiło mu różnicy. To, co właśnie zrobił, utwierdziło ją jedynie we wcześniejszej decyzji - za nic we wszechświecie nie można pozwolić mu uciec, bo będzie robił to samo. Może w inny sposób, ale z takim samym skutkiem. Dlatego że to lubił