Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Z drzew po lewej stronie poduszkowca wyszła kobieta w średnim wieku, ubrana w czarną skórzaną kurtkę. Na kamieniu pośrodku polany siedział siwowłosy mężczyzna ze strzel- bą rakietową, częściowo rozmontowaną do czyszczenia. Jej elementy leżały na kawałku tkaniny, który trzymał na kolanach. Twarzą do niego, odwracając się teraz w stronę pojazdu, stała wysoka i szczupła ciemnoskóra kobieta, w zielonej kurtce polowej z mocno powypycha- nymi, licznymi kieszeniami. Na nogach miała ciężkie, ciemnobrązowe bojówki, wsadzone u dołu w cholewy butów. Wokół talii ciasno opinał ją pas z bronią, kabura była zamknięta. Głowę miała nieosłoniętą. Czarne włosy były ob- cięte tuż nad uszami, a pod szerokimi brwiami, w ciem- nej twarzy o regularnych rysach tkwiły błyszczące, czarne oczy. W tej krótkiej chwili w Halu obudził się poeta i pomyślał, że była jak czarna klinga miecza w blasku słońca. Potem jednak jego uwaga została od- ciągnięta. W serii błyskawicznych ruchów rozłożone części karabinu rakietowego zostały przez siwego męż- czyznę umieszczone na swoich miejscach, co uwień- czone zostało szczękiem nowego magazynku z poci- skami i odgłosem repetowania. Mężczyzna był niemal równie szybki jak Malachi, u którego Hal obserwował podobne demonstracje. Ruchy tego człowieka nie miały gładkiej płynności Malachiego - ale był niemal równie szybki. - W porządku - odezwała się kobieta w kurtce polo- wej. - To Hilary. Ręce siwowłosego mężczyzny, trzymające gotową do strzału broń, rozluźniły się, ale karabin opierał teraz na kolanach, kierując go w stronę Hala i pozostałych przy- byszów. Encyklopedia Ostateczna - tom 1 223 - Przywiozłem ci parę rekrutów - powiedział Hilary tak spokojnie, jakby mężczyzna na kamieniu trzymał jedynie lizaka. Ruszył do przodu, a Jason poszedł za nim. Hal również. - To Jason Rowe - przedstawił go Hilary. - Może go znasz. Ten drugi nie jest wiernym, ale przyjacielem. To Howard Immanuelson, górnik z Coby. Zanim skończył mówić, podszedł na mniej niż dwa metry od mężczyzny i kobiety. Zatrzymał się. Kobieta spojrzała na Jasona, skinęła krótko i przesunęła spoj- rzenie na Hala. - Immanuelson? Jestem Rukh Tamani. TQ mój po- rucznik, James Child-of-God. Halowi trudno było oderwać od niej spojrzenie, ale przeniósł wzrok na siwowłosego mężczyznę. Zobaczył kanciastą i kościstą twarz, której skóra na skutek wia- tru i słońca byłą smagła i zgrubiała. Z kącików oczu odchodziły głębokie zmarszczki, podobne do tych łączą- cych nos z kącikami ust, a oczy Jamesa Childa-of-God były jasnoniebieskie i mierzyły w Hala niczym lufy strzel- by. ' - Jeśli nie jest wiernym - odezwał się tenorem - nie ma on prawa przebywać między nami. Od czasu opuszczenia domu aż do tej chwili, Hal nie spotkał żadnego Zaprzyjaźnionego, który mówiłby tym stylem, zaśpiewem Obadiaha. Teraz w końcu po- znał jednego. Jednak ten człowiek nie był Obadiahem. Rozdział 16 Nastała chwila ciszy. Lekkie porywy wiatru przecze- sały gałęzie rosnących nad strumieniem drzew, minęły Rukh Tamani i Jamesa Childa-of-God, po czym ochło- dziły policzki stojącego naprzeciw nich Hala. - Nie jest może wyznawcą naszej wiary - odezwał się Jason - ale polują na niego pomioty Szatana, a to czyni go naszym sojusznikiem. 224 Gordon R. Dickson Rukh popatrzyła na niego. -A ty? - Przez ostatnie osiem lat pracowałem dla wiary - powiedział Jason. - Byłem jednym z wojowników mia- sta Charity, nawet kiedy uczęszczałem na uczelnię. Wal- czyłem też w oddziałach Columbiny i OHviera McKeut- cheona... Obrócił się, by skinąć na Hilarego. - Hilary wie o tym. Zna mnie. - Ma rację - odezwał się Hilary - co do tego, co mówi. Znam go pięć lat, albo nawet więcej. - Ale nie znasz tego drugiego - stwierdził James Child-of-God. - Powiedział, że był górnikiem na Coby - wyjaśnił Hilary. -Trzymałem jego dłoń i wyczułem zgrubienia na skórze. Maje w miejscu, gdzie nabierają ich górnicy od trzymania palnika, a jedynym miejscem na czternastu światach, gdzie nadal używają palników, są te kopalnie. - Może być szpiegiem. - Głos Jamesa Childa-of-God był wyprany z emocji, jakby komentował wyniki staty- styczne. - Nie jest. - Jason odwrócił się do Rukh Tamani. - Czy mogę z tobą porozmawiać na jego temat na osobności? Popatrzyła na niego. - Możesz porozmawiać na osobności z nami oboj- giem. Chodź, James. Odwróciła się. James Child-of-God wstał, wciąż trzy- mając strzelbę rakietową i razem z Jasonem poszedł na krawędź polany, gdzie stanęli rozmawiając. Hal czekał. Jego oczy na krótko spotkały wzrok Hi- lary'ego, który delikatnie uśmiechnął się w jego stronę, co mogło w zamierzeniu stanowić wsparcie. Hal uśmiech- nął się w odpowiedzi i odwrócił wzrok. Był świadom starego, znanego uczucia nagości i sa- motności. Wróciło do niego, czuł się jak ktoś, kto w zbyt cienkim ubraniu wychodzi na wiatr i mróz. Równie moc- no przemawiał do niego dotyk wiatru i zapach powietrza na odkrytej przestrzeni. Ta jego część, która zawsze żyła poezją, nieoczekiwanie wróciła do życia - po przespaniu Encyklopedia Ostateczna - tom 1 225 lat spędzonych w kopalni. W tej chwili wszystko to bu- rzyło jego myśli, a zmysły pracowały z siłą i ostrością, jakiej nie czuł od czasu śmierci Waltera, Obadiaha i Malachiego. Teraz, nagle, znów było to z nim i nawet nie potrafił zrozumieć, jak mógł żyć bez tego przez wszyst- kie te lata... Nagle uświadomił sobie, że konwersacja na krawę- dzi polany została zakończona. Jason i James Child-of- God wracali w jego kierunku. Rukh Tamani wciąż stała samotnie i zawołała w jego stronę czystym głosem, któ- ry wyraźnie niósł się nad polaną. - Podejdź tu, proszę. Podszedł do niej i stanął na wyciągnięcie ręki. - Jason Rowe powiedział nam wszystko, co wie o tobie - powiedziała. Miała penetrujące, łagodne oczy, brązowe, kryjące w sobie nieskończoną głębię. - Wierzy w ciebie, ale może się mylić. W tym, co nam powiedział, nie ma niczego co dowodziłoby, że nie jesteś szpiegiem. A tego obawia się James. Hal skinął potakująco. - Czy masz jakiś dowód na to, że nie jesteś szpie- giem wysłanym do nas przez Innych albo przez milicję, żeby pomóc w schwytaniu nas? - Nie - odpowiedział