Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Rzucił karty na blat stołu. W następnej chwili jednak jego triumf przemienił się w rozczarowanie. Młody hazardzista uświadomił sobie, że zwlekał zbyt długo z rzuceniem kart na środek stołu, gdzie nie mogły zmienić wartości. W ciągu krótkiego czasu, jaki upłynął od wydania radosnego okrzyku do pokazania kart pozostałym graczom, wszystkie karty przeobraziły się w całkiem inne, wskutek czego stracił szansę wygranej! Siedemnastoletni niedoszły zawodowy hazardzista skręcił się ze wstydu. Prawdę mówiąc, zanim zasiadł przy stoliku, a nawet zanim wszedł do znajdującej się na zapleczu miejscowego baru obskurnej sali, musiał błagać właściciela lokalu o pozwolenie. Okłamał rodziców i uciekł ze szkoły... a nawet, jakby tego było mało, pogwałcił albo poważnie naruszył kilka praw i przepisów. Wszystkie dotyczyły udziału osób nieletnich w grach, powszechnie uznawanych za hazardowe, a zwłaszcza w pomieszczeniach spelunek, podobnych do tej, gdzie znajdował się w tej chwili. Żałował, że nie jest w domu i nie leży w łóżku. Żałował, że nie może ukryć się pod łóżkiem. Żałował, że kiedykolwiek zobaczył talię kart- płytek, że ćwiczył nimi i starał się dojść do dużej wprawy. Żałował, że wyobrażał sobie, iż zostanie zawadiaką, łajdakiem i uwodzicielem. To wszystko tylko sen. Niemądry, idiotyczny sen. - To wszystko tylko ułuda, kapitanie Calrissian! Lando potrząsnął głową. Usytuowany na zapleczu baru obleśny pokój zniknął, a wraz z nim poniżające uczucie pomyłki i przegranej. Pamiętał, że w rzeczywistości wygrał tamtą grę i przyniósł do domu więcej pieniędzy niż kiedykolwiek przedtem zdobył w jednym lokalu. Dlaczego więc o tym nie pamiętał? Zamiast obskurnego baru zobaczył starannie przystrzyżony trawnik i ciągnący się po sam horyzont ogród pełen drzew. Nad głową szalał Ogniowicher, malując nieboskłon różnobarwnymi, splatającymi się i pulsującymi smugami. To właśnie na tym trawniku widział grupy różnych istot, kiedy podchodził do lądowania na Oseonie Pięć Tysięcy Siedemset Dziewięćdziesiąt Dwa. Gdzie się wszystkie podziały? - Obrazy, jakie widzisz w tej chwili, drogi chłopcze, nie sąani odrobinę bardziej rzeczywiste - ciągnął ten sam głos, co poprzednio. — Ani trochę bardziej konkretne czy prawdziwe niż wspomnienia, których doświadczałeś do tej pory. Właśnie tak wygląda podstawowa prawda, której musi nauczyć nas bezkresny wszechświat! I wygląda na to, że podobnie jak niemal wszyscy inni mizerni śmiertelnicy, nie przyswoisz sobie tej oczywistej prawdy, dopóki nie dojdziesz do samego końca nędznego życia! Syczące dźwięki, jakie rozbrzmiewały w tym głosie, miały w sobie coś nieprzyjemnie znajomego. Lando z wysiłkiem obrócił głowę i spojrzał przez ramię - był skrępowany! - ale nie zobaczył osoby, z której ust się wydobywały. Pole widzenia ograniczał wykonany z jakiegoś syntetycznego marmuru blat przewróconego ogrodowego stolika, do którego został przywiązany. Widział tylko trawnik i ogród, ciągnący się chyba po sam horyzont. I fajerwerki Ogniowichru. Nagle usłyszał szelest bosych stóp albo rannych pantofli, gniotących bujną trawę. Jakaś postać obeszła stolik - zapewne oparty o ogrodową ławkę - i w końcu znieruchomiała przed Calrissianem. 91 Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona - Rokur Gepta! Czarownik uśmiechnął się, chociaż zwoje turbanu, osłaniającego całą twarz z wyjątkiem oczu, nie pozwoliły tego zauważyć. Uśmiech dało się jednak wyczuć w tonie głosu. - A ty myślałeś, że nie żyję! Że padłem ofiarą społecznych przeobrażeń, do jakich doszło, kiedy obaj przebywaliśmy na Rafie Cztery! Nie, kapitanie, przeżyłem i w dalszym ciągu żyję - od tak wielu lat, że nawet nie potrafiłbyś sobie wyobrazić. Niełatwo mnie zabić. Na ogół nie pozwalam, żeby jacyś obcy pozbawiali mnie życia! Lando nie zdecydował się na dowcipną odpowiedź. Nawet nie wiedziałby, co powiedzieć. Przede wszystkim, uznał, że byłoby to niewłaściwe - zważywszy na fakt, iż był unieruchomiony i bezradny. Energetyczne kajdanki przytwierdzono do stołu, a przebiegający nad jego głową strumień mocy niemal muskał marmurową powierzchnię blatu. Druga para takich samych kajdanek krępowała jego tkwiące w nogawkach skafandra kostki