Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dla zwierząt jucznych znacznie krótszy byłby szlak prowadzący dalej na północ od rzeki, przez obszar Grań Chaco, gdzie jednak mieszkały jeszcze nie ujarzmione dzikie plemiona indiańskie. W ciągu niewielu lat misjonarze bez użycia broni, drogą pokojowych układów i zakładania nowych redukcji zdołali pozyskać dla swego paragwajskiego przedsięwzięcia także i tych dzikich Indian. Było jeszcze wiele porażek, misji przybyło męczenników - ale nowe połączenie z Peru udało się utrzymać. Niewielu pierwszych misjonarzy-pionierów, którzy wyruszali do Chaco, dożyło zbierania plonów swych trudów. Jednakże i tutaj położono kres całkowitej eksterminacji Indian, jakie niosły ze sobą łupieżcze wyprawy portugalskich łowców niewolników. Powstałe dzięki ofiarności misjonarzy redukcje i tu stały się kwitnącymi oazami kultury. Również i w dzikim Chaco, tak jak od dziesiątków już lat nad rzeką Paragwaj, szczęśliwi Indianie ze śpiewem pracowali na swych polach pod mądrym, a przede wszystkim cierpliwym kierownictwem białych "ojców". Upłynęło już 150 lat od czasu, kiedy pierwsi misjonarze podróżowali od jednego szczepu indiańskiego do drugiego. Głosili kazania, udzielali chrztu, ale potem musieli opuszczać swoich "pierwszych chrześcijan". Po ciężkich doświadczeniach i porażkach redukcje utrwaliły się. Całe ludy indiańskie, niegdyś okrutnie wyniszczające się nawzajem, współżyły teraz ze sobą w pokoju. Stały się wrotami nowej kultury... 1. Miasto Dobrego Powietrza "6 kwietnia 1691: dzień ten wolałbym zapisać złotem zamiast atramentem. Dziś, w piątek, w dzień Matki Boskiej Bolesnej, po długiej, żmudnej podróży morskiej zawinęliśmy na naszym statku "Almirante" do Buenos Aires. Tego ranka na La Plata, Rzece Srebrnej, słyszeliśmy wciąż grzmot dział, dźwięki trąb i piszczałek i dziarskie okrzyki ludzi czekających na brzegu. Naszego przybycia oczekiwało kilka kompanii pieszych i konnych, także Indianie z gromadą dzieci, Murzyni i Murzynki, ochrzczeni i nie ochrzczeni. Wszyscy przybyli, żeby nas powitać. Kiedy wstąpiłem na amerykańską ziemię, uklękłem i ucałowałem ją. Tu z Bożą łaską mam nadzieję osiągnąć zbawienie mojej duszy. Prosto z portu, wraz z ojcem prowincjałem Gregorio de Oresco, ze wszystkimi zakonnikami kolegium w Buenos Aires i w towarzystwie wielkiej gromady Amerykanów, poszliśmy prosto do naszego kościoła i przy dźwięku wszystkich dzwonów zaintonowaliśmy Te Deum laudamus". Tak kończył się obejmujący 110 stron druku pierwszy list z podróży zatytułowany: Obszerne opisanie podróży R.P. Antoniusa Seppa T.J. z Hiszpani do Paraquari. Buenos Aires - Miasto Dobrego Powietrza - stanowiło wówczas jeden obszerny plac, wokół którego zgrupowane były kościół, klasztor jezuitów i budynki rządowe. Do tego placu z czterech stron wiodły rzędy niskich chat o słomianych dachach i zapadających się glinianych ścianach. Niewysoki wał ziemny i uzbrojony w kilka armat obwarowany palisadą fort chroniły całą osadę, która liczyła niespełna tysiąc mieszkańców. Hiszpanie założyli Buenos Aires w 1530 roku jako umocniony fort wojskowy nad szerokim na sto kilometrów ujściem Rio de La Plata. Do tej pogranicznej placówki hiszpańskiego panowania przybyło nie od bliskiego Atlantyku, lecz drogą lądową kilkuset żołnierzy i osadników z Peru, maszerując przez długie miesiące przez wyżyny Andów, a potem przez bezkresne równiny pampasów. Umocniony fort miał chronić granicę przed Portugalczykami, którzy już od lat chcieli zdobyć panowanie nad ujściem La Platy. Ale jeszcze niebezpieczniejszym przeciwnikiem były silne, wojownicze plemiona z pampasów Indian Pehuenchen. Początkowo Hiszpanie dzięki swej konnicy mieli nad nimi przewagę. Kiedy jednak sprowadzone z Europy konie rozmnożyły się, żyjąc dziko na bezkresnych łąkach, Indianie także zaczęli je chwytać i ujeżdżać. Młodej osadzie Buenos Aires zagroziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Rok po roku coraz większe gromady długowłosych Pehuenchenów dosiadających nie osiodłanych koni zaczęły przypuszczać ataki na miasto. Po około dwudziestu latach udało się im wziąć szturmem wały ziemne. Pehuencheno-wie zdobyli Buenos Aires, zabili wszystkich mężczyzn i chłopców, a kobiety i dziewczęta uprowadzili do swoich namiotów