Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— No, co takiego? Nie trzymaj mnie w takim napięcii — A więc siadaj i trzymaj się poręczy fotela... Podo bno po śmierci jednego z wybitnych językoznawców syno wie sprzedają ojcowską bibliotekę. Jedna z takich pozyc ma się pojawić na krakowskiej giełdzie bibliofilów. Zgadn tylko, co? — Szymonie, już czuję, jak mi ciśnienie skacze! Nie pastw się nade mną. Autor i tytuł! — Na imię ów pan miał... Samuel Bogumił. — Nie kończ. Ależ to niemożliwe! Zbyt piękne, żeby było prawdziwe! Mój Boże, ileż to lat poluję na Słowni języka polskiego Lindego! To wiekopomne dzieło. Pierwsz tak obszerny i wszechstronny słownik w Europie. A któi wydanie? — Drugie, z roku 1854.-Wszystkie sześć tomów, ponoć w świetnym stanie. — Ach, Szymonie! Przypominają się dobre przedwojenne czasy, gdy antykwariaty w Krakowie na Szpitalnej, a w Warszawie na Świętokrzyskiej pełne były skarbów. Jakj się co parę miesięcy tam zjawiało i zaczęło myszkować, to zawsze człowiek wracał z jakimś białym krukiem w walizce. Nieoceniony był wówczas nasz Jan Chryzostom Nałęcz! Znał się jak nikt na antykach, meblach, srebrze, ale przede wszystkim na książkach, starodrukach, mapach. Miał do tego niesamowitego nosa. No i żył za pan brat z księga-: rzami, znał ich wszystkie sztuczki. A jak umiał się targować! Pół życia spędził w magazynach, na zapleczu antykwariatów. Dużo zawdzięczam jego radom. 98 — Łezka się kręci... A pamiętasz, Macieju, słynną Kapi-lłę Orderu Białego Kruka, która nadawała order szczegól-ie zasłużonym miłośnikom książki? — Czy pamiętam, Szymonie? To czcigodne towarzystwo, oza niezwykle cenną działalnością, o której mówiłeś, miało :kko żartobliwy charakter. I to było urocze! Obecnie uczo-y musi być śmiertelnie nudny, bo inaczej nikt go nie bierze a serio. A tam członkowie Kapituły mieli humorystyczne ftuły. Wielki Mistrz Kapituły miał tytuł Jego Paginacja, Stefan Komornicki, historyk sztuki na Uniwersytecie Ja-iellońskim, był Wielkim Kanclerzem Kapituły. Z ich to ręki lój ojciec dostał order Białego Kruka! — No, ale do rzeczy, bo czas ucieka. Spotykamy się i niedzielę po południu u Noworola w Sukiennicach. — Dziękuję ci, mój drogi, za telefon. Nie będę spokojnie pać aż do poniedziałku. — Życzę ci, byś upolował tego białego kruka, a może i ja najdę coś ciekawego dla siebie. Do zobaczenia, Macieju. ???????????????i?????i? Groźny Cerber ???????????????????? Oprócz pięknych i promienistych bogów i bogiń, w starożytności bajecznej czają się całe pokolenia potworów, które wylęgły się w mrokach podziemnego Hadesu lub tam przfr bywają, a los ich związany jest ze śmiercią, największą tajemnicą żywych istnień. Chociaż podobne do znanych nam zwierząt, są ich karykaturą, budzącym strach wykoślawię^ niem, gdyż łączą w sobie kształty kilku stworzeń. Jednym z takich potworów był Cerber, pies o trzech głowach. Niektórzy przypisywali mu ich pięćdziesiąt, a nawet i sto, zjeżonych w kłębowisko wężów, które wyrastały z jegffl grzbietu. Cerber miał węża zamiast ogona, a jego uderzenie gruchotało kości i w mgnieniu oka zabijało przeciwnika. Cerber warował na długim łańcuchu przy bramie, która wznosiła się u ujścia rzeki wpływającej do Tartaru, naj niższej części podziemnego świata. Tam starzec ?????? przewoził duchy zstępujące do królestwa wiecznych cieni, do Krainy Umarłych. Cerber głośnym ujadaniem bronił] wstępu do podziemi niepowołanym śmiałkom i — co waż-! niejsze — nie pozwalał nikomu opuszczać Tartaru. Ostatnią już, dwunastą pracą, którą musiał wykonać znany nam już Herakles, było zejście do podziemi i wyprowadzenie Cerbera. Rozpacz ogarnęła naszego bohatera. Już samo zejście do Tartaru najeżone było niebezpieczeństwami i przejmowało grozą, ale wywlec z tych czeluści żywą bestię? Na szczęście, bogowie i tym razem ynie zawiedli. Za ich; radą Herakles udał się ha brzeg Morza Czarnego i pod opieką Ateny i Hermesa zbliżył się do ujścia mętnych wód Styksu, rzeki wpływającej do Tartaru. Charon, przerażony groźną miną niecodziennego przybysza — przywykł wszak do bezwolnych i wiotkich cieni! — przewiózł go bez słowa swą łodzią, za co później władca podziemnego świata Hades 100 Pod khr przestala b" i przemie" drzwiach Tłoczą się którzy ogl-tów młodsi dadzą się starszego zał go chłostać przez cały rok. Herakles tymczasem szedł iprzód już tylko w towarzystwie Hermesa, który miał za->ze dostęp do tej krainy. Duchy umarłych na widok ol-zyma z maczugą w dłoni pierzchały w popłochu. Postępu-c ciemnymi ścieżkami, Herakles stanął wreszcie przed obli-em życzliwej mu królowej podziemi Persefony, i jej męża adesa. W obecności władcy podziemia nasz bohater wyja-ił, co go tu sprowadza
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Kobieta w moim wieku patrzyła na mnie jak na smarkacza, miała swoje dorosłe i bardzo poważne flirty, ja nie bardzo orientowałem się w uczuciach, które mną rządziły, byłem...
- Ale architekci na pewno to również przewidzieli i czeka mnie albo krata z brązu, albo rura tak wąska, że się przez nią nie przecisnę...
- Nie odmówi mi pani, nie obrazi mnie pani… To dobry gatunek...
- W całym tym opowiadaniu chodzi mi właśnie o podkreślenie tego, że nie było wówczas we mnie pożądania alkoholu, mimo długiego okresu zależności od Johna Barleycorna...
- Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, które widocznie musiało go prze- konać o moich pokojowych zamiarach, ponieważ odłożył broń i skinął gło- wą...
- Od chwili, gdy nauczyłem się ich na pamięć, moje afirmacje pracują dla mnie bez względu na to, czy ja pracuję z nimi czy też nie...