Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jednakże biskup stracił ochotę do gry. Tego, czego szukał u Hamona, nie znajdował na szachowej desce. Ze słodko-kwaśną miną podniósł się i zapytał: - Remis? Był to raczej wielkoduszny gest niż propozycja. Hamo gapił się jeszcze przez moment na pole walki, jakby analizując zagmatwaną pozycję swoich graczy. Potem machnął ręką, strącając prawie wszystkie figury. - Tak głupio jak ty - zbeształ go z uśmiechem Mikołaj - zachowuje się tylko nasz cesarz. Myślę oczywiście o Baldwinie. Spojrzenie Hamona pobiegło za wzrokiem biskupa i spoczęło na ogromnym marmurowym polu szachowym, które zajmowało całą posadzkę sali. W wyrafinowany sposób podzielone na czarno-białe kwadraty, przedstawiało Cesarstwo Bizantyńskie w okresie jego ekspansji, chyba za czasów cesarza Justyniana. - Tę nędzną resztkę Cesarstwa Łacińskiego - powiedział Mikołaj z bólem - a więc to, co Bułgarzy i Seldżucy jeszcze nam zostawili, odbiorą wkrótce Grecy. Wtedy mój czas tutaj także się skończy. Hamo podniósł się i podszedł do niego. - Czy Fryderyk, którego nazywasz zachodnim cesarzem, nie może wam przyjść z pomocą? Biskup w stroju nieodpowiednim do swego stanu, w swobodnie opadającej tunice z lekkiej białej wełnianej tkaniny, przez którą prześwitywały jego kształty, roześmiał się gorzko. - Hohenstauf sam musi walczyć o utrzymanie władzy, na niego nie możemy liczyć. Poza tym córkę oddał za żonę Watatzesowi. Stawia na Greków. I ma rację! Podeszli do balustrady zamykającej loggię od strony Złotego Rogu. Spoglądali w milczeniu na kopulaste budowle, mury i wieże metropolii nad Bosforem rozciągającej się u ich stóp, na mrowie statków w porcie i szereg łodzi, które tworzyły most prowadzący do Galaty, nowego miasta po drugiej stronie zatoki. Gdy spojrzało się jeszcze dalej i bardziej w prawo, niemal na wyciągnięcie ręki wyrastał wysoki brzeg już po azjatyckiej stronie. Mikołaj patrzył jeszcze chwilę, po czym odwrócił się. Pałac Kallistosa tonął w ogrodach, które rozciągały się aż po Hagia Sophia, kościół Mądrości Bożej, między kościołami Świętej Ireny i Świętych Sergiusza i Bachusa. Pałac, zbudowany niegdyś dla synów cesarskich, stary Jan z Brienne, opiekun i teść Baldwina, oddał do dyspozycji rzymskiego biskupa, gdy ten dyplomatycznie odmówił wprowadzenia się do pałacu patriarchy, który uciekł do Watatzesa. Duszpasterska działalność reprezentanta papieskich interesów ograniczała się do ślubów, chrztów i coraz większej liczby pogrzebów członków wyższych warstw rzymskokatolickich wiernych, przybyłych tu z Zachodu. Prosty lud miasta przywiązany był do prawosławnych popów. "Nie zadrażniać" - tak brzmiała mądra zasada Mikołaja z La Porty; odwiedzał blisko nawet leżące kościoły tylko na specjalne zaproszenie swych greckich braci z urzędu, najchętniej zaś w pięknie położonym pałacu poświęcał się polityce i rosłym greckim młodzieńcom. Wyłaniające się z tej chwili zamyślenia wspomnienie ich śniadych ciał kazało Mikołajowi wrócić do Hamona, przy czym myśl o kazirodztwie podniecała go dużo bardziej niż sam nieprzystępny chłopak. - W tej sali, zwanej Centrum Świata - powiedział zadumany i niby przypadkiem położył rękę na ramieniu młodzieńca - spotykali się książęta przy szachach i tu bez trudu zapoznawali się z siłą i wielkością Bizancjum. - Wskazał na posadzkę, ku której z trzech stron sali schodziły stopnie jak w amfiteatrze. - Na galeriach są jeszcze drewniane stojaki, na których wisiały niegdyś stroje i wyposażenie graczy, "czarnych" po jednej, "białych" po drugiej stronie. Na tarczach "pionków" znajdowały się prawdziwe herby szlachciców, ponieważ ludzie ci, jako wasale cesarscy, musieli się godzić na tę służbę. Robiono namiętnie zakłady, bo cały dwór poczytywał sobie za wielki zaszczyt, aby prowadzących grę cesarskich synów wesprzeć finansowo. Chrysion d'uden oneidos...* [* Chrysion d'uden oneidos (gr.) - złoto nie hańbi.] - Biskup uśmiechnął się żałośnie, wyobrażając sobie tamten sposób spędzania czasu, którego nie było mu dane przeżyć i którego wskrzeszenia, jak mniemał, nie dopuszczało jego stanowisko. - Popatrz, tam widać jeszcze obudowy, w które musiały się wcisnąć "wieże" i "jeźdźcy". Faworyci prześcigali się w obsadzeniu tych ról. - A król i królowa? - spytał Hamo. - Ich mogli przedstawiać tylko najbliżsi krewni domu cesarskiego, przypuszczalnie we własnych, przygotowanych specjalnie na tę okoliczność kosztownych strojach - odparł Mikołaj. - I można było jeszcze pole gry zalać wodą, co z pewnością powiększało zabawę. Widzisz te zagłębienia na Morze Czarne, Marmara i Śródziemne? Zawsze były wypełnione wodą, tak że gracze musieli zamoczyć przynajmniej nogi, jeśli przy wymianie ciosów nie poślizgnęli się i nie wpadli do wody