Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Zamiast tego wzruszył ramionami. — Być może. Chciałbym jednak przypomnieć ci o potworze, którego zabiłem… — Jak twierdzisz… — Którego zabiłem — powtórzył z naciskiem Conan. Jego ton aż nazbyt wymownie dawał do zrozumienia, co czeka Helgiosa, jeżeli jeszcze raz spróbuje nazwać Cymmerianina kłamcą. — Wydaje się, że ta bestia dała się we znaki wieśniakom. Chłopi o tym nie zapomną. Przelałem również nieco krwi, a jeden z moich ludzi… — Był pospolitym złodziejaszkiem, za którego głowę wyznaczono cenę, zanim jeszcze przyłączył się do Kareli! — sarknął Helgios. — Nic mi o tym nie wiadomo — odpowiedział bezczelnie Conan. Helgios nie wiedział, że sam Cymmerianin zadawał się z Karelą, zwaną Czerwonym Jastrzębiem, i lepiej było go nie oświecać w tym względzie. — Wiem jednak, że ten człowiek złożył mi przysięgę na wierność. Co byś powiedział, żeby uznać zabicie bestii za spłatę reszty kaucji za mnie i resztę kompanii? — Powiadam, że to obraza dla prostych i przejrzystych praw Argos — odparł Helgios. — Twoja odmowa zaś byłaby obrazą dla sprawiedliwości w rozumieniu tych wieśniaków — odrzekł Conan. — Niech no zobaczą, że wyrzuciliście mnie jak żebraka po tym, gdy porachowałem się z potworem. Nie spodoba się im to, zaręczam. Rozpowiedzą o tym każdemu, kto ma uszy do słuchania. Wkrótce całe Argos usłyszy o kapitanie Helgiosie, strzegącym ze swoimi gwardzistami Wielkiego Mostu. Domyślasz się, w jakim świetle wypadniesz w tych opowieściach, kapitanie? Jak sądzisz, czy spodoba się to twoim zwierzchnikom? Na szerokiej twarzy Helgiosa było wyraźnie widać zaciętą walkę, toczoną przez zdrowy rozsądek z łapczywością. Wreszcie kapitan trzepnął otwartą dłonią w łęk siodła. — Dobrze — powiedział. — Możecie nie wpłacać teraz reszty kaucji. Ostrzegam jednak, że za rok od wjazdu do Argos sąd orzeknie, czy można ją wam umorzyć. — Jak sobie życzysz — odparł Conan. — Skoro wyrażasz zgodę, chciałbym prosić cię o coś jeszcze. Niech tym z moich ludzi, którzy zechcą pozostać w wiosce, wolno będzie to uczynić. Cymmerianin zauważył już spojrzenia, jakimi niektórzy z najemników obrzucali młode wieśniaczki. Wiedział, że kilku wyrazi chęć pozostania. Wiedział też, że jeśli tak się stanie, będzie miał dobre źródło informacji o tym, co dzieje się w Ophirze i na Wielkim Trakcie do Argos. Helgios potrząsnął głową na poły ze złością, na poły z rozbawieniem. — Kapitanie, myślałem, że Cymmerianie są zdolni jedynie do zręcznego wymachiwania mieczem. Nigdy nie przypuszczałem, że któryś z nich potrafi targować się jak przekupka z shemickiego bazaru! — Wątpiłeś również, czy Cymmerianie się myją — odparł Conan. — Może powinienem zostać tu i nauczyć cię czegoś więcej o moim ludzie? — Conanie, wątpię, by moja duma zniosła takie nauki! — Helgios roześmiał się szczerze, co dobrze o nim świadczyło. — Zbierz swoich ludzi, tych, którzy chcą udać się w głąb Argos, i przygotuj ich do drogi, a mój skryba spisze pokwitowanie kaucji. Conan wykonał otwartą dłonią iranistański gest szacunku. — Śpieszę spełnić twoją wolę, kapitanie. ROZDZIAŁ 2 Liwia, dziedziczka rodu Damaos, przebudziła się ze świadomością, że dzieje się coś niedobrego. Nie wiedziała, co wytrąciło ją ze snu. W szarym świetle wypełniającym komnatę sypialną nie widać było niczego niezwykłego. Liwia okryła się kołdrą po czubek nosa, po czym ponownie powiodła wzrokiem po alkowie. Główna komnata sypialna w pałacu rodu Damaos mogłaby pełnić rolę sali balowej w wielu pośledniejszych rezydencjach. Sklepienie pokryte freskami przedstawiającymi orły i obłoki znajdowało się na wysokości masztu rybackiego kutra. Okna wychodzące na ogród osłonięte były żaluzjami z drewna tekowego. Tam gdzie posadzki nie skrywały iranistańskie kobierce, zawiła, barwna mozaika przedstawiała nie znane naturze zwierzęta oraz kwiaty, które nie kwitły w żadnym ogrodzie. Liwia wolała przytulny pokój w przeznaczonym dla dzieci skrzydle pałacu, gdzie spędziła większość swoich niezbyt licznych wiosen. Dzięki temu przynajmniej w nocy nie musiałaby być głową rodu. Jednak skazana na spanie w przypominającej grobowiec komnacie, ciągle musiała o tym pamiętać. — Czy naprawdę muszę zapomnieć o dzieciństwie, by godnie wypełniać obowiązki głowy rodu? — pożaliła się kiedyś majordomusowi Rezie. — Czy nie byłoby lepiej, bym została tam, gdzie jest mi dobrze, by nie postradać zmysłów? — Wtedy złe języki szeptałyby, że je tracisz, pani — zapewnił ją Reza z poufałością zrodzoną z dziesiątek lat wiernej służby. — Wraz z młodością poczytane by to było na twoją niekorzyść. — Skończyłam dziewiętnaście lat. To dosyć, by zostać głową rodu! — rzuciła z irytacją. — Sama jednak powiadasz, pani, że jesteś prawie dzieckiem? — Reza niemal się uśmiechnął. — Ach, ty…! — wybuchnęła, starając się znaleźć epitet, który oburzyłby Rezę, lecz po chwili doszła do wniosku, że jest to zadanie skazane na niepowodzenie. Iranistańczyk służył swego czasu w turańskiej kawalerii, przez co wątpliwe było, by wysoko urodzona Argosanka zdołała kiedykolwiek znaleźć określenie, które by nim wstrząsnęło. W końcu zrobiła to, czego w mniemaniu Rezy wymagała duma rodu Damaos, i wprowadziła się do wielkiej komnaty sypialnej. Udawało się jej nawet zasnąć w łożu, w którym sypiał jej ojciec i które mogłoby pomieścić sześć osób. Liwia obejrzała sypialnię na tyle, na ile pozwalał baldachim łoża. Już doszła do wniosku, że jej lęk był bezpodstawny, gdy zesztywniała, słysząc zgrzyt metalu po posadzce. Narastający blask świtu pozwolił jej patrzeć przez muślinowe zasłony. Przy stopach łoża znajdowało się wielkie srebrne zwierciadło w ramie z pozłacanego brązu. Lustro kołysząc się z piskiem przesuwało się dookoła łoża w stronę dziewczyny. Rozum Liwii nawet nie próbował wyjaśniać tego, co ujrzały oczy. Nie spowolnił jej dłoni, które zanurkowały pod jedwabne poduszki. Wyłoniły się stamtąd z nocną koszulą z bladożółtego lnu i sztyletem o szerokim, turańskim ostrzu, osadzonym w dopasowanej do ręki Liwii rękojeści. Jedynie dwie pokojowe wiedziały, że Liwia sypia nago, ze sztyletem pod poduszką
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Wycofanie się wojsk polskich z Ukrainy, która dostała się tym razem Moskwie prawie darmo, oznaczało praktycznie rezygnację Polski ze spraw ukraińskich...
- W jednym z takich obszarów Hearn odkrył pewną osobliwość, którą natychmiast określił jako „tuman kurzu" - Tuman kurzu - zwrócił się do Martindale'a, wskazując...
- Wreszcie między życiem małżeńskim a aktywnością publiczną Pliniusz ustanawia nie tyle wspólną zasadę, która łączy zarządzanie domem i władzę nad innymi, ile złożoną grę...
- Siostra Morrisa Steina, Fania, bogata chuda brunetka w wieku może trzydziestu pięciu lat, która była zagorzałą pacyfistką, dała mu do przeczytania Tołstoja i Kropotkina...
- Ao 4 ci kulszowej(remis ossis ischii)stanowi spłaszczoną, 'cienłeiKości, która odchodzi od dolnej części trzonu prawie pod FosWm i biegnie przyśrodkowo oraz do przodu...
- Nieharmonijny wrzask metakoncertu Hydry odbił się echem w umyśle Dee, ta ohydna symfonia mentalna, która pozwalała czterem istotom ludzkim zamienić się w jednego...
- Wziętość zaś Juwenala, która tak znakomicie się umocniła właśnie za rzymskiego pobytu Ammiana, miała trwać odtąd stosunkowo bez większych zmian przez całe stulecia...
- Przeglądając podania o pracę, wybrała list motywacyjny referentki, która podczas rozmowy zrobiła na niej dobre wrażenie swą niezwykłą stanowczością oraz pewnością...
- Jeden z oficerów armii znalazł cytrynę, którą zamierzał w całości zachować dla siebie; gwałtowne i usilne nalegania przekonały go, jak niebezpieczne może być samolubstwo...