Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

P: A więc nie było tam Boga. Czy taki świat może być prawdziwy? Że niektórzy ludzie są okrutni i niesprawiedliwi, zgoda, lecz że tacy są wszyscy, to nie może być prawda. O: To była przepowiednia, świat może się taki stać. P: Bóg chrześcijański nie pozwoli na to. O: On zniszczył Sodomę i Gomorę z powodu ich grzechów i fałszywych bożków. P: Było ich niewiele wśród wielu. Tym, którzy naprawdę wierzyli i zaufali Jego słowu, nie uczynił krzywdy. Ale dość tego. Wracajmy do twojej larwy. O: Stałam przed oknem, widziałam, jak się pali ta niewinna dziewczynka, musiałam patrzeć, jak umiera na moich oczach, padłam więc zrozpaczona na podłogę, nie chcąc dłużej patrzeć. I wtedy pojawiła się wielka mgła i zaległa cisza. Nagle rozbłysło światło. W końcu tego jakby pokoju dostrzegłam Jego Lordowską Mość. Był jakiś odmieniony, z początku go nawet nie poznałam, gdyż był ubrany tak jak ci wszyscy z Wiecznego Czerwca, w jedwabną bluzę i obcisłe spodnie, nie miał też swojej peruki. Patrzył na mnie ze smutkiem, jakby chciał powiedzieć, że nie ukaże mi więcej obrazów cierpienia, lecz ulży w nim, podszedł tam, gdzie leżałam, podniósł mnie i położył delikatnie na ławce, potem schylił się nisko nad moją twarzą i spojrzał w oczy z taką miłością i tkliwością, jakiej mi nigdy dotąd nie okazał. Nie zapomnij mnie, Rebeko, powiedział, nie zapomnij mnie, po czym pocałował w czoło jak brat. Nadal patrzył mi w oczy i wtedy jego twarz stała się taka sama jak tego, którego widziałam na łące. Tych twarzy nigdy nie zapomnę. P: Ja ciebie też nie zapomnę, moja pani, zapewniam cię. Czy to ma być twój najlepszy numer? Oto Jego Lordowską Mość przemienia się w Pana Wszechrzeczy, w samego Zbawiciela? O: Pan wie swoje, a ja swoje. Odczuwałam wtedy tak wielką radość, że nie mogłam jej unieść i zasnęłam. P: Zasnęłaś? Przecież to idiotyczne, żeby zasnąć w takim momencie. O: Musiałam zamknąć oczy i nie patrzeć na tę tkliwą twarz nade mną, żeby nasze dusze mogły się połączyć. Jakby kochający mąż chciał, żebym odpoczęła od jego miłości. P: A może coś więcej was połączyło, nie tylko wasze dusze? O: To wstyd, że pan mógł pomyśleć coś takiego! P: Czy nie dał ci jakiegoś napoju? O: Tylko na mnie patrzył, nic więcej. P: A wymyślona przez ciebie Święta Matka Mądrości nie pojawiła się znowu? O: Nie, Dick także nie. Tylko on. P: A gdzie się obudziłaś, z powrotem w niebie? O: Obudziłam się na twardej ziemi, w jaskini, do której weszliśmy na samym początku, choć nie od razu ją rozpoznałam, bo mi się zdawało, że nadal jestem pogrążona we śnie i słodko wypoczywam. Ale wkrótce zrozumiałam, że poniosłam jakąś wielką stratę. Było mi zimno i zauważyłam, że całe moje ubranie zniknęło. Potem myślałam o Świętej Matce Mądrości, o tym że śniłam o niej, ale zaraz pojęłam, że to nie był sen, tylko że ona odeszła, a moja dusza została osierocona, wobec czego strata ubrania nic nie znaczyła. A potem w zamęcie, jak w podmuchu jesiennych liści, przyszło wspomnienie tych trzech postaci na łące. Dopiero teraz wiem, kim były. To był nasz Ojciec i jego Syn, i Ona obok, a biorący udział w sianokosach to byli święci i aniołowie. Nie zapomnę też tego, który mnie przywiódł do tej świętej wiedzy. W tej wilgotnej jaskini czułam jeszcze słodki zapach Wiecznego Czerwca, choć był słaby. Wiedziałam z całą pewnością, że to nie był sen, że naprawdę to przeżyłam. Popłynęły mi łzy, że to wszystko się pojawiło i zniknęło, nim dobrze zrozumiałam. I powiem panu, że odczułam to jako większe okrucieństwo niż te, na które patrzyłam. Tak, nadal byłam próżna, nadal byłam ladacznicą, myślałam tylko o sobie samej, wyszydzonej i odrzuconej. Zawiodłam w wielkiej próbie, jakiej zostałam poddana. I tak niemądra klęczałam i modliłam się, żeby mnie z powrotem zabrano, tam, gdzie spałam tak słodko. W każdym razie moja dusza jest teraz mądrzejsza. P: Skończ z tą twoją duszą. Czy w jaskini było jakieś światło? O: Niewielkie, takie, że ledwo mogłam coś widzieć. P: Czy larwa wciąż tam była? O: Zniknęła. P: Wiem, żeś to wszystko sobie wymyśliła. Taka machina nie mogła znaleźć się w jaskini ani jej opuścić. To wszystko zrodziło się w twoim kobiecym móżdżku i rozrosło jak ten mały robak w twoim łonie. O: Może pan sobie mówić, co pan chce. Zaprzeczyć mej przemianie, czynić wedle swej woli, dla mnie to nie ma znaczenia, dla prawdy Chrystusowej także. Może tylko pańska dusza pożałuje tego. P: Dosyć. Czy przeszukałaś jaskinię? A może Jego Lordowska Mość zasnął w jakimś kącie tak jak ty? O: Kiedy wreszcie postanowiłam wyjść, potknęłam się o szpadę Jego Lordowskiej Mości, która leżała tam, gdzie ją rzucił. P: Nie podniosłaś jej? O: Nie. P: I nie sprawdziłaś, czy gdzieś w pobliżu nie leży Jego Lordowska Mość? O: On odszedł. P: Dokąd odszedł? O: Tam, gdzie go widziałam po raz ostatni. P: Skąd wiesz, przecież zasnęłaś. O: Zasnęłam i nie wiem, jak odszedł, ale wiem, że tak było. P: Czy możesz zaprzeczyć, że mógł się oddalić inaczej, nie tylko w twojej maszynie? O: Wedle pańskiego pojmowania nie mogę zaprzeczyć, według mego mogę, i to robię. P: Powiadasz, że został zabrany do krainy Wiecznego Czerwca? O: Nie został zabrany, on tam wrócił