Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A mówiąc szczerze, nawet wśród Heroldów niewielu jest takich. Rozejrzyj się, Sherrill i Keren są jedyną parą złączoną węzłem na całe życie, która przychodzi mi do głowy. Nie mam ochoty przystawać na mniej, niż mają one. I dlatego chowam się za twoimi plecami. - Możesz się chować w nieskończoność. - Nie trzeba - odparł figlarnie. - Tylko do końca uroczystości. Potem będę bezpieczny w polu, w towarzystwie jedynej znanej mi osoby, która uważa, iż lepiej by mi było z zezem i brodawkami na twarzy. Potem ponownie odbił ją Dirk. To podczas tego tańca zauważyła, iż liczba ubranych na biało postaci zaczęła się szybko zmniejszać. - Gdzie podziali się wszyscy? - zapytała zaintrygowana. - Nieczęsto tylu nas zbiera się w jednym miejscu - odpowiedział - a więc, kiedy ludzie nużą się tańcem, ukradkiem wyślizgujemy się na nasze prywatne przyjęcie. Chcesz tam pójść? - Jasne Niebiosa, oczywiście! - wykrzyknęła z zapałem. - Niechajże tylko ściągnę spojrzenie Krisa. - Poprowadził ich bliżej miejsca, gdzie Kris tańczył z babcią wielkości karzełka, i znacząco uniósł brew, wskazując drzwi. Kiedy Kris skinął głową, Dirk postarał się, by z ostatnim akordem muzyków zakończyli taniec tuż obok wyjścia. Kris dołączył do nich, odprowadziwszy swoją partnerkę na miejsce. - A to ci była dopiero partnerka: groziła, że uprowadzi mnie do domu, "właściwie" nakarmi, a potem "odpowiednio wyszkoli", i wiem, że nie mówiła o tańcu ani o dobrych manierach! - zaśmiał się cicho. - Przyjmuję, że Talia gotowa jest do wyjścia. Ja jestem. - Doskonale, zatem wszyscy się na to zgadzamy - dodał Dirk. - Talio, idź, przebierz się w coś wygodniejszego, znajdź coś, na czym można by usiąść i jakąś starą opończę, na wypadek gdybyśmy wychodzili na zewnątrz. Jeśli grasz na instrumencie, przynieś go także. Spotykamy się w bibliotece. - To jak w dziecięcej grze w "szpiega"! - zachichotała. - Niewiele się mylisz - odparł Kris. - Wkładamy wiele wysiłku w to, by nasze przyjęcia odbywały się tylko w naszym gronie. A teraz pośpiesz się, bo wyjdziemy bez ciebie! Schwyciła swą suknię w obie ręce i leciutko pobiegła korytarzami Pałacu. Schody w swojej wieży znów pokonała skacząc po dwa stopnie naraz. Straciła nieco czasu na zapalenie lampy, a potem rozsznurowała swoją suknię i zrzuciła ją z siebie. Pomimo pośpiechu odwiesiła ją starannie; nie chciała, by stała się pomarszczona i brzydka. Przebrała się w to, co pierwsze wpadło jej do ręki. Uwolniła włosy ze wstążki, pozwalając im rozsypać się wkoło twarzy, ostrożnie umieściła Moją Panią w futerale i wetknęła za pas swój pasterski flet; zawiesiła sobie na ramieniu futerał z harfą, okryła się cała starą, wełnianą opończą jeszcze z czasów, kiedy rozpoczynała naukę, pochwyciła jedną ze swoich poduszek i była gotowa do wyjścia. No cóż, prawie. Przypomniała sobie, co Jerri powiedziała o barwiczkach do twarzy, wstąpiła do komnaty łaziebnej u stóp wieży, by się szybko obmyć, i dopiero potem pobiec do biblioteki. Otworzywszy z rozmachem drzwi, stwierdziła, że pozostałych dwóch pobiło ją w tym wyścigu, lecz zapewne nie musieli wspinać się po kilkupiętrowych schodach. Kris stał ubrany na czarno i wyglądał zbyt poetycznie, by można to było wyrazić w słowach, Dirk zaś przyodziany był w niebieskawe szarości, w których nie było mu do twarzy, wyglądających tak, jakby po odebraniu z pralni rzucono je na stertę - co zapewne nie było dalekie od prawdy. Na dźwięk otwieranych drzwi obydwaj podnieśli głowy. - Talio! Doskonale, nie trwonisz czasu jak moje siostry - przywitał ją Dirk. - Podejdź tutaj, zdradzimy ci sekret. Talia przeszła przez komnatę do miejsca, w którym stali. Było to pierwsze przepierzenie przeznaczone do nauki. - Pierwsi, którzy wychodzą, zawsze spotykają się tutaj, by zadecydować, gdzie mamy się zebrać - wyjaśnił Dirk. - Zostawiają jakiś znak, by innym przekazać miejsce spotkania. Dzisiaj jest nim to. Pokazał jej położoną na stole książkę o rzemiośle rymarskim. - Niech zgadnę - powiedziała Talia. - Stajnie? - Blisko. Szopa na uprząż na Łące Towarzyszy! Widzisz, książkę otworzono na rozdziale o specjalnych uzdach, których my używamy - wyjaśnił Kris. - Ostatnim razem musieli położyć kamień na okładce religijnej księgi. Wykorzystaliśmy dokończoną w połowie świątynię niedaleko rzeki, ponieważ już zbyt często spotykaliśmy się w tej okolicy. Jak na mnie, zbyt tam wieje chłodem, jednak powiedziano mi, że ci którzy teraz zwołują towarzystwo, lubią ogrzewać siebie nawzajem. Talia tłumiła śmiech, gdy ukradkiem opuszczali bibliotekę. Szczelnie zamknięto okiennice szopy, by żaden promień światła nie wydostał się na zewnątrz i nie zdradził wesołej zabawy, która odbywała się w środku. Broniąc się przed chłodem, zebrani rozpalili oba kominki, które spełniały jednocześnie rolę głównego źródła oświetlenia. Trójka wśliznęła się do wnętrza w najgłębszej ciszy, by nie zakłócić opowieści, którą dość zręcznie ciągnął Herold w średnim wieku, o bliźniaczych kosmykach na posiwiałych skroniach, odcinających się wyraźnie w rzucanym przez ogień świetle