Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Zostawało go aż nazbyt wiele dla rozmyślań i obaw o niewiadome przeznaczenie. Oczekiwanie dłużyło się w nieskończoność. Były chwile, gdy, zwłaszcza Dane’owi, wydawało się, że tkwi w więzieniu wiele lat. Wreszcie coś się zmieniło. Któregoś ranka, tak się przynajmniej wydawało, że był to ranek, podczas pierwszego posiłku po czasie snu, do celi wkroczyło trzech Mekharów uzbrojonych w neurozery. Oprawcy nie omieszkali też zastosować przenośnego emitera pola paraliżującego o pełnym natężeniu. Odblokowali zamki i uwolnili z więzów Dane’a i Arataka. - Nie łudźcie się - rzekł prostacko jeden z Mekharów. - Nie otrzymacie - na razie - żadnej szansy ucieczki. Jeden podejrzany ruch i pogrążycie się w totalną nieświadomość. Nie zostaniecie zabici ani torturowani. Nie pozwolimy wam jednak na jakąkolwiek następną próbę. Zbierzcie wszystkie siły. Ostrzegam was, poruszajcie się spokojnie, bo sprzeciw nie przyniesie wam pożytku. Dane podporządkował się. Nie miał ochoty poczuć na własnej skórze działania neurozera. Na zawsze utkwił mu w pamięci skowyt owego śmiertelnie rannego nieszczęśnika. Jego całą ciekawość pochłonęło zagadkowe stwierdzenie: „Nie otrzymacie - na razie - żadnej szansy ucieczki”. Czy oznacza to, że później będzie jakaś szansa tego rodzaju? Nie do pomyślenia. Może mechaniczny translator był zbyt dosłowny. Kiedyś Rianna doprowadzona do ostateczności potulnością Dallith rzuciła pod jej adresem kilka pospolitych, obraźliwych epitetów, translator zaś przekazał, że Dallith nadaje się jedynie do przynoszenia pokarmu dla niemowląt. Niestety, Dane nie znał żadnego ziemskiego odpowiednika tej obelgi i Dallith nie znała go także, co jeszcze bardziej rozzłościło Riannę. Oczywiście pozostali jeńcy powzięli identyczną decyzje i potulnie podążali za Mekharami przez gmatwaninę korytarzy. Wreszcie dotarli do pomieszczenia przypominającego mały konferencyjny pokój. Oczekiwało tam sześciu Mekharów ubranych w uniformy charakterystyczne dla personelu statku. Honorowe miejsce zajmowało urządzenie wyposażone w telewizyjny monitor i rodzaj odbiornika. Była tam niezliczona ilość rozmaitych przyrządów i szereg foteli. Usadowieni w nich wzdłuż jednej ze ścian więźniowie wyglądali jak ława przysięgłych albo jak muzycy w galerii dla orkiestry. Chwytaki, działające automatycznie, prawdopodobnie pod wpływem ciężaru siadającego, zacisnęły się ściśle wokół klatki piersiowej każdego z nich, pozbawiając ich zupełnie swobody ruchów. Na tejże „ławie przysięgłych” zasiadł ktoś jeszcze... Był to Mekhar, obezwładniony w identyczny sposób jak Dane i reszta kompanii buntowników. Dla Ziemianina wszyscy członkowie mekharskiej załogi wyglądali identycznie, lecz ten miał w sobie jakby coś znajomego. Dane upewnił się, gdy siedząca obok Dallith pochyliła się i szepnęła: - To Mekhar, którego rozbroiłeś, wartownik naszej dawnej celi. Myślałam, że go zabiliśmy... - Najwyraźniej nie spotkało nas to szczęście - odpowiedział ponuro. Dane w mgnieniu oka zlustrował pokój, w którym się znalazł. Uwagę jego przyciągnęło niezwykłe urządzenie podobne do telewizyjnego ekranu. Obraz pełen był fali- stych linii zakłóceniowych. W telewizorze na Ziemi nazywano je „duszkami”. Najwyraźniej tę transmisję emitowano na żywo. Inni więźniowie nie raczyli nawet rzucić okiem na ekran. Dla Dane’a widok był wstrząsający. Ujrzał planetę o mglistej, ceglastoczerwonej powierzchni. Gdzieniegdzie widniały obszary, mieniące się to niebieskim, to zielonym kolorem, podobne do oceanów i matowe brunatne plamy - być może pasma górskie lub pustynie. W dali, na tle rozgwieżdżonej kosmicznej głębi, zawieszony był olbrzymi, czerwony księżyc, satelita dorównujący wielkością połowie oglądanej planety i częściowo przez nią zaćmiony. Jeden z Mekharów zasiadł przed czymś w rodzaju sterowniczego pulpitu i zaczął mówić niskim, monotonnym, jakby dobywającym sję spod ziemi głosem, zbyt cichym, aby translator Dane’a mógł uchwycić sens wypowiadanych słów. W tym czasie planeta rosła wraz ze swym na wpół przysłoniętym księżycem, nabierając ostrości na ekranie monitora. Dane zachodził w głowę, czy jest to rodzimy świat Mekharów i czy będą tam lądować. Jaki los im wyznaczono? Obchodzono się z nimi wręcz troskliwie, co napawało Dane’a odrobiną optymizmu. Wykluczało to krwawą rzeź. Może czekała więźniów jakaś ciężka próba? Jakaś okrutna kara za zgładzenie Mekhara? Monotonny szept umilkł znienacka, zakłócony serią stłumionych, przenikliwych pisków, trzasków i szmerów emitowanych przez głośnik. Siedzący przy konsoli Mekhar rzucił się do regulacji wskaźników. Mikrofon ożył, popłynął z niego dziwaczny, niski, bezbarwny głos - zdaniem Dane’a głos robota - który oznajmił: Stacja Centralna. Drugi kontynent. Do statku Mekharów: Odebraliśmy wiadomość. Jesteśmy gotowi na przyjęcie waszej oferty. Mekhar odpowiedział głośno i wyraźnie. Było oczywi- ste, że celowo kontroluje głos, aby treść w pełni dotarła do odbiorcy. - Mamy dla was pięcioro, o Łowcy. Wyjątkowo niebezpieczni. W pierwszorzędnym gatunku
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Skoro bowiem od długiego czasu nie znali ni nazwy, ni faktu niewątpliwej klęski, więc ten nagły cios znosili bez opanowania i odpowiedniej postawy...
- Z tych moich sztuk mógłbym kilka wymienić - są to jakby moje rodzynki teatralne: Sen srebrny Salomei dla teatru w Opolu, Ballada łomżyńska i Hamlet, jakkolwiek z braku czasu nie...
- Nawet teraz korzystała tylko z krótkiego urlopu, jakiego udzielił jej dowódca Eskadry Łobuzów do czasu, aż senatorowie Nowej Republiki przestaną żywić niechęć do rycerzy Jedi...
- Cień nadziei pojawił się na krótką chwilę w biurze komendy policji przy Avenue Foch 1, kiedy jeden z pobliskich mieszkańców przyszedł tam, w kilka dni po napadzie, z...
- Ma swój świat w sobie i jasnowidzenia nieziemskie, i szczęście, którego mu nikt nie odbierze i które ni czasu, ni ziemskich zmian się nie boi...
- Na haku zawieszamy jeszcze duże i ciężkie zawiniątko (na przykład siatkę z kamieniami!), a całość naciągamy i pozostawiamy w równowadze do czasu, gdy żyłka biegnąca od jednego...
- Widział on w życiu wiele kobiet, do wielu się już, nie tracąc czasu, wdzięczyć próbował, począwszy od podeszłej wdówki uróżowionej niemiłosiernie, która mu pierwsza dała o...
- Zaklęcie było zamkiem i ukończenie go byłoby jak przekręcenie klucza, ale jaki klucz miałby pasować? „Nie mam czasu na zabawę!” - oznajmił bezgłośnie Czarny Koń...
- Audun syn Torberga odczytał pismo króla Haakona do kupców w Bjórgvinie, określające, ile mogą żądać za męskie skórznie, a ile za przednią skórę na ciżmy niewieście, dalej o...
- Granica pomiędzy tymi rodzajami skarg zacierała się, z reguły ochro- na pretorska przemieniała się z biegiem czasu w ochronę opartą na ius civile...