Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- I poczekaj na dole. - Ojal ! - To rozkaz pana K. - wtrącił się mężczyzna w skórzanej kurtce. - Rób, co ci każe. Kubańczyk odczepił od pasa klucz, przekręcił go w zamku i stanął obok. - Wynoś się stąd - warknął do niego Michael. Dwaj mężczyźni odeszli korytarzem. Havelock otworzył drzwi. W małym pokoju panowała ciemność, tylko przez okno sączyła się skąpa nocna poświata, a od szyb i krat odbijały się białe płatki śniegu. Kobieta leżała na łóżku, a raczej na pryczy, twarzą do dołu. Miała potargane ubranie, blond włosy spływały jej kaskadami na ramiona. Jedno ramię zwisało bezwładnie, dłoń dotykała podłogi. O wyczerpaniu kobiety świadczyła jej pozycja i głęboki oddech. Na ten widok Michael poczuł ból w piersi. Zdał sobie bowiem sprawę, ile musiała wycierpieć przez niego. Jej zaufanie zniknęło, instynkty zostały odrzucone, a miłość odtrącona. Niczym nie różnił się od tych zwierząt, które jej to zrobiły. Ogarnęło go uczucie wstydu. I miłości. Obok łóżka stała lampa. Wystarczyło ją tylko zapalić... Ale Havelock poczuł lodowaty strach, coś ścisnęło go za gardło. Nigdy jeszcze nie stawiał czoła takiemu niebezpieczeństwu; nigdy nie przeżywał chwili, która tak wiele dla niego znaczyła. Gdyby stracił tę kobietę, a łączące ich więzy przepadły na zawsze, wszystko straciłoby swój sens. Wszystko, oprócz śmierci kłamców. Z chęcią oddałby kilka lat życia, za to, żeby nie musiał włączać lampy, tylko po cichu zawołać jej imię, tak, jak to robił setki razy. Poczuć, jak jej dłoń zaciska się w jego dłoni, stanąć twarzą w twarz. Ale czekanie też było torturą. Jakich słów użyć? Czas między tamtym okropnym uczynkiem, a tą chwilą był niczym ohydny koszmar. Gdy zapali lampę, ten stan może się zakończyć lub trwać dalej. Po cichu podszedł do łóżka. Z ciemności wystrzeliło ramię. Jasna skóra zalśniła w przyćmionym świetle i dłoń wbiła mu się w podbrzusze. Poczuł cios zadany ostrym przedmiotem, nie był to jednak nóż. Michael odskoczył i unieruchomił rękę. Nie wykręcił jej jednak, nie był w stanie ponownie zadać jej bólu. Nie potrafił jej skrzywdzić. "Zabije cię, jeżeli będzie mogła" - przypomniały mu się słowa Broussac. Jenna stoczyła się z łóżka, ugięła lewą nogę i kopnęła go w nerki. Ostre paznokcie wbiły się w jego skórę na karku. Nie był w stanie jej uderzyć, to było niemożliwe. Chwyciła go za włosy, szarpnęła głową w dół i z całej siły trzasnęła w nos prawym kolanem. Ciemne plamy zawirowały mu przed oczami. - Cune - wydała z siebie gardłowy, pełen wściekłości krzyk. Jednak dobrze ją wyszkolił! Pamiętała jego rady: "Wykorzystaj wroga. Zabij go tylko wtedy, kiedy musisz. Ale wpierw wykorzystaj!" Najprawdopodobniej miała zamiar uciec, liczyła na swoje potargane ubranie, na podciągniętą spódnicę, która odsłaniała uda. Początkowo przypisał to wyczerpaniu, ale był w błędzie - ten widok przygotowała dla prase, który zaglądał do celi przez judasza. - Stój! - wyszeptał ochryple. Trzymał ją mocno, ale nie robił krzywdy, nie wykręcał rąk. - T si m ! - Uwolnił swoją lewą rękę i przeciągnął jej wijące się ciało przez mały pokój, do lampy. Znalazł przełącznik i zapalił światło. Wpatrywała się w niego. Jej wielkie, wytrzeszczone brązowe oczy wyrażały dziwną mieszaninę strachu i wstrętu, jaką już raz widział w oknie małego samolotu na Col des Moulinets. Z jej gardła wydobył się nieludzki krzyk. Krzyk z samego środka duszy; narastający, przeciągły, straszny. Krzyk dziecka w sali tortur; krzyk kobiety, która znów miała przeżywać nie kończący się koszmar i ból. Kopnęła dziko, szarpnęła się i wyrwała z jego uchwytu, by rzucić się na łóżko pod ścianą. Jak oszalała wymachiwała rękoma, zadając ciosy na oślep. Jej szeroko otwarte oczy były oczami walczącego resztką sił, zapędzonego w śmiertelną pułapkę zwierzęcia. W dłoni ściskała ostatnią nadzieję na wolność, poplamiony krwią widelec. - Wysłuchaj mnie! - zasyczał ponownie ostrym tonem. Tę krzywdę wyrządzono nam obojgu! Przyszedłem po to, żeby ci o tym powiedzieć. To samo chciałem zrobić na Col des Moulinets! - Tę krzywdę wyrządzono mnie! Chciałeś mnie zabić..
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Szukał jednej twarzy, tylko jednej twarzy...
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- A cóż powiedzieć o filozofii, o metafizyce? Zmieciona, unicestwiana dzień po dniu i to z najrozmaitszych powodów: przez empirystów XVIII wieku, przez He-gla, przez Marksa,...
- Nowy minister spraw zagranicznych Ottokar Czernin nie wahał się powiedzieć: „Monarchia prowadzi wojnę obronną i osiągnie wiele, jeśli ukończy wojnę zachowując...
- Tylko dwie szuflady zamknięte były na klucz: dolna szuflada komody oraz szufladka po prawej stronie biurka...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Nawet teraz korzystała tylko z krótkiego urlopu, jakiego udzielił jej dowódca Eskadry Łobuzów do czasu, aż senatorowie Nowej Republiki przestaną żywić niechęć do rycerzy Jedi...
- "Wierzymy mocno - głosiła odezwa - że nie tylko nie ma sprzeczności między nauką i wiarą, ale obie uzupełniają się wzajemnie w ścisłym współdziałaniu, bo wiara odpowiada nam na te...
- Czy nie za dużo zasługi i autorytetu przyznajemy poetom lub pisarzom, kompozytorom lub malarzom, za to tylko, że posiadają dar, którego nie posiadają inni? Z grubsza mówiąc...