Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

To jeszcze bardziej dewastowało budowlę. Górną jej część uszkodziły wichry, wyglądała nawet teraz jak wzgórze od podstawy aż do szczytu porośnięte krzewami. Burze i deszcze nie zdołały jednak zniszczyć wnętrza. Cele i krużganki zachowały się w dobrym stanie, były równie mocne jak przed setkami lat. Budowla ta leżała pośrodku posiadłości należących do przodków eks-rotmis- trza. Jeden z nich przez długi czas szukał wejścia do piramidy, aż 7 w końcu znalazł je wśród kupy kamieni i cegieł. Nie rozgłaszał tego wśród ludności, sekret pozostał w rodzie, przechodząc z ojca na syna. Z biegiem lat we wnętrzu piramidy zaczęły dziać się rzeczy, które ukrywano przed światłem dziennym i przed prawem. Słuźący, który prowadził Verdoję i Emmę, był strażnikiem starej budowli i zaufanym jej obecnego właściciela. Obydwaj strzegli tajemnicy jak najstaranniej i wiedzieli, że mogą liczyć na siebie. Gdy Verdoja wyszedł z piramidy, odwiązano z konia Indiankę Karię. Zasłonięto jej oczy. To samo uczyniono z porucznikiem Parderem mimo jego protestów. Verdoja oświadczył mu, że nikomu nie może pokazać wejścia do piramidy. Dodał jednak, że wewnątrz piramidy Pardero będzie mógł zdjąć opaskę i poruszać się swobod- nie. Strażnik prowadził Karię, a Verdoja porucznika. Doszli do celi, w której znajdowała się Emma. Obok wydrążona była druga, prawie taka sama, otworzyli ją, aby umieścić w niej Indiankę. - Pójdę po resztę jeńców - rzekł Verdoja do Pardera. - Zosta- wiam cię z nią. Gdy skończycie, wyjdź na korytarz i zawołaj. Po tych słowach oddalił się wraz ze strażnikiem. Pardero zdjął przepaskę z oczu Karii i uwolnił z więzów jej ręce, odzyskała więc swobodę ruchów. Miał przy sobie lampę, przy świetle której pożerał namiętnym wzrokiem piękną Indiankę. - Teraz nikt mi cię nie zabierze - wycedził po chwili. - Oczy jej zabłysły dumą i gniewem. Córka sławnego wodza, siostra nie mniej sławnego Bawolego Czoła, nie czuła strachu przed wrogiem, kaleką bez ręki. - Tchórz! - rzekła z najwyższą pogardą. - Co takiego? Nazywasz mnie tchórzem? - uśmiechnęła się ironicznie. - Czyśmy was nie zwyciężyli? Czy nie pojmaliśmy i nie przyprowadzili aż tutaj? - Schwytaliście nas podstępem podczas snu. Prawdziwy męż- czyzna nie walczy z kobietami. Czy Sternau wam nie umknął? Nie potrafiliście go zatrzymać. Jesteście jak wilki prerii, które rzucają się na ofiary nocą, korzystając z przeważającej siły, i które wyć zaczynają ze strachu, kiedy usłyszą choćby jeden strzał. Jestem dziewczyną, mimo to boję się ciebie mniej niż brzęczącego nad uchem chrząszcza, którego mogę zgnieść dwoma palacami. 8 - Milcz! Jesteś w mojej mocy i od ciebie tylko zależy, czy cię zniszczę, czy też poprawię twoje położenie. - Ty mógłbyś mnie zniszczyć?! Nie jesteś tym, który by -mógł pokonać siostrę Bawolego Czoła. Będziesz zgubiony, gdy tylko mnie dotkniesz. Stała przed nim z groźnie podniesionym ramieniem. Podszedł bliżej, chcąc ją objąć. Karia myślała tylko o tym, aby zdobyć jakąkolwiek broń, nie cofnęła się więc ani o krok. Przeciwnie, postąpiła naprzód, błyskawicznym ruchem chwyciła oburącz za jego pas i zanim się zdołał zorientować, wyrwała mu sztylet i rewolwer. Niemal równocześnie zadała Parderowi uderzenie tak mocne, że zamroczony potoczył się ku drzwiom. Skierowała teraz ku niemu lufę rewolweru, trzymając w lewej ręce błyszczący sztylet. - Bestio! Czekaj, już ja cię poskromię! - wrzasnął zamierzając rzucić się na nią. - Ani kroku dalej! - krzyknęła. - Dziewczyny nie strzelają tak prędko! - zawołał. Nim jednak doskoczył do niej, padł strzał. Pardero chwycił się za brodę, głośno zawodząc. Kula Karii przestrzeliła mu szczękę. - Diablico przeklęta, zapłacisz mi za to! -wykrztusił zachłystując się krwią. Prawą ręką zasłonił ranę, a lewą zamierzył się na Indiankę. Błysnął sztylet. Ze straszliwą szybkością kilkakrotnie zanurzyła go aż po rękojeść w piersi napastnika. - O, Dios! - wycharczał Pardero, chwiejąc się na nogach. - Idź do piekła! - Indianka po raz ostatni dźgnęła go sztyletem traiiając w serce. Pardero upadł na kolana, a potem runął na legowisko ze słomy. Uklękła przy nim, zabrała mu drugi rewolwer, torbę z amunicją, zegarek i torbę z prowiantem, przewieszoną przez ramię. W tym momencie rozległo się pukanie w ścianę. - Kto tam? - zapytała. - To ja, Emma, jestem tu obok. Karia wydała okrzyk radości i chwyciwszy lampę, po chwili znalazła się pod drzwiami przyległej celi. Musiała natężyć wszystkie siły, aby odsunąć stare, zardzewiałe rygle. Gdy wreszcie dała sobie z nimi radę, Emma padła jej w objęcia. - Masz broń i światło? Jesteś wolna? 9 - Jestem uzbrojona, ale jeszcze nie jestem wolna-odpowiedziała Indianka. - Pukałaś przed chwilą. Czy wiedziałaś, że jestem w pobliżu? - Słyszałam dwa głosy, męski i kobiecy, pomyślałam więc, że kobiecy należy do ciebie. Później padł strzał. Kto to strzelał? - Ja. Najpierw przestrzeliłam porucznikowi szczękę, potem przebiłam go sztyletem. - Mój Boże, to okropne! - Okropne? O, nie! Była to konieczna obrona