Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

W kręgach politycznych i dyplomatycznych tamtejszych ogrodów nie ceniono zbyt wysoko. Idąc z Geoffreyem pod ramię, Caro zauważyła, że Elizabeth opiera się o linę, by utrzymać równowagę; gdy chciała się wyprostować, koronkowy mankiet sukni zahaczył o szorstką, konopną linę i jedna z sióstr Driscoll musiała jej pomóc. Już wcześniej Elizabeth próbowała rozłożyć przeciwsłoneczną parasolkę; Michael musiał najpierw pomóc ją przytrzymać, potem mocował się, by ją zamknąć, i wreszcie wytłumaczył Elizabeth, dlaczego nie może jej otworzyć. Caro zaryzykowała 64 przelotnie spojrzała na Michaela; wyglądał na lekko udręczonego, może nawet ponurego. Ukryła Uśmiech i dalej przechadzała się po pokładzie. Jako że Ferdinand musiał pełnić honory gospoda-rza, minie jeszcze jakiś czas, nim będzie mógł wyru-szyć za nią w pościg. Caro miała tego świadomość, Jednak była również przekonana, że będzie potrafiła sobie z nim poradzić. Jako żona Camdena Sutclif-fe'a, dużo młodsza od swego małżonka, od ponad dziesięciu lat była celem zdecydowanie bardziej doświadczonych uwodzicieli, hulaków, kobieciarzy i rozpustnych arystokratów; Ferdinand nie miał naj- mniejszych szans; w rzeczy samej, żaden mężczyzna ich nie miał - Caro zupełnie nie była zainteresowana tym, co tak ochoczo jej oferowali. Nie oferowaliby jednak tak chętnie, gdyby wiedzieli... Geoffrey chrząknął. - Wiesz, moja droga, od jakiegoś czasu chciałem cię zapytać... - patrzył na nią uważnie spod krzaczastych brwi - ...czy jesteś szczęśliwa? Caro popatrzyła na niego zaskoczona. - To znaczy - ciągnął Geoffrey - nie jesteś przecież jeszcze taka stara i nie zapraszałaś jeszcze gości do domu w Londynie, i sama w nim nie mieszkasz, i... Cóż, tak się zastanawiałem... - Geoffrey wzru-szył ramionami. Uśmiechając się łagodnie, Caro poklepała brata po ramieniu. - Nikogo nie zapraszam do domu w Londynie i nie mieszkam w nim, bo sama jeszcze nie wiem, co z tym domem zrobić - nie wiem nawet, czy w ogóle chcę w nim mieszkać. Tyle mogła mu wyjaśnić. W rzeczywistości wypowiedzenie na głos tego, co czuła i myślała, tylko utrwaliło w niej niejednoznaczne odczucia dotyczące 65 domu przy Half Moon Street. Razem z Camdenem korzystali z tego domu jako londyńskiej rezydencji. Stał w najelegantszej części miasta i nie był ani zbyt duży, ani za mały; na jego tyłach urządzono przyjemny ogród, a sam dom pełen był kunsztownie wykonanych antyków... Mimo wszystko jednak... - Szczerze powiedziawszy, nie jestem pewna, co zrobię z domem. Lubiła ten dom, ale gdy teraz tam jeździła, nie czuła się w nim dobrze. - Ja... hm, zastanawiałem się, czy rozważasz po wtórne zamążpójście. - Nie. Nie mam zamiaru wychodzić za mąż - odparła Caro, patrząc na Geoffreya, który lekko się zarumienił; potem poklepał Caro po dłoni i popatrzył daleko przed siebie. - Tak to już jest... Cóż, mam po prostu nadzieję, że jeśli jednak zmienisz zdanie, to tym razem będziesz bliżej nas - głos Geoffreya robił się szorstki. - Masz tu rodzinę... Geoffrey patrzył daleko przed siebie, Caro podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem ku Ferdinandowi stojącemu przy sterze i wydającemu polecenia kapitanowi. - Po prostu nie chcę, żebyś wyszła za jakiegoś ob cokrajowca, a na dodatek kanalię. Caro zaśmiała się i uspokajająco ścisnęła rękę Geoffreya. - Naprawdę nie musisz się tym martwić. Ferdi- nand gra w jakieś swoje gierki, ale zupełnie mnie one nie interesują. Nie dam się w nie wciągnąć. Geoffrey popatrzył jej w oczy. - To dobrze. Pół godziny później Caro dziękowała niebiosom, że Geoffrey raczej wcześniej niż później powie- 66 dział jej, co go niepokoi, a przez to dał jej szansę na rozwianie jego obaw nim Ferdinand wkroczy do akcji. Gdy Ferdinand skończył rozmowę z kapitanem, natychmiast skupił się na Caro. Zmyślnie zajął miej-sce Geoffreya u jej boku, a potem sprytnie odsunął ją od towarzystwa. Caro pozwoliła mu zabrać się na spacer po pokładzie z tego prostego powodu, że pozostawali w zasięgu wzroku wszystkich, co w oczywisty sposób ograniczało plany Ferdinanda. - Moja droga Caro, skoro tak ci się podoba ta po dróż, to może zechciałabyś wrócić tu jutro i znów moglibyśmy wypłynąć. W prywatny rejs tylko dla nas dwojga. Caro udała, że się zastanawia; niemal czuła, że Ferdinand aż wstrzymał oddech; potem zdecydowanie pokręciła głową. - Zbliża się festyn parafialny