Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Gdy pochyliła się przy Caolinie, aby powitać lady Jessikę, jej amarantowy brokat zdawał się przelewać jak krew na jego szkarłatne szaty, a filigranowe, metaliczne desenie mogłyby zostać wyhaftowane ze złotych, polerowanych włosów seneszala. Zimny dreszcz przebiegł Farinowi po skórze. Nad głowami tłumu zakołysały się pióropusze, bo oto książę Palomon z eskortą zbliżył się do tronu. Zabrał głos herold: — Królowo Faris, Pani Klejnotów i regentko Westrii, przedsta wiam ci Palomona, pana Tambary i wielkiego księcia konfederacji Elayi. Faris powstała z szelestem jedwabi i wyciągnęła dłoń, którą Palomon dotknął w powitalnym geście. Usiadła. — Gdybyś dowodziła na południu Westrianami, już sama twoja uroda by nas zwyciężyła. — Zęby Palomona błysnęły bielą wśród czarnych loków trefionej brody. Skinął na Roberta z niemalże nie- dostrzegalnym odcieniem ironii. — Lordzie komendancie, pozwól pogratulować sobie zwycięstwa. — Nie przyszło nam łatwo — odparł Robert, kłaniając się lekko. — Wasze manewry były nader chytre. — Nie dość chytre, jak się wydaje — odparował gładko Palo- mon. Spojrzenie jego powędrowało od Roberta do seneszala, potem wróciło do królowej. Odstąpił w bok, aby przedstawić swoją świtę. W następnej kolejności herold obwieścił skład Rady mającej podej- mować decyzje podczas rokowań pokojowych. Kiedy prezentacje dobiegły końca, niewidoczna osoba dała muzykom sygnał do gry. Ludzie ruszyli w stronę stołów zjadłem. O Farina otarła się żona mistrza jednej z gildii, pogrążona w roz- mowie z mężem. — A zwróciłeś uwagę na rękawy? — pytała. — Elayańskiego kroju! Żadna tkaczka z Laurelynnu nie ozdobiłaby w ten sposób tego brokatu! — Ależ moja droga, ten materiał mógł być zdobyty na wrogu... — odparł mężczyzna, zanim oboje oddalili się i ich głosy przestały być słyszalne. Rosemary stała pochmurna. — Mam nadzieję, że nie jest to główny temat plotek. Farin poprowadził ją bez słowa do stołu, skąd wziął dwa kielichy i dzban wina. Gdy Rosemary zgarnęła z patery kilka ciastek, oboje wycofali się ku ławeczce pod oknem. Tym razem muzycy grali pawanę w odpowiednim tempie. Caolin i Faris wiedli przez całą długość sali szereg pochylających się i kołyszących tancerzy. Oczy królowej błyszczały chorobliwie. Silna ręka Caolina przeprowadzała ją przez cudowne wariacje muzyczne utworu, popisowo wręcz rozbudowujące główny temat. Para dobrze tańczyła, zważywszy na różnicę wzrostu, lecz Farin wciąż pamiętał Faris w tańcu z Jehanem — oboje stanowili dwie uzupeł- niające się połówki. — Farinie, kim jest ten człowiek stojący przy drzwiach? — Pytanie Rosemary sprowadziło go znów na ziemię. Skierowawszy wzrok we wskazaną przez dziewczynę stronę, dostrzegł Ercula Ashe' a, który z dobrotliwym uśmiechem gryzł ciastko. — To przecież Ercul Ashe. Widać otrząsnął się już po wojennej przygodzie! — I rzeczywiście, z gładko zaczesanymi do tyłu włosa- mi i w ozdobionym futrzanym kołnierzykiem kaftanie, zapiętym skromnie pod samą brodę, delegat seneszala nie przypominał wcale owego obszarpanego nieszczęśnika, którego Farin oswobodził w na- miocie Briana. — Patrz na jego beztroskie zachowanie — powiedziała Rose- mary. — Dlaczego jest taki spokojny, kiedy każdy dzisiaj w Westrii albo się gniewa, albo kogoś opłakuje? Porozmawiaj z nim, Farinie! Uśmiech zszedł z ust Farina, kiedy przypomniał sobie pole bitwy i kruki skrzeczące w zapadającym zmierzchu nad ciałami poległych. — Ercul Ashe opuścił obóz zaraz po tym, jak go uwolniłem... Nie widział nawet, do czego się przyczynił... — powiedział wolno. Uścisnął lekko dłoń Rosemary i ruszył w stronę drzwi. Goście odsuwali się na boki, pozostawiając wolny środek sali. Farin mijał ich bokiem, gdy tymczasem grupa tancerzy rozpoczynała przedstawienie, wymachując krótkimi, drewnianymi mieczami i ma- łymi puklerzami w kolorze niebieskim lub czerwonym. Dzwoneczki przywiązane do łydek i nadgarstków podzwaniały wesoło, kiedy pary rozpoczynały taniec miecza. Spojrzenie Ercula Ashe'a padło na zbliżającego się doń Farina. Zauważywszy, z kim ma do czynienia, uśmiechnął się odrobinę szerzej. — Sir Farin! — Delegat pokłonił się nisko. — Nie podziękowa- łem ci jeszcze za to, żeś mnie uratował. Byłem bardzo roztrzęsiony i dopiero po kilku godzinach uświadomiłem sobie, kim jesteś! Dzi- siaj nie chciałem ci się naprzykrzać, zresztą przyjęcie jest takie zajmujące! — Skinął dyskretnie głową na gości i tancerzy. Tancerze wirowali jak frygi, uderzenia mieczy zdawały się wygrywać swój własny rytm na przekór rytmowi bębnów. — Tak, wszystko zostało pięknie urządzone — przyznał Farin oględnie, zastanawiając się, w jaki sposób naprowadzić rozmowę na interesujący go temat. Kiedy po raz ostatni się spotkali, człowiek ten słaniał się ze zmęczenia i dygotał ze strachu. Teraz, bezpieczny na własnym podwórku, czymże się kierował? Nadbiegł chłopiec z dzbanem wina. Farin wyciągnął swój kie- lich, po czym kiwnął młodzikowi głową, aby ten napełnił również kielich jego towarzysza. Tym razem wino było czerwone, tęgi rocz- nik sprowadzany z okolic Sanjos. Farin cieszył się z tego dodatkowo, czując, jak mocny trunek przynosi ulgę ściśniętemu gardłu. — Dziękuję — przyjął komplement Ashe. — Mieliśmy trudne zadanie, bo brakowało nam czasu. — Pociągnął łyk wina. — Wyobrażam sobie — odparł Farin. — Seneszal musiał stać nad wami z batem. — Z batem? Mój pan nie potrzebuje stać nad nikim z batem. Każdy wie, czego seneszal po nim oczekuje — rzekł Ashe z dumą. Farin słyszał, jak podobnym tonem kobiety przechwalają się, ile im przyszło wycierpieć w czasie porodu. — To musiała być wielka praca... — bąknął celem zachęty. — Mój pan przygotowuje się zawczasu na każdą okoliczność — stwierdził Ercul Ashe. Drewniane miecze stukały o siebie hałaśliwie. Dzwonki tancerzy brzęczały niczym zbroje. — Szkoda tylko, że nie przewidział sztuczki Palomona na polu bitwy! — Farin silił się na zachowanie żałosnego tonu