Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Niestety pojawił się też mały kłopot. — Jest tylko jeden siennik — stwierdziła Elashi. — Ale na pewno wystarczy dla trojga — odparła oberżystka uśmiechając się lubieżnie. — Przynieś jeszcze jedną matę — rozkazała kobieta pustyni. Oberżystka skinęła głową i odwróciła się. Wychodząc mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno, aby ją usłyszeli. — Kłopoty w raju, co? Conan uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał, gdy Elashi spiorunowała go wzrokiem. — Podzielę z tobą łoże, Conanie — oświadczyła Tuanne. — Noc jest zimna, a twoje ciało takie gorące. Reakcja Elashi była zgoła niespodziewana. Kiedy oberżystka przyniosła drugą matę, oznajmiła: — Zmieniłam zdanie. Jest zbyt zimno, abym spała samotnie. Ułożę się wraz z nimi na jednym posłaniu. — Machnęła ręką w stronę Conana i Tuanne. Oberżystka znów uśmiechnęła się znacząco. — To zrozumiałe, o pani. — Będziemy tylko spać razem — warknęła Elashi. — Aby się wzajemnie ogrzewać. — Oczywiście, pani, oczywiście. W tym samym czasie Skeerowi wiodło się nieco gorzej. Nie zamierzał zwracać na siebie uwagi, toteż udając biedaka opłacił nocleg w nie używanym chlewiku przy oberży. Przy wejściu, na wysokości kostek rozciągnął cienki mocny szpagat. Linka, choć cienka, była dostatecznie mocna, by zwalić z nóg człowieka, który nocą próbowałby dostać się do chlewu. Skeer spał ze sztyletem w dłoni i na tyle czujnie, że łoskot padającego ciała obudziłby go w mgnieniu oka i zanim nieproszony gość zdążyłby się podnieść, miałby żelazo między żebrami. Ponadto złodziej wyorał w ziemi pod gnijącą słomą niewielki dołek, w którym ukrył cenny talizman. Prawdę mówiąc, Skeer nie uważał, by nocą ktoś złożył mu nieproszoną wizytę. Spośród sześciu zagród w ziejącym chłodem chlewie tylko trzy były zajęte. W jednej drzemał pijak, śmierdzący tanim, skwaśniałym winem i chrapiący tak głośno, że obudziłby umarłego, w drugiej siwowłosy, rzężący przy każdym oddechu mężczyzna, liczący sobie lekko siedemdziesiąt zim, z których żadna nie była łagodna, a w ostatniej sam Skeer. Było mało prawdopodobne, by ścigano go aż tutaj, a gdyby nawet, wątpliwe by ktokolwiek szukał go w takim miejscu. To oczywiste, że nikt z własnej woli, mając inny wybór, nie sypia w chlewiku. Następnego dnia Skeer miał zamiar odzyskać przychylność losu, zdobyć konia oraz prowiant i wyruszyć w dalszą drogę. Tym razem był zdecydowany unikać wszelkiego zbędnego ryzyka. Gdyby Neg zorientował się, że złodziej ośmielił się zlekceważyć jego rozkazy, życie Skeera nie byłoby już warte nawet funta kłaków. Z tą myślą sługa czarnoksiężnika zapadł w płytki, bardzo niespokojny sen. Bezocy przemykali bezszelestnie uliczkami nie zwracając uwagi na mrok, który zniechęcał większość ludzi do nocnych wędrówek. Ognie pochodni przygasły, a niektóre w ogóle się wypaliły, zaś w alejkach położyła się gęsta, mleczna mgła. Dojmujący chłód pochwycił Opkothard w bezlitosne szpony, a stygijskie ciemności ukrywały wszelkie jego tajemnice, lecz nie przez Bezokimi. Sześciu mężczyzn maszerowało równo, jak jeden, w poszukiwaniu nieumarłej imieniem Tuanne. Choć byli niewidomi, ich uszy wychwytywały nawet najcichsze odgłosy stąpania szczura, ich nozdrza czuły słodką woń kobiet i mężczyzn znajdujących się za zamkniętymi drzwiami, a skóra odebrała ciepło fajki, którą w mijanym przez nich domu palił stary, zniedołężniały mężczyzna, wspominający lata swej chlubnej młodości. Dla owych kapłanów zła brak wzroku znaczył niewiele. Cała szóstka niczym polujące drapieżniki uparcie i niezmordowanie parła przed siebie. Odnajdą to, czego szukali, lub nie powrócą do świątyni. Malo postanowił spędzić noc w szopie, gdzie składowano wełnę. Bez trudu wymościł sobie posłanie. Zdołał już się dowiedzieć, że barbarzyńca, który zabił dwóch jego braci, rzeczywiście znalazł schronienie w Opkothardzie. Już wkrótce przekona się, że wcale nie jest tu bezpieczny. Malo nie wątpił, iż to Conan zamordował Cengha i posłańca Mikahla. Dowody mówiły same za siebie. Barbarzyńca uciekł, zabierając ze sobą Źródło Światła, które posłaniec przyniósł do świątyni. Czy niewinny człowiek tak by się zachował? Oczywiście, że nie! Fakt, że ta cymmeriańska małpa upokorzyła i znieważyła go w oczach jego nauczyciela, jeszcze bardziej rozsierdził popędliwego Malo. Zgłosił się na ochotnika do poszukiwań zabójcy mnichów. Tylko że tym razem nie miał zamiaru przestrzegać reguł zakonnej sztuki walki. Malo zabrał ukradkiem doskonały miecz z przedniej turańskiej stali, wielokrotnie przekuwany dla wzmocnienia i tak ostry, że można się nim golić. Niech ta małpa spróbuje pochwycić to ostrze jak drewnianą pałkę, a straci rękę. Conan musi zapłacić życiem za śmierć mnichów, zaś za upokorzenie Malo będzie umierał powoli i w męczarniach. Potnie tego barbarzyńcę jak obłożony słomą słup do ćwiczeń, a jego wnętrzności ciśnie do rynsztoka! Rankiem odnajdzie mordercę, który zapłaci za swą zbrodnię. Z tą myślą Malo pogrążył się we śnie wypełnionym krwawymi, chwalebnymi marzeniami. W samym sercu Opkothardu, w podziemiach czarnej świątyni poświęconej Ośmionogiemu Bóstwu Bez Imienia, chudy jak tyka kapłan odprawiał plugawy rytuał. Na ołtarzu leżały wnętrzności niedawno zabitego barana. Tuzin czarnych pająków, noszących na pękatych odwłokach symbol czerwonej klepsydry, pełzało w kałuży posoki. Kapłan obserwował ślady pozostawione przez pająki i otrzymana wróżba mocno go zaniepokoiła. W mieście przebywali niebezpieczni ludzie! Jedni z nich dysponowali niebezpieczną mocą, inni zaś owej mocy poszukiwali. Należało mieć ich na oku. Chudy kapłan jeszcze przez chwilę przyglądał się pająkom, po czym sięgnął po zawieszoną u pasa rytualną pałkę. Pająki, nadające się tylko do jednej wróżby, już utraciły swą moc. Kapłan pewnymi ciosami rozgniótł wszystkie stawonogi na miazgę. Były to pajęczyce, a sposób, w jaki je potraktował, niczym nie różnił się od tego, co owe istoty robiły ze swymi samcami, kiedy ci nie byli im już potrzebni. Krąg obracał się jak zawsze, zamykając kosmiczny cykl. O wyniku wróżby musiał dowiedzieć się Emreawes, Najwyższy Kapłan
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- swego wydawcę, kiedy ten, zachowując się jak mały chłopczyk, przyjmuje w gabinecie bujną blondynkę automatyczną, przysłaną przez Madame Pneumo, aby z jej wspaniałych piersi...
- U nas biedniutkie kajety, w których mały Dawidek •> Rubinowicz mozolnie kreślił kronikę strasznych dni, przyniosły jeszcze bardziej wstrząsające świadectwo i stały się...
- Przeszliśmy na drugą stronę ulicy do centrum handlowego, gdzie znaleźliśmy mały bar piwny...
- -------------------------------------------------------------------------------- Reihwiese Wioseczka górska jak mały placuszek, cała świeżutka - choć w...
- No ale taka znowu sprawa Kowalczyków, to ja znam ją dokładnie, bo wtedy pracowałem w Opolu i mogę powiedzieć ze spokojnym sumieniem, że był to czysty terroryzm...
- Zazdro[ciBam tym, ktĂłrzy pracowali przy jarzynach
- Nigdy nie przyjeżdżała do Berlina, dopiero 15 kwietnia 1945 roku przyjechała do bunkra pod Kancelarią Rzeszy i nie zgodziła się opuścić tego miejsca...
- Doskonale! Zdumiało mnie, że sam nie wpadłem na to wcześniej i głupio rozważał możliwość zostania ochotnikiem...
- 147 Korea 266 Kirkowie (Kri), plemi ind
- Dwór Henryka VIII długo był, a w każdym razie uchodził, za wzór przyzwoitości...