Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Kiedy dostał następny list (przyszedł z wielkim opóźnieniem, pod koniec sierpnia), takiego nabrał wigoru, że mu się "zaraz wieczór ulągł ordynarny, wesoły wierszyk ["Pytają mnie się ludzie" - J.H.], bezpośrednio wynikły z tego ucieszenia, chociaż zupełnie odległy tematem!". Zwierza jej się, że nie ma dnia, nie ma godziny, żeby o niej nie myślał... Zapytuje: może we wrześniu uda jej się wpaść do Krakowa? Dziękuje jej za przysłany felieton (bardzo pochlebny!) o drugim wydaniu Słówek. Cieszy się, że projekt z Balzakiem tak jej się podoba. Robi go w szalonym tempie, "tylko oczami nie wiem, czy nadążę". I teraz pyszna opowieść o małym Staszku oświetlająca mimochodem atmosferę w domu Żeleńskich. "Syn mój zakochał się straszliwie w Rabce w jakiejś dziewczynce małej z nogą w gipsie, i kiedyś dostałem od niego list: "Błagam Tadzia, żeby mi Tadzio przysłał 4 korony, nie mogę napisać na co, ale może być Tadzio pewny, że na nic złego". Otóż dowiedziałem się, że to miało być na mszę za wyzdrowienie tej dziewczynki! Wstyd mi za niego, że się pani Niusi sprzeniewierzył, ale cóż! noga w gipsie to potęga! Och, to współczucie!". Na 9 - Błazen - wielki mąż 129 zakończenie wraca do nich dwojga: ciągle wyobraża sobie w marzeniach "tę chwilę, jak będziemy sobie siedzieli przy wykwintnej kolacji, to znaczy sznyclu z piwem, i rozmawiali pysznie. Moja droga pani Niuśku, jeszcze raz dziękuję za wszystkie przyjemne i pochlebne rzeczy, jakie mi pani napisała, widzę, że zyskuję, oglądany z daleka, jak freski na starej katedrze!". Nawiązuje do tej myśli w jednym z następnych listów: "Ach, Niu-sieńko, prześliczna jest ta nasza k o m e d i a o człowieku, który zyskuje na odległość [spacja Boya! - J.H.], o głębokim podkładzie filozoficznym i z takim talentem przez panią pisana...". Teraz delikatna sprawa świadcząca o jej prawach do niego. Idzie o dedykację dla żony na tłumaczeniu Prób Montaigne'a. Usprawiedliwia się z niej! Ofiarował ją Fusiowi "w przeszłym roku (kiedyśmy się jeszcze nie znali) [...], bo to się Fusiowi bardzo należało ode mnie". Prosi panią Niusię, żeby nie dopatrywała się w tym "jakichkolwiek innych intencji [...] wobec nie bardzo dobrych porozumień pani Niusi ze mną w ostatnim czasie". Nie może być między nimi miejsca na małostki, prawda? Ona go pyta, czy o niej myśli i jak myśli. On wybucha: "Nie tylko myślę, ale po prostu ciągle jestem z tobą [...] takie dziwne mam uczucie strasznie ludzkiego koleżeństwa z tobą, jakiego nigdy z nikim nie miałem" (podkreślenie - J.H.). Wtedy, pod koniec ubiegłego roku, przeżywał każdego dnia "to cudowne wzruszenie, tę wytężoną uwagę", budził się z rana z tym uczuciem, że stało się coś ważnego w jego życiu. Zawsze wierzył w głęboki sens i trwałość (wciąż o tej trwałości!) tego wszystkiego! "Ach, Niuśko, jak ty słodko umiesz mówić! Dlatego może pani iść tak swobodnie za brutalnością swojej natury [??! - J.H.], bo czujesz, że jednym słowem, jednym spojrzeniem potrafisz wszystko gdzieś zepchnąć w niepamięć". Trudno się oprzeć refleksji, że ta "słodkość", ta umiejętność zepchnięcia w niepamięć była w nim, wrażliwym zakochanym mężczyźnie -nie w niej. Jest roztkliwiony tęsknotą, czułością, do łez, kończy ten list tak: "mam tak nieprzyzwoicie mokre oczy w tej chwili, że liter nie widzę. T". Ale jeszcze go "dławi w grdyce", więc dopisuje: "Pod wpływem tego pisania tyle myślałem o pani, tak mi się przypominały, jak żywe, różne sposoby pani mówienia! Kiedy je znów usłyszę?". Wymieniają listy przez okazje, kartki zaś po niemiecku (idą długo), ona zapytuje, czy ma jeszcze kącik w jego sercu, czasem 130 zarzuca mu chłód, on tłumaczy, że tak musi być, kiedy pisze po niemiecku. Dowiadujemy się, że "Balzak od miesiąca w zaniedbaniu" • także o tym (co powtórzy w przedmowie do Ludwika Lamberta bodajże), iż "swoją drogą on jest wspaniały, jak się trochę z daleka patrzy na ten olbrzymi blok dzieła, ale w robocie mało daje artystycznej przyjemności". Tłumaczy powiastki Voltaire'a, zwierza jej się aluzyjnie z fizycznej tęsknoty ("bo może nie wiecie, że ciało to wściekły marzyciel" - napisze dziesięć lat później w pewnej recenzji). Tylko pracą można "oszukać głupią tęsknotę"