Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Był dwudziesty szósty, druga po południu, szaro pod szarym niebiem; za parę godzin w jego domu zjawi się Standartenfuhrer SS Peter von Faulnis. Jan Herman miał za sobą bardzo przykrą, bardzo smutną rozmowę z żoną i kłótnię z niemal całą zjednoczoną rodziną. W końcu wszakże udało mu się wyprawić ich wszystkich na drugi dzień świąt do Starowieyskich, zapłacił jednak za to wysoką cenę. - Powiedz mi, Koń, co to jest - rzekł przez dłoń i opowiedział o wszystkim, nie wspominając jednakowoż o von Faulnisie. Koń milczał, milczał, milczał, a potem zaczął chichotać. - Człowieku, toż to nokaut! Jakby mnie ktoś gazrurką zaprawił. Wszystkiego się spodziewałem, ale tego... - pokręcił głową. - A ja, myślisz, że co... że przygotowany byłem? Mało zawału nie dostałem, jak zobaczyłem to megaserce. - Ty to wszystko serio...? -Koń! - Dobrze już, dobrze. No ale czego właściwie ode mnie chcesz? Ja w duchach nie robię. - Toteż właśnie. Wytłumacz mi to. Ty jesteś materialista. - Cóż - Koń podrapał się po nie ogolonej szczęce. Sposób, w jaki świętował Boże Narodzenie, jeśli świętował je w ogóle, z pewnością nie należał do pospolitych: fizys wymięta i szata plugawa, i obora w domu, i deliryczna mąciew w oczach; nie śpiewał ci on kolęd nad karpiem w galarecie, nie przybierał cukierkami choinki. Nie miał choinki; twierdził, iż jest to wulgarny, wiejski obyczaj. Był starym kawalerem, pozbawionym także przyjemności posiadania bliskiej familii i to tłumaczyło wiele, ale jednak nie wszystko. - Cóż. Najprostsza sprawa z tym sekretnym pokojem i książkami. Ci Abramowie najwyraźniej musieli ukrywać u siebie jakiegoś Żyda. - Co za sens chować Żyda u Żydów? - Jeśli nikt inny nie chciał go wziąć, a on był już wcześniej poszukiwany z jakichś pożarasowych powodów... - Włazisz w gdybologię. - A co innego mogę robić? - Koń wzruszył ramionami. - Więc pokój i książki najprostsze... - Zaraz, a dwukrotne przesunięcie gratów na strychu? - Sprawdziłeś kurz? -Co? - Sprawdziłeś po tym drugim przemeblowaniu, czy naruszona została na nich warstwa kurzu? Mówiłeś, że wszędzie go tam na cal. - Nie, nie sprawdziłem. Bo co? - Zatem na razie obstawiam somnambuliczne urojenia. - Urojenia! Tą starąknigą słonia mógłbym ubić, jakbym się dobrze zamachnął. Urojenia! - Spokój! Ja po prostu stosuję zasadę brzytwy Ockhama. I błędy w pomiarach tłumaczą mi się raczej elastycznością przyrządów pomiarowych. - Różni ludzie mierzyli różnymi metrami. To absurd. - Oczywiście. Niemniej my przecież bezustannie obracamy się w sferze absurdu. A ten jest mniejszy, aniżeli przypadek oddychającego domu. - Oddychającego...? - Fazowe zmiany kubatury pomieszczeń in plus i in minus. - Koń wyprostował się, odsunął ramiona od piersi i zaczerpnął głęboko powietrza, po czym je wypuścił. - Patrz na klatkę piersiową. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Dom. - Czy to, co ja widzę na tym regale, tojestPoe, czy jednak Elementy Euklidesa? - No co ty, Janek, hipotezy produkuję. Wszak wszystko taki sam nonsens, jakaż więc różnica? A to przynajmniej ładne, prawda? Oddychający dom. Przyznasz sam. - A ja myślałem, że ty nad równaniami ślęczysz. - A pewnie. Siedzę tu przy tym oknie godzinami i obracam je w głowie ujęte w bloki, jak klocki. I bazgrzę, zapisuję tony papieru. Ale to jest jałowizna. Nowe jakości osiąga się jedynie poprzez wejście w zakazaną oryginalność, każda prawda wpierw jest kłamstwem, wszystko zaczyna się od herezji, granice niemożliwości stanowią funkcję czasu, Guderian z tym swoim złomem na gąsienicach wjechałby do Kartaginy jako bóg wojny, benzyna sokiem laktacyjnym Kybele, lufa fallusem tytana, ave panzerfaust. Co? Że bredzę od rzeczy i nie na temat? A ognie świętego Elma? Pamiętasz może rok opuszczenia przez nie domeny świata zjawisk nadprzyrodzonych? - To jednak chyba jest aluzja? - Jak najbardziej. Te szepty to autosugestia. Megaserca nie potrafię wyjaśnić, nie zagłębiając się w wątpliwej jakości pseudopsychologię, podobnie dziurawej ściany. Zaś brakujące dzieci z transportu SS zapewne się znajdą. A niemało postawiłbym, iż to właśnie one tak urządziły tych dwóch strażników
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Zawinięta wraz z głową w gruby, cuchnący koc, Sally nie mogła już wołać o pomoc...
- Król jest głową swojego ludu, ma świecić mu przykładem i pełnić jego wolę...
- Doktor Hampton wzniósł w górę oczy i pokręcił głową...
- Phouka ze smutkiem pokiwał głową i łyknął brandy...
- - Ruszyłem nieco głową i już nie musiałem dotykać niczego pod stopami...
- Ale uprzejmie skinął głową i nalał kieliszek madery...
- Nie kręć głową, mistrzu Łazarzu: nie śmiej się, nie drwij...
- - Gdzie Roland? Arutha pokręcił głową...
- Barmanka potrząsa głową i krzyczy: jest już po jedenastej...