Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Sonek poczuł, że jego uszy chowają się z przerażenia za głowę, ale pozostało w nim jeszcze tyle odwagi, by pozostać na miejscu i zapytać raz jeszcze: – Kto tam?... – Choć bardzo się starał, jego głos był równie cienki, jak poprzednio. – Ja... – zadudniło za drzwiami.Spod kredensu wychylił się Toko i wymachiwał łapkami, dając jakieś znaki. – Nie otwieraj! – syknął. – To typowe dla luda. Mówi „ja”, a jest to zupełnie kto inny. – Kto? – Lud. Ty go wpuszczasz, a on cię straszy – odparł szeptem Toko. – Ale drzwi są otwarte...Toko patrzył na chłopca przez krótką chwilę, a potem czmychnął pod kredens. – Jaki ja? – zapytał Sonek, żeby zyskać na czasie, zanim lud wedrze się do środka bez za-proszenia. Nie wystarczało mu odwagi, żeby przekręcić klucz. Ludowi mogłoby się to nie spodobać. – Czy tu mieszka dziadek Lesawik? – zapytał gruby głos. Sonek nie wiedział, co ma powiedzieć. Dziadek tej nocy przebywał w swoim leśnym dom-ku, ale przecież tego nie można było zdradzić. Lud poszedłby straszyć dziadka. To nie byłoby w porządku, choć dziadek na pewno by sobie jakoś poradził, bo jest odważny. Ale Sonek, jako jego wnuk, przecież też nie powinien całkiem stchórzyć, chociaż nie radzi sobie tak do-brze. – Trochę mieszka, a trochę nie mieszka – odpowiedział wymijająco. – Aha – mruknął gruby głos i nastąpiła długa chwila ciszy, w czasie której Sonek nasłu-chiwał, czy z pokoju rodziców nie dobiegają jakieś odgłosy wskazujące, że usłyszeli pukanie i zjawią się z pomocą. Nikt jednak nie nadchodził, słychać było tylko plonki przeciskające się pod podłogę przez szpary w deskach. – To dziwne – zauważył gruby głos. – Też tak uważam – przyznał Sonek, żeby nie drażnić luda. – A czy dzisiaj dziadek trochę mieszka? – zapytał głos. – Raczej nie – odparł ostrożnie Sonek. – Niech pan przyjdzie jutro rano – dodał pośpiesznie. – Wolałbym w nocy – stwierdził głos po namyśle. – Typowe dla luda! – syknął Toko tuż koło nogi Sonka. Znalazł jakąś szparę w podłodze i z bezpiecznej kryjówki śledził dalszy przebieg niesamowitej wizyty. – Straszy w nocy, a w dzień sam się boi – dodał. – Dziadka nie ma, ale jest Tatun, Mamuna i w ogóle jest nas bardzo dużo – powiedział So-nek, mając nadzieję, że taka liczba domowników zniechęci luda do straszenia. – Aha – stwierdził gruby głos bez entuzjazmu, co mogło oznaczać, że przerażanie więk-szych grup nie jest jego specjalnością. – O nas też powiedz – podpowiadał Toko, ale zaraz dodał, żeby Sonek nie mówił, gdzie są. – To ja może sobie pójdę – stwierdził głos z wahaniem i w tej samej chwili rozległo się skrzypnięcie drzwi prowadzących do pokoju rodziców i w progu stanęła Mamuna, przeciera-jąc zaspane oczy. – Co ty wyprawiasz? Dlaczego nie w łóżku? – zapytała surowo. – Ktoś puka – wyszeptał Sonek. – Pewnie ci się zdawało. – Rozmawiałem z nim. – Kto tam? – zapytała Mamuna, dając ręką znaki, żeby Sonek obudził ojca. Pobiegł na-tychmiast, a gdy wrócił, ciągnąc za rękę zaspanego i ziewającego Tatuna, drzwi były otwarte na oścież. W progu, przestępując z nogi na nogę, stał bardzo dziwny osobnik o głowie okrą-głej jak piłka, która świeciła przyjemnym, jasnożółtym blaskiem. Ziewanie przeszło Tatunowi w zdumienie i został z rozdziawionymi ustami. Mrugał przy tym szybko, jakby nie dowierzał własnym oczom. – Pan przyszedł do dziadka – wyjaśniła spokojnie Mamuna. – Czy dziadek zrobił coś panu w głowę? – zaniepokoił się Tatun, podejrzliwie patrząc na gorejącą ciepłym blaskiem twarz przybysza. – Ja pana nie wyłączę, zajmuję się czym innym. – Ach, ten dziadek! – westchnęła Mamuna, kręcąc głową. – Jak można zrobić komuś coś takiego! – Jeśli o to chodzi – rzekł ze wstydem dziwny osobnik, wskazując palcem świecące jak lampa czoło – to u mnie rodzinne... Był wyraźnie speszony. Spuścił błyszczące oczy i podrapał się w łydkę kopytem. Na pod-łogę posypały się grudki błota, co speszyło go jeszcze bardziej. Światło jego głowy zmieniło ze wstydu kolor na jaskrawoczerwony. – Bardzo przepraszam. Nie chciałam pana urazić – szepnęła Mamuna i też zrobiła się czerwona. – Właściwie to bardzo ładnie wygląda. Myślałam po prostu, że to panu przeszka-dza... Proszę bardzo, niech pan wejdzie..