Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jego pytania świadczyły o tym, że w krótkim czasie, gdy referowano problem, chwytał istotę nawet skomplikowanych tematów konferencji. Nie zauważał jednak ujemnych stron: zbyt łatwo dochodził do sedna sprawy, aby móc ją w pełni pojąć. Nigdy nie potrafiłem przewidzieć, jaki będzie wynik naszych narad. Czasem bez słowa Hitler zgadzał się na propozycję, której szansę wydawały się nikłe, czasem zaś uparcie sprzeciwiał się realizacji marginesowych posunięć, których nieco wcześniej sam się domagał. Mimo to mój system, polegający na obalaniu szczegółowej wiedzy Hitlera przy pomocy fachowców, którzy dysponowali wiedzą jeszcze bardziej szczegółową, przynosił więcej sukcesów niż porażek. Inni jego współpracownicy stwierdzali ze zdumieniem i nie bez zazdrości, że Hitler po takich konferencjach z fachowcami nierzadko zmieniał poglądy, które wcześniej, omawiając sytuację militarną, określał jako niewzruszone, i potem przyjmował nasze, odbiegające od nich propozycje 1. Horyzonty techniczne Hitlera, podobnie jak jego światopogląd, zapatrywania na sztukę i styl życia, właściwie kończyły się na pierwszej wojnie światowej. Jego zainteresowania techniczne były jednostronne i ograniczały się do tradycyjnych broni wojsk lądowych i morskich. W tych dziedzinach stale się dokształcał i pogłębiał swoją wiedzę; proponował też często przekonywające i pożyteczne innowacje. Niewiele jednak przejawiał zrozumienia dla wynalazków, takich na przykład, jak radar, bomba atomowa, samoloty odrzutowe i rakiety. W czasie rzadkich lotów nowo wyprodukowanym ,,Condorem" niepokoił się, że przestanie funkcjonować mechanizm, przy pomocy którego chowało się i wysuwało podwozie. Stwierdzał z nieufnością, że jednak bardziej mu się podoba stary Ju-52 ze sztywnym podwoziem. Często wieczorami po naszych naradach Hitler przedstawiał wojskowym ze swego otoczenia dopiero co zdobytą wiedzę techniczną. Lubił, niejako mimochodem, dawać do zrozumienia, że jest to jego własna wiedza. Gdy pojawił się radziecki czołg T-34, Hitler triumfował przypominając, że on sam już dawniej domagał się zwiększenia długości lufy działa czołgowego. Jeszcze przed swoją nominacją na ministra słyszałem, jak Hitler po pokazie czołgu IV w ogrodzie Kancelarii Rzeszy z goryczą uskarżał się na upór zarządu uzbrojenia wojsk lądowych, który negatywnie ustosunkował się do jego żądania, aby przez przedłużenie lufy zwiększyć szybkość prowadzenia ognia. Zarząd uzbrojenia wysunął wtedy kontrargumenty: lufa zwiększała obciążenie przedniej części czołgu, którego konstrukcja nie była do tego przystosowana; przy tak daleko idącej zmianie pojawiało się niebezpieczeństwo utraty równowagi przez czołg. Ów incydent Hitler przypominał zawsze, ilekroć jego pomysły napotykały opór: "Miałem wówczas rację i nie chciano mi wierzyć. Teraz też mam rację!" Podczas gdy armia chciała w końcu otrzymać czołg, który by dzięki większej szybkości zyskał przewagę nad stosunkowo szybkim T-34, Hitler obstawał przy poglądzie, iż poważniejszą zaletą jest większa siła przebijania działa oraz lepsza ochrona przez zwiększenie grubości pancerza. Również w tym wypadku znał potrzebne liczby, wyniki prób na przebijalność pancerza oraz szybkość strzelania. Słuszności swej teorii dowodził zwykle na przykładzie okrętów wojennych: "Ten, kto w bitwie morskiej dysponuje działami o większym zasięgu, może otworzyć ogień z większej odległości. Wystarczy choćby tylko kilometr. Do tego mocniejsze opancerzenie... na pewno będzie miał wtedy przewagę! A panowie, czego chcecie? Szybszy okręt ma tylko jedną możliwość: wykorzystać większą prędkość, aby oderwać się od nieprzyjaciela. A może chcą mi panowie udowodnić, że dzięki większej prędkości może on pokonać mocniejsze opancerzenie i przewagę artylerii? Z czołgiem jest zupełnie tak samo. Lżejszy i szybszy czołg ustępuje ciężkiemu". W dyskusjach tych moi fachowcy z przemysłu nie brali bezpośrednio udziału