Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Wiem. *** Droga powrotna na ranczo zajęła około trzech godzin. Chociaż Grace nie mogła się doczekać, kiedy oprowadzi ojca, pokaże mu Pielgrzyma i przedstawi Bookerom, cieszyła się każdą milą tej podróży. Siedząc z tyłu, włożyła Robertowi kapelusz na głowę. Był dla niego za mały i wyglądał śmiesznie, lecz Robert nie zdjął go, a wkrótce rozbawił je relacją ze swego lotu przesiadkowego do Salt Lake City. Prawie wszystkie miejsca były zajęte przez odbywający tournee chór kościelny, który całą drogę śpiewał. Robert siedział ściśnięty pomiędzy dwoma obszernymi altami, z nosem zakopanym w przewodniku po Montanie, podczas gdy wszyscy dookoła niego grzmieli Bliżej mojego Boga, co - na wysokości trzydziestu tysięcy stóp - było oczywiście prawdziwe. Pozwolił Grace pogrzebać w swojej torbie w poszukiwaniu prezentów, które kupił w Genewie. Dla niej przywiózł wielkie pudełko czekoladek i miniaturowy zegar z najdziwniejszą kukułką, jaką Grace kiedykolwiek widziała. Jej kukanie, jak musiał przyznać Robert, przypominało raczej skrzek papugi z hemoroidami. Była jednak absolutnie autentyczna, przysięgał; wiedział na pewno, że tajwańskie kukułki, zwłaszcza te hemoroidalne, dokładnie tak wyglądają i śpiewają. Prezentami dla Annie, które Grace także odpakowała, okazały się zwyczajowa buteleczka jej ulubionych perfum oraz jedwabna chusta, której - jak wszyscy troje wiedzieli - nigdy nie będzie nosić. Annie powiedziała, że to bardzo ładne i nachyliwszy się pocałowała go w policzek. Patrząc na rodziców, zjednoczonych ramię przy ramieniu, Grace odczuwała prawdziwe zadowolenie. To było tak, jakby ostatnie kawałki popękanych puzzli jej życia weszły na swoje miejsce. Jedyna wolna przestrzeń, jaka pozostała, to jeżdżenie na Pielgrzymie, lecz ona - jeśli dzisiaj na ranczo wszystko poszło dobrze - wkrótce też zostanie wypełniona. Dopóki nie miały pewności, żadna z nich nie zamierzała wspomnieć o tym Robertowi. Ta perspektywa zarówno ją ekscytowała, jak i niepokoiła. Nie tyle chciała na nim znowu jeździć, co wiedziała, że musi. Odkąd dosiadła Gonzo, nikt jakby nie wątpił, że to zrobi - pod warunkiem, oczywiście, iż Tom uzna to za bezpieczne. Tylko ona, w duchu, miała wątpliwości. Nie były one związane ze strachem, przynajmniej nie w prostym znaczeniu. Martwiła się, że gdy nadejdzie ta chwila, może odczuwać strach, ale była właściwie pewna, że w takim przypadku przynajmniej uda jej się go kontrolować. Bardziej jednak niepokoiła się tym, że może zawieść Pielgrzyma. Że nie okaże się wystarczająco dobra. Jej proteza zrobiła się teraz tak ciasna, iż sprawiała jej ciągły ból. Przez ostatnie kilka mil spędu był on prawie nie do zniesienia. Nie wspomniała o tym żywej duszy. Kiedy Annie zauważyła, jak często teraz zdejmuje tę nogę, gdy są same, Grace zbyła ją. Trudniej było udawać przed Terri Carlson. Zauważyła ona, jaki opuchnięty jest kikut i powiedziała Grace, że pilnie potrzebuje nowego dopasowania. Problem w tym, że nikt na Zachodzie nie wykonywał tego typu protez. Jedynym miejscem, gdzie mogło to zostać zrobione, był Nowy Jork. Grace była zdecydowana wytrzymać. Został jeszcze tylko tydzień albo najwyżej dwa. Będzie jedynie musiała mieć nadzieję, że ból nie rozproszy jej zbytnio i nie osłabi, kiedy nadejdzie ten moment. Zapadał zmierzch, kiedy opuścili drogę nr 15 i skierowali się na zachód. Przedgórze Gór Skalistych przed nimi upstrzone było wielkimi burzowymi chmurami, które prawie sięgały ku nim pod gęstniejącym niebem. Przejeżdżali przez Choteau, więc Grace mogła pokazać Robertowi tę ruinę, gdzie początkowo mieszkały i dinozaura przed muzeum. Jakimś sposobem udało mu się nie wyglądać ani na takiego wielkiego, ani takiego podłego jak wtedy, gdy tutaj przybyły. Teraz Grace nie zdziwiłaby się, gdyby do niej mrugnął. Zanim dotarli do zjazdu z drogi 89, na niebie utworzyło się sklepienie czerniejących chmur niczym w zrujnowanym kościele, przez które kapryśnie przedzierało się słońce. Zamilkli jadąc prostą żwirową drogą w stronę Double Divide, zamilkli, a Grace zaczęła odczuwać nerwowość. Tak bardzo chciała, by to miejsce zrobiło na ojcu wrażenie. Być może Annie czuła to samo, kiedy bowiem minęli grzbiet górski i ujrzeli Double Divide otwierające się przed nimi, zatrzymała samochód, by Robert mógł ogarnąć to wzrokiem. Wzbity przez nich tuman kurzu objął ich, po czym powoli odpłynął do przodu, rozpraszając się złoto w całkowitym wybuchu słońca. Jakieś konie, pasące się przy topolach okalających najbliższy zakręt strumienia, podniosły łby, żeby popatrzeć. - O rety - powiedział Robert. - Teraz wiem, czemu nie chce wam się wracać do domu. 29 Annie kupiła jedzenie na weekend w drodze na lotnisko, a powinna oczywiście zrobić to wracając
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Zawinięta wraz z głową w gruby, cuchnący koc, Sally nie mogła już wołać o pomoc...
- Król jest głową swojego ludu, ma świecić mu przykładem i pełnić jego wolę...
- Doktor Hampton wzniósł w górę oczy i pokręcił głową...
- Phouka ze smutkiem pokiwał głową i łyknął brandy...
- - Ruszyłem nieco głową i już nie musiałem dotykać niczego pod stopami...
- Ale uprzejmie skinął głową i nalał kieliszek madery...
- Nie kręć głową, mistrzu Łazarzu: nie śmiej się, nie drwij...
- - Gdzie Roland? Arutha pokręcił głową...
- Barmanka potrząsa głową i krzyczy: jest już po jedenastej...