Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pośrodku alei centralnej, zatłoczonej ludźmi, w ostatniej chwili złożono panią Dieulafay; zadziwił go ten zbytek, ta jak gdyby trumna wybita białym jedwabiem, gdzie młoda kobieta leżała w różowym peniuarze przybranym walansjenkami. Mąż w surducie i siostra w czarnej toalecie, odznaczającej się prostą a wyrafinowaną elegancją, stali obok, zaś ksiądz Judaine, klęcząc obok chorej, kończył żarliwą modlitwę. Gdy ksiądz podniósł się, pan Vigneron zrobił mu koło siebie trochę miejsca na ławce. Następnie zwrócił się do niego z pytaniem: – I jakże, księże proboszczu, czy ta biedna młoda pani czuje się trochę lepiej? Ksiądz Judaine uczynił gest bezgranicznego smutku. – Niestety, nie... Miałem tak wielką nadzieję! To ja skłoniłem tę rodzinę do przyjazdu tutaj. Najświętsza Panna przed dwoma laty wyświadczyła mi tak niezwykłą łaskę ratując moje biedne, stracone oczy, że oczekiwałem od niej jeszcze tego dobrodziejstwa... Nie chcę tracić nadziei. Mamy jeszcze przed sobą dzień jutrzejszy. Pan Vigneron przyglądał się kobiecej twarzy, w której można się było jeszcze dopatrzyć pięknego owalu i wspaniałych oczu, ale która teraz była tak zniszczona, barwy ołowiu, podobna do maski pośmiertnej wśród koronek. – To naprawdę bardzo smutne – szepnął. – A gdyby ją pan widział zeszłego lata! – mówił dalej ksiądz. – Mają pałac w Saligny, w mojej parafii, często jadałem u nich obiady... Nie mogę patrzeć bez smutku na jej starszą siostrę, panią Jousseur, tę panią obok, w czarnej sukni; bo między nimi było ogromne podobieństwo, ale chora była jeszcze ładniejsza; to jedna z paryskich piękności. Proszę porównać ten blask, ten królewski wdzięk z nędzą tej żałosnej istoty... Serce się ściska, to przerażająca lekcja! Zamilkł na chwilę. Ten święty, pełen prostoty człowiek, wolny od wszelkich namiętności, pozbawiony żywszej inteligencji, która mąciłaby jego wiarę, okazywał naiwny podziw wobec urody, bogactwa, władzy, których nigdy nikomu nie zazdrościł. Jednakże ośmielił się wyrazić pewną wątpliwość, skrupuł, który zakłócał zwykłą jego pogodę. – Ja wolałbym, aby przyjechała tutaj skromniej, bez tego całego przepychu, Najświętsza Panna bowiem woli pokornych... Ale rozumiem doskonale, że istnieją konieczności natury spo – łecznej. A przy tym mąż i siostra tak ją kochają! Proszą pomyśleć, że on zdecydował się porzucić interesy, ona zaś swoje przyjemności; tak przeraża ich myśl, że mogliby ją utracić, iż stale mają łzy w oczach i ten zalękniony wyraz twarzy. Toteż należy im wybaczyć, że dają jej tę radość, aby czuła się piękną do ostatniej chwili. Pan Vigneron potakująco skinął głową. O, to wcale nie bogacze mieli największe szansę w Grocie!. Służące, chłopki, biedacy odzyskiwali zdrowie, a wielkie damy wracały stąd ze swoimi chorobami, nie doznawały ulgi mimo ofiarowywanych podarków i grubych świec, które kazały tam spalać w swoim imieniu. I mimo woli spojrzał na panią Chaise, która czując się lepiej wypoczywała teraz z błogą miną. Wtem jakiś szept przebiegł w tłumie, a ksiądz Judaine dodał jeszcze: – Ojciec Massias wchodzi na kazalnicę. To człowiek święty, warto go posłuchać. Wszyscy go znali; gdy tylko się ukazywał, wszystkie dusze ogarniała nowa nadzieja, opowiadano bowiem, że wielka jego żarliwość sprzyjała cudom. Uważano, że głos jego, pełen uczucia i mocy, miły jest Najświętszej Pannie. Wszystkie głowy podniosły się, a napięcie wzmogło się jeszcze, gdy ujrzano ojca Fourcade, który podszedł aż do samej kazalnicy, wspierając się na ramieniu umiłowanego brata, wybranego spośród wielu; i został tam, aby również go słuchać. Podagra w nodze już od rana dawała mu się we znaki, toteż niemało wysiłku kosztowało go, aby stać tak i uśmiechać się.. Rosnąca egzaltacja tłumu radowała go, przeczuwał cuda, wspaniałe uzdrowienia ku większej chwale Marii i Jezusa. Znalazłszy się na kazalnicy, ojciec Massias przez chwilę milczał. Wydawał się bardzo wysoki, chudy i blady, z twarzą ascety, którą podłużała jeszcze spłowiała broda. Oczy mu płonęły, duże, wymowne usta nabrzmiewały od gwałtownych uczuć