Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Nikt o niej nie wie. Nikt tam nigdy nie jeździ. Schodzi się ze stromej skarpy i raptem jest mała zatoczka z piaszczystą plażą, twardą i gładką, a ściana skalna wznosi się wysoko w górę, tak że auta na szosie przejeżdżają wprost nad głową i ludzie nawet nie wiedzą, że ta plaża istnieje. Człowiek czuje się tam tak jak wtedy, kiedy był mały i chował się w pieczarze z krzaków, i patrzał, jak inni go szukają. Nie trzeba nawet kłaść kostiumu kąpielowego i można się opalić od stóp do głów. - Zabierzesz mnie na tę plażę? - spytała. - Co? A pewnie. Jasne. Zabiorę cię. - Nie moglibyśmy pojechać w nocy? I pływać przy księżycu, a potem leżeć na tej samej plaży? I kochałbyś mnie i nikt nie mógłby nas zobaczyć ani wiedzieć, że tam jesteśmy? - Jasne. Jasne - powiedział. - Zrobimy to wszystko. - Ach, tak bym strasznie chciała! - rzekła Karen patrząc na niego z uwielbieniem. - Nikt jeszcze nie robił ze mną czegoś takiego. Naprawdę chcesz mnie tam zabrać? - Pewnie - odparł Warden. - Kiedy chciałabyś pojechać? - W przyszłym tygodniu. Jedźmy na przyszły weekend. Wezmę wóz Dany i spotkam się z tobą gdzieś w mieście. Zabierzemy trochę sandwiczów i piwa. Uśmiechnęła się do niego promiennie, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała. - Dobrze - powiedział Warden. Odwzajemnił jej pocałunek czując pod zgłodniałymi dłońmi bliźniacze mięśnie biegnące wzdłuż jej kręgosłupa od cienkiej talii aż po szerokość ramion, czując chciwą miękkość jej warg na swoich i bliźniaczy ucisk jej piersi na sobie, i myśląc o tym dziecinnym rozpromienieniu jej twarzy, tak odmiennej od zblazowanej twardości, którą na niej obnosiła w kuchni, i zastanawiając się, co to wszystko znaczy, w co ty się wdałeś, u licha, Miltonie, razem z tą twoją kobiecą intuicją? - Chodź tu - powiedział chrapliwie, łagodnie. - Chodź tu, maleńka. Chodź do mnie. Wielka łagodność, którą miał w sobie, którą zawsze pragnął wyzwolić, a nigdy nie potrafił, wezbrała w nim teraz jak rzeka, oślepiająco. - Och - szepnęła Karen. - Nie wiedziałam, że to może być tak. Na dworze deszcz bębni! beustannie i bezustannie spływał strumieniami z dachu, a na ulicy szuranie twardych mioteł popołudniowej służby porządkowej rozlegało się kojąco poprzez deszcz. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Mianowanie szeregowca Bluma starszym szeregowcem nie było niespodzianką dla kompanii G. Od końca grudnia liczono się z tym, że pierwszy wolny stopień dostanie Blum, który - dopóki nagle nie stanął w ubiegłym roku do rozgrywek o mistrzostwo kompanii, a potem pułku, i nie wygrał czterech walk na stadionie - był tylko jedną z wielu bezbarwnych twarzy spoglądających z niemrawymi uśmieszkami z dorocznej grupowej fotografii kompanii. Z mniej niż przeciętnego żołnierza Blum - posługując się tęgą tyczką programu bokserskiego - wyskoczy! na pozycję jedynego szeregowca, ze starszymi szeregowcami włącznie, którego Ike Galowicz wywoływał z szeregu, żeby prowadził musztrę, i którego przygotowywano na kaprala. Wiodąca wieczną walkę frakcja niesportowców bardzo ostro napiętnowała ten oczywisty faworytyzm. Kapitan Holmes byłby zgorszony, potem dotknięty, a wreszcie oburzony, gdyby mógł znać reakcję większości żołnierzy swojej kompanii na awans Bluma, ale dotarła do niego jedynie cząstka szeptanych komentarzy, i to dopiero po takim ich rozwodnieniu przez tych, co mu je powtórzyli, ażeby były odpowiednie dla jego uszu. Zawodnicy - choć żaden z nich nie należał specjalnie do przyjaciół Bluma - przyjęli go na swoje łono po bratersku i bronili gwałtownie. Musieli tak postąpić, aby utwierdzić swoją doktrynę, że sportowcy są lepszymi dowódcami, co było zawsze ich usprawiedliwieniem wobec szemrania pełniących zwykłą służbę szeregowców, którzy nie mogli dobić się stopnia. Mały Maggio, szuler i były ekspedytor od Gimbela, był szczególnie rozgoryczony i wściekły. - Gdybym wiedział - mówił do Prewitta, który sypiał o dwie prycze od niego w sali drużyny "Wodza" Choate'a - gdybym wiedział, jak to jest w tym wojsku! Ze wszystkich ludzi w naszym oddziale dają ten wolny stopień akurat Blumowi. Bo jest pięściarz. - A czegoś się spodziewał, Angelo? - uśmiechnął się Prew. - I pomyśl, że on nawet nie jest dobrym żołnierzem - rzekł gorzko który posępnie zatopił się w kartach, i znowu na Sala, przez którego w końcu zaprzyjaźnił się z nimi. Sal Clark, ze swymi nieśmiałymi, ufnymi oczami i z lekka zakłopotanym uśmiechem, przypominał wiejskiego półgłupka, który jest całkowicie pozbawiony złośliwości, zawiści, nieufności czy chęci wywyższenia się, który nie potrafi utrzymać się w naszym społeczeństwie i którego zamożni biznesmeni radośnie wyrywają sobie z rąk przy każdej sposobności, żywiąc go, ubierając i pielęgnując czule, jak gdyby w jakiś metafizyczny sposób mógł swoim ciasnym umysłem wstawić się za nich do Boga lub ochronić ich od wyrzutów sumienia. Podobnie Sal Clark cieszył się opieką i względami jako maskotka kompanii. Anderson parę razy robił Prewowi przyjazne awanse, a w dzień wypłaty, kiedy Prew przepuścił swój żołd, zaproponował mu nawet pożyczkę, ale ilekroć zwracał się do niego, Prew odprawiał go z kwitkiem, bo oczy Andy'ego nigdy nie skupiały się na jego twarzy, tylko zawsze patrzyły gdzieś w bok, a Prew nie chciał mieć za przyjaciół tych, co się go obawiają. I dopiero kiedy Sal Clark ze swoimi dużymi, głębokimi, nie rozumiejącymi, sarnimi oczami poprosił go ufnie, żeby się zaprzyjaźnili, zrozumiał nagle, że nie może odmówić. ...Zdarzyło się to jednego z tych ciepłych lutowych wieczorów przed początkiem pory deszczowej, kiedy gwiazdy zdawały się tak bliskie, że można by ich dotknąć. Wyszedł z oparów dymu i alkoholu u Choya, czując, jak piwo krąży w nim lekko, i przystanął w oświetlonym tunelu bramy wypadowej, który skupiał rozległe odgłosy nocy. Po drugiej stronie dziedzińca paliły się jeszcze światła w drugim batalionie, a na ich tle, na galeryjkach, poruszały się ciemne sylwetki. Mroczny czworobok był nakrapiany robaczkami świętojańskimi tlących się papierosów, zgromadzonych wokoło dzbanów piwa, i rozżarzających się, kiedy ktoś się zaciągał, a potem przygasających znowu. Z przeciwległego kąta w pobliżu megafonu trębacza dolatywały dźwięki gitary i pieśń śpiewana na cztery głosy. Ktoś brzękał jednym palcem, ale melodia była jędrna i niosła się czysto i wyraźnie przez dziedziniec, brzmiąc dobrze
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Wycofanie się wojsk polskich z Ukrainy, która dostała się tym razem Moskwie prawie darmo, oznaczało praktycznie rezygnację Polski ze spraw ukraińskich...
- W jednym z takich obszarów Hearn odkrył pewną osobliwość, którą natychmiast określił jako „tuman kurzu" - Tuman kurzu - zwrócił się do Martindale'a, wskazując...
- Wreszcie między życiem małżeńskim a aktywnością publiczną Pliniusz ustanawia nie tyle wspólną zasadę, która łączy zarządzanie domem i władzę nad innymi, ile złożoną grę...
- Siostra Morrisa Steina, Fania, bogata chuda brunetka w wieku może trzydziestu pięciu lat, która była zagorzałą pacyfistką, dała mu do przeczytania Tołstoja i Kropotkina...
- Ao 4 ci kulszowej(remis ossis ischii)stanowi spłaszczoną, 'cienłeiKości, która odchodzi od dolnej części trzonu prawie pod FosWm i biegnie przyśrodkowo oraz do przodu...
- Nieharmonijny wrzask metakoncertu Hydry odbił się echem w umyśle Dee, ta ohydna symfonia mentalna, która pozwalała czterem istotom ludzkim zamienić się w jednego...
- Wziętość zaś Juwenala, która tak znakomicie się umocniła właśnie za rzymskiego pobytu Ammiana, miała trwać odtąd stosunkowo bez większych zmian przez całe stulecia...
- Przeglądając podania o pracę, wybrała list motywacyjny referentki, która podczas rozmowy zrobiła na niej dobre wrażenie swą niezwykłą stanowczością oraz pewnością...
- Jeden z oficerów armii znalazł cytrynę, którą zamierzał w całości zachować dla siebie; gwałtowne i usilne nalegania przekonały go, jak niebezpieczne może być samolubstwo...