Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. íałuję, żem tu przybył, bo o towar coraz trudniej, a o zapłatę jeszcze bardziej... - O ile wiem, miasto całkowicie okrążone nie jest. Przecież idą wyprawy po żywno×ć. - Wszakże nie zawsze szczę×liwie wracają! No, ale mniejsza z tym. Mów waszmo×ć, jaką sprawę masz do mnie? - U pana Sapiehy wikt mam zapewniony, ale o trunki sam muszę zadbać. Przybyłem zatem spytać, czy nie mógłbym u waćpana dostać ze dwa antałki piwa i beczułkę miodu? Rzecz prosta za gotowiznę... - dodał z u×miechem Rutje. - Tyle zawsze się znajdzie, nie wiem tylko, czy ekspens dla waćpana nie będzie za duży, bo ceny tu inne niż u was. - Co× nieco× już się rozeznałem, wszakże dla go×ci trunek muszę mieć, by za chudopachołka nie uchodzić. Kiedy po krótkim targu, który Peter uznał za wskazany, transakcja została zawarta, Suchecki skinął głową i rzekł: - Dobrze zatem, podrzucę towar woźnicą, a Sonia odbierze gotowiznę, bo będzie w pałacu po należno×ć od pana Sapiehy. - Pan Suchecki wyciągnął flaszkę z miodem, rozlał trunek, uniósł swój kielich ku go×ciowi i odezwał się ponownie: - Tuszę, że na tej jednej dostawie waćpan nie poprzestaniesz i będę miał sposobno×ć jeszcze go obsłużyć. - Przy takich cenach wiele mój mieszek nie zdzierży... - z żartobliwym u×miechem odpowiedział Rutje. Grigorij Pawłowicz westchnął. - Tak, muszę przyznać, że nietani to zakup, ale racz waćpan wziąć pod uwagę, jak niebezpieczny jest przewóz towarów. Sporo transportów tracę po drodze, a i woźnice, nadstawiając karku, każą sobie słono za to płacić. Wszakże waćpanu, jako staremu znajomemu i go×ciowi jeszcze spod Smoleńska, obiecuję w cenach pofolgować... - Wdzięcznym sercem przyjmuję tę obietnicę waćpana! - Peter okazał należyte zadowolenie. - Nie omieszkam z tego skorzystać. - O ile waćpan nie opu×cisz Moskwy... Długo masz zamiar tu zabawić? Nie pierwszy raz od czasu poznania Sucheckiego Rutje dostrzegł badawczą czujno×ć we wzroku kupca, który jakby chciał zajrzeć do mózgu swego rozmówcy. Toteż coraz bardziej był pewny, że stary kupiec jest godzien uwagi. - Pozostanę tu tak długo, jak długo będzie tu przebywał pan Sapieha. Nie sądzę bowiem, by odprawił mnie od swego boku - odpowiedział Peter wesoło. - Winszować zatem... - Suchecki upił miodu i otarłszy wąsy dodał: - Wielki to bowiem wódz. Takiego nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie próżno by szukać. - Miłe mi te słowa, gdyż pod nim teraz służę... Pozwól wszakże waćpan, że go już pożegnam, bo na mnie czas. - Rutje podniósł się z krzesła. - Z tym wszakże, że zajrzę do waćpana w razie dalszej potrzeby. - Rad temu będę. Sądzę jednak - dodał Suchecki z dobrodusznym, ale i nieco kpiącym u×miechem - że i Sonia także... Była to okrężna akceptacja dalszego kontaktu z dziewczyną, co nie uszło uwagi Petera. Następnego dnia gdzie× około południa Makary zawiadomił go, że siostrzenica kupca wła×nie rozlicza się z ochmistrzem. Ruszył więc zaraz i ujrzał wychodzącą z kantoru Sonię. Na jego widok u×miechnęła się wołając: - Dzień dobry waszmo×ć panu! - I ja witam waćpannę rad ze spotkania! Pozwól wszakże, bym przede wszystkim ui×cił się z długu, zanim zaczniesz mnie ranić kpiącymi słowy. - Zapłata może zaczekać, najpierw wolę waćpana nieco podręczyć. - Poniechaj mnie jednak choć na chwilę. Moja izba stąd parę kroków, tam mam swą sakiewkę, niechże wprzódy zapłacę, com winien waćpanny wujowi. Sonia zmarszczyła brwi i spojrzała mu w oczy. Wszakże surowo×ci w wyrazie twarzy przeczyły iskierki rozbawienia drgające we wzroku. - Niecnota z pana! - rzuciła z przyganą. - O×mielasz się samotną dziewczynę prosić do męskiej izby? Nie wstyd ci? - Przecież grzechu nie popełnię, je×li nawet wyznam waćpannie, jak gorącym afektem ku niej pałam! - Hm... I obiecujesz być statecznym? - W miarę sił, jak mi Bóg miły! - No dobrze... Zapłatę muszę przecież odebrać. Kiedy znaleźli się w izbie, jaki× czas stała przesuwając wzrokiem po jego wnętrzu. - Wa×ć nie sam tu kwaterujesz? - spytała ujrzawszy dwa posłania. - Wziąłem do siebie pocztowego, aby było do kogo otworzyć gębę. Ale teraz go nie ma. - Wa×ć chcesz mnie tym uspokoić? - Zerknęła zalotnie na Petera. - Toć mówiłem, że skrytych zamiarów nie mam... - U×miechnął się. - Racz zatem waćpanna przysią×ć, wnet wręczę należno×ć dla krewniaka. Sonia w milczeniu przysiadła na skrzyni, on za× wyciągnął z podróżnej torby sakiewkę i odliczywszy sumę wręczył ją dziewczynie ze słowami: - Obrachunek mamy za sobą, teraz możemy i o swoich sprawach pogadać. - Jakież to są te nasze sprawy? - Zawinęła pieniądze w chusteczkę i schowała za stanik. - Toć nic nas ze sobą nie wiąże! - A szkoda... - Siadł obok niej, i to blisko, jednak nie odsunęła się. - Zbyt mi waćpanna przypadła do serca, abym tego nie pragnął. Moje waćpanna zdobyła×, czy i twoje nie okaże mi przychylno×ci? Opu×ciła głowę i milczała chwilę